poniedziałek, 16 września 2013

25. Masakra.

Wchodząc do biura, zamknęłam za sobą drzwi. Dźwięk w telefonie wyłączyłam, żeby mi nikt nie przeszkadzał. W szczególności jedna osoba. Roztrzęsiona usiadłam za biurkiem i spojrzałam na ekran komputera. Oczy strasznie piekły, ale nie chciałam płakać, nie w pracy, nie przy wszystkich. Musiałam się teraz skupić na pracy. Pierwsze co zrobiłam to wysłałam smsa do Natalii z prośbą o numer jej znajomego koronera. Potem czekając na informację, włączyłam komputer i zaczęłam szukać ciekawostek na temat dziwnych, śmiertelnych przypadkach. Znalazłam kilka stron w archiwum, większość z nich było nierozwiązanymi sprawami.
- "452111090. Numer koronera. Nazywa Sam Donavan. Powiedz, że masz jego numer ode mnie. I ostrzegam, Don jedzie do biura. Trzymaj się. Natalia."
Nie miałam sił nawet odpisać. Przyjęłam wszystko do wiadomości. Numer telefonu zapisałam na kartce, a telefon odłożyłam na brzeg biurka.. tam gdzie mój wzrok nie sięgał. Czekało mnie dużo dzwonienia, ponieważ wszystkie te sprawy, które były morderstwem lub przypadkiem kończyły się bardzo szybko już na samym początku. Brakowało dowodów i świadków. Wydrukowałam kilka stron i zaczęłam czytać. Pierwszy z nich Henry, zginął z przedawkowania swojego lekarstwa, które zażywał każdego dnia, w takiej samej ilości od kilku lat. Czytając dokładniej akta, stwierdziłam, że to rzeczywiście mógłby być przypadek. Chociaż... od kilku lat i popełnić taki błąd? No cóż. Odłożyłam kartkę na bok i zabrałam się za następnego denata. Max Barton (ten od znajomego koronera Natalii) zapalił papierosa, a potem zasnął. No to kretyn.. Różowym mazakiem zakreślałam nazwisko prowadzącego sprawę, jak i lekarza sądowego. Do tego wszystko co mogłoby go połączyć z innymi przypadkami.
- Jasmine. Ja chcę porozmawiać. - powiedział Don stojąc nade mną.
- Nawet nie słyszałam kiedy tu wszedłeś. - odpowiedziałam nie odrywając nosa od zakreślanych nazwisk. - Tak się składa, że ja nie chcę z tobą rozmawiać.
- Daj mi wytłumaczyć.
- Ale co tu tłumaczyć? Masz dziecko, syna. Margaret powinna siedzieć, a jednak wyszła? Jak to możliwe?
- Za dobre sprawowanie zwolnili ją. Pytaj, pytaj o co chcesz! Odpowiem na wszystko. - błagał wręcz o to, żebym zwróciła na niego uwagę.
Udało mu się. Mogłam zapytać o wszystko,a  wybrałam tylko jedno pytanie. Oderwałam się od papierków i nie wstając z miejsca, spojrzałam mu w oczy.
- Kiedy zaszła w ciąże i kiedy urodziła? To mnie interesuje.
- Zaszła w ciąże przed Twoim przyjazdem. Ale przysięgam, ja już z nią wtedy nie byłem.. Jak ją wsadziliśmy do paki była w piątym miesiącu ciąży.
- Wiec spędziliśmy ze sobą wspaniałe 4 miesiące. A teraz to chyba koniec. - powiedziałam zakrywając twarz dłońmi.
- Jas! No co Ty?! Daj nam szanse. - klęknął przede mną.
- A jak ty sobie ty wyobrażasz? Ty, ja, Twój syn i Margaret? Nie dam rady. To dla mnie za dużo. - ciągnęłam. - Dokończmy tą sprawę jak profesjonaliści, a potem poproszę Liama o zmianę partnera.
- Jak sobie chcesz. - powiedział i zasiadł za swoi biurkiem.
Nieźle. Nawet nie walczy! Co facet. Otarłam łzy, zacisnęłam zęby i wróciłam do papierów. Ciężko było o pełne skupienie, wiedząc, że mężczyzna na którym Ci zależy siedzi niedaleko... ale nie mogłam się rozklejać. Była ważna zagadka do rozwiązania, więc musiało mi się udać. Numerów telefonów nie było wiele, w każdym przypadku sprawa kończyła się w momencie wystawienia raportu przez koronera. Jednak w dwóch trafach sprawę załatwił ten sam lekarz sądowy. Postanowiłam zaryzykować. Zapisałam adres na kartce i zaczęłam się zbierać. Wychodząc z pokoju, usłyszałam.
- Mogę jechać z tobą. 
- Poradzę sobie. Trzeba poczekać na raport od Natalii. - powiedziałam odwracając się do Dona.
- Nie masz samochodu. - krzyknął na koniec.
- Mam. Natalii. 
Zdenