poniedziałek, 16 września 2013

25. Masakra.

Wchodząc do biura, zamknęłam za sobą drzwi. Dźwięk w telefonie wyłączyłam, żeby mi nikt nie przeszkadzał. W szczególności jedna osoba. Roztrzęsiona usiadłam za biurkiem i spojrzałam na ekran komputera. Oczy strasznie piekły, ale nie chciałam płakać, nie w pracy, nie przy wszystkich. Musiałam się teraz skupić na pracy. Pierwsze co zrobiłam to wysłałam smsa do Natalii z prośbą o numer jej znajomego koronera. Potem czekając na informację, włączyłam komputer i zaczęłam szukać ciekawostek na temat dziwnych, śmiertelnych przypadkach. Znalazłam kilka stron w archiwum, większość z nich było nierozwiązanymi sprawami.
- "452111090. Numer koronera. Nazywa Sam Donavan. Powiedz, że masz jego numer ode mnie. I ostrzegam, Don jedzie do biura. Trzymaj się. Natalia."
Nie miałam sił nawet odpisać. Przyjęłam wszystko do wiadomości. Numer telefonu zapisałam na kartce, a telefon odłożyłam na brzeg biurka.. tam gdzie mój wzrok nie sięgał. Czekało mnie dużo dzwonienia, ponieważ wszystkie te sprawy, które były morderstwem lub przypadkiem kończyły się bardzo szybko już na samym początku. Brakowało dowodów i świadków. Wydrukowałam kilka stron i zaczęłam czytać. Pierwszy z nich Henry, zginął z przedawkowania swojego lekarstwa, które zażywał każdego dnia, w takiej samej ilości od kilku lat. Czytając dokładniej akta, stwierdziłam, że to rzeczywiście mógłby być przypadek. Chociaż... od kilku lat i popełnić taki błąd? No cóż. Odłożyłam kartkę na bok i zabrałam się za następnego denata. Max Barton (ten od znajomego koronera Natalii) zapalił papierosa, a potem zasnął. No to kretyn.. Różowym mazakiem zakreślałam nazwisko prowadzącego sprawę, jak i lekarza sądowego. Do tego wszystko co mogłoby go połączyć z innymi przypadkami.
- Jasmine. Ja chcę porozmawiać. - powiedział Don stojąc nade mną.
- Nawet nie słyszałam kiedy tu wszedłeś. - odpowiedziałam nie odrywając nosa od zakreślanych nazwisk. - Tak się składa, że ja nie chcę z tobą rozmawiać.
- Daj mi wytłumaczyć.
- Ale co tu tłumaczyć? Masz dziecko, syna. Margaret powinna siedzieć, a jednak wyszła? Jak to możliwe?
- Za dobre sprawowanie zwolnili ją. Pytaj, pytaj o co chcesz! Odpowiem na wszystko. - błagał wręcz o to, żebym zwróciła na niego uwagę.
Udało mu się. Mogłam zapytać o wszystko,a  wybrałam tylko jedno pytanie. Oderwałam się od papierków i nie wstając z miejsca, spojrzałam mu w oczy.
- Kiedy zaszła w ciąże i kiedy urodziła? To mnie interesuje.
- Zaszła w ciąże przed Twoim przyjazdem. Ale przysięgam, ja już z nią wtedy nie byłem.. Jak ją wsadziliśmy do paki była w piątym miesiącu ciąży.
- Wiec spędziliśmy ze sobą wspaniałe 4 miesiące. A teraz to chyba koniec. - powiedziałam zakrywając twarz dłońmi.
- Jas! No co Ty?! Daj nam szanse. - klęknął przede mną.
- A jak ty sobie ty wyobrażasz? Ty, ja, Twój syn i Margaret? Nie dam rady. To dla mnie za dużo. - ciągnęłam. - Dokończmy tą sprawę jak profesjonaliści, a potem poproszę Liama o zmianę partnera.
- Jak sobie chcesz. - powiedział i zasiadł za swoi biurkiem.
Nieźle. Nawet nie walczy! Co facet. Otarłam łzy, zacisnęłam zęby i wróciłam do papierów. Ciężko było o pełne skupienie, wiedząc, że mężczyzna na którym Ci zależy siedzi niedaleko... ale nie mogłam się rozklejać. Była ważna zagadka do rozwiązania, więc musiało mi się udać. Numerów telefonów nie było wiele, w każdym przypadku sprawa kończyła się w momencie wystawienia raportu przez koronera. Jednak w dwóch trafach sprawę załatwił ten sam lekarz sądowy. Postanowiłam zaryzykować. Zapisałam adres na kartce i zaczęłam się zbierać. Wychodząc z pokoju, usłyszałam.
- Mogę jechać z tobą. 
- Poradzę sobie. Trzeba poczekać na raport od Natalii. - powiedziałam odwracając się do Dona.
- Nie masz samochodu. - krzyknął na koniec.
- Mam. Natalii. 
Zdenerwowana poleciałam do windy. Kiedy drzwi się zamknęły, dałam upust emocjom. Nie trzymałam ich dłużej w sobie, bo to nie miało większego sensu. Zaciskałam zęby i patrzyłam w ścianę. Wyglądałam strasznie.

Szłam jasnym korytarzem sądu najwyższego. Szukając recepcji, rozglądałam się po wspaniale zaprojektowanym budynku. Wszędzie był monitoring. No tak.. przecież jestem w sądzie. Mijałam po drodze adwokatów i sędziów, ale nigdzie nie widziałam napisu "Lekarz sądowy". Nie poddając się, zajrzałam do recepcji. Siedziała tam brunetka o zimnych, niebieskich oczach. Na nosie spoczywały okulary w czerwonych oprawkach. Stałam na przeciw niej, a jednak zdawała się mnie nie widzieć.

- Ekhm. - spojrzałam na nią znacząco kiedy podniosła głowę.
- Słucham? - spytała patrząc na mnie, po czym wróciła do swojej pracy.
- Gdzie znajdę biuro lekarza sądowego?
- Windą na piętro -1. 
- Dziękuję. 
Nie chciało mi się nawet wysilać, bo i tak miała mnie w nosie. Oddalając się się od recepcji zauważyłam tabliczkę z informacją. No tak... nie mogłam jej zauważyć tuż po wejściu do sądu. Obok tablicy była winda, więc poczekałam na swoją kolej. Na transport czekało bardzo dużo osób, ale zdaje się, ze tylko ja byłam zainteresowana koronerem. Zjeżdżając na najniższe piętro, wyszłam z windy i rozejrzałam się po korytarzu. Panowała tu przerażająca cisza, zapach wybielacza... Szłam przed siebie. Szukałam tylko jednych drzwi, do których wejdę i nie będę sama. Bo być w takim miejscu samej... to przerażające doswiadczenie. 
- Szuka pani kogoś? - usłyszałam za plecami. 
- Tak. Sam Donavan? - spytałam, spoglądając na wysokiego szatyna. 
- Zgadza się. A pani to?
- Jasmine Snow. Pracuje w wydziale zabójstw z Natalią Montez. 
- Koleżanka Natalii. Super, zapraszam. - gościnnym gestem zaprosił mnie do swojego biura. 
Weszłam szybko, zostawiając za sobą ten ponury korytarz. Zajęłam miejsce siedzące na przeciwko biurka. W porównaniu do pomieszczenia wcześniej, tu było ciepło i ładnie pachniało. Kładąc torebkę na kolanach, zaczęłam rozmowę.
- Prowadzę śledztwo w sprawie dziwnego morderstwa. 
- Niech zgadnę. Przypadek i brak jakichkolwiek śladów? - spytał, siadając na swoim fotelu. - Prowadziłem dwa podobne przypadki, ale sprawę szybko ułożono z powodu braku dowodów jak i świadków. 
- Czytałam. Nasz denat zginął we własnym samochodzie pogryziony przez pszczoły. Był uczulony na ich jad. 
- To znowu jeden z tych przypadków. Uważasz, że to morderstwo? - spytał widocznie zainteresowany nową sprawą. 
- Nie wiem. Natalia myśli, że to przypadek. I takie też są ślady. W końcu zaparkował pod kwitnącym drzewem. Nie wiem co o tym sądzić, dlatego przyszłam do pana. 
- Jakiego pana. Mów mi Sam. Przyjaciele Natalii są moimi przyjaciółmi. - przerwał na chwilkę. - W czym mam ci konkretnie pomóc?
- Potrzebuje twojej dokumentacji. - zamyśliłam się. - Słuchaj, a ty co myslisz o tym przypadku? 
- No nie wiem. Wydaje mi sie, że to może być przypadek. Po prostu człowiek był nieumyślny. To go zabiło. 
- A jak było wcześniej?
- Prowadziłem sprawę, w której jeden z mężczyzn był tak pijany, że zapalając papierosa, spalił się we własnym łóżku. A druga sprawa była taka, że jeden z mężczyzn zginął na zawał. Powiedzmy, że zabił go strach, w jego pokoju znaleziono pięć jadowitych węży. Zmarł na skutek licznych ukąszeń.
- Masakra. To na pewno nie był przypadek. - powiedziałam bardziej do siebie niż do koronera. - Czyli mogę liczyć na twoją pomoc? 
- Jasne. Prześle wszelką dokumentację Natalii.
- Dzięki. Bede się zbierać. Przyjrze się dokładniej tym panom. - powiedziałam to wstając z krzesła. - Jeszcze raz wielkie dzięki za pomoc. 
- Nie ma problemu. - uścisnął mi dłoń i odprowadził do windy.

W moim małym mieszkaniu zrobiło się jakoś pusto... nieswojo. Czułam się tu jak obcy, który próbuje znaleźć sobie bezpieczną przystań. Ale dla mnie teraz to nie był azyl. Mój schron zniknął razem z informacją o Margaret. Wiem, że w tym przypadku dziecko tu nie jest niczemu winne, ale ta cała wredna Margaret. Dobre sprawowanie... Też mi coś. Wchodząc do łazienki, zdejmowałam z siebie wszystkie rzeczy. Następnie odkręciłam wodę pod pod prysznicem, a brudne rzeczy schowałam do kosza. Kiedy woda była już odpowiedniej temperatury, weszłam pod natrysk i zamknęłam się w czterech ścianach prysznica. Woda nie dawała ukojenia, tak jak miała to w zwyczaju. Teraz przynosiła jeszcze więcej trudnych i męczących myśli, decyzji do podjęcia. Czym prędzej umyłam się i wyszłam. Osuszałam się ręcznikiem, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Założyłam szlafrok wiszący na drzwiach i pośpiesznie poszłam otworzyć, bo odniosłam wrażenie, że drzwi mogą długo nie wytrzymać. Pożałowałam swojej decyzji.

- Jasmine musimy porozmawiać. - mówił pijany Don.
- Nie mamy o czym, poza tym jesteś pijany. - próbowałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. - To bardzo ważne! 
- Daj spokój. Sprawa już załatwiona. Nie kochałeś, a jednak jest w ciąży. Teraz zajmij się dzieckiem, bo chłopiec potrzebuje ojca, jak i matki. - krzyczałam przez łzy.
- Jasmine! Proszę Cie. Wpuść mnie i porozmawiajmy.
- Już Ci coś powiedziałam. - kolejna próba, ale nic z tego.
- Don uspokój się! - usłyszałam z głos dobiegający z klatki schodowej. - Chodź pójdziemy do pokoju i ochłoniesz trochę. - powiedział Ryan przypatrując się mi. - Wszystko dobrze?
- Tak, wszystko ok. Dzieki. - powiedziałam uśmiechając się blado do kolegi. Było mi wstyd, że musiał się temu przyglądać.
-Zadzwonię po Nat. - powiedział wyciągając telefon.

- Nie trzeba, daje radę. - odpowiedziałam, ale i tak wykonał telefon. 
Zamykając drzwi odetchnęłam z ulgą. Don jest w dobrych rękach, więc nie zrobi nic głupiego. Do mnie zaraz przyjdzie Natalia i rozpracujemy tą dziwną sprawę. W głowie cały czas układał mi się czarny scenariusz jeśli chodziło o mnie i Dona. Już nigdy nie mieliśmy być szczęśliwi. Usiadłam na kanapie przed telewizorem i na stoliku do kawy rozłożyłam wszystkie ważne informacje. Kolorowe karteczki z numerami, wydrukowane akta i raporty policyjne. Przeglądałam je już z dziesiąty raz i nic nowego nie znalazłam. Głowa mi pękała, ale nie poddawałam się. Po dłuższej chwili ktoś zapukał do drzwi. Otwierając już nie bałam się tak mocno, przeczuwałam, ze była to właśnie moja przyjaciólka. Najbardziej byłam jej wdzieczna za to, ze nie pytała mnie o to jak sie czuje, co teraz. Unikała zbędnych pytań. Zadała jedno, trafne pytanie.
- Pomogę ci z tą sprawą. - powiedziała siadając na fotelu. - Masz jakieś piwo? - zaśmiała sie pod nosem. - Lepiej się wtedy myśli. 
- No pewnie. Zaraz przyniosę. 
- Czego szukasz konkretnie? - zapytała głośno, kiedy byłam w sypialni. - Trzymasz piwo w sypialni? 
- Nie śmiej się. To schowek, bo cięzko mi wyjść do kuchni. - powiedziałam siadając na swoim miejscu. - Nie wiem czego konkretnie szukam. Jakieś powiązanie, choć najmniejsze będzie już dobre.
- No to szukamy. - zachęciła Natalia otwierając swoją puszkę. 
- Czytałam to już setki razy. - powiedziałam zawiedziona. 
- Spokojnie. Co dwie głowy to nie jedna. Do roboty!
***
Cześć! Przepraszam, że notka nie pojawiała się tak długo, ale byłam tak pochłonięta pracą i innymi sprawami związanymi z edukacją, że na prawdę nie miałam jak. I tak pisałam na szybko właśnie tą część, w domu u przyjaciółki, więc mam nadzieje, że chociaż da się ją przeczytać i coś zrozumieć :p Obiecuje, że wszystko nadrobię!
Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam :*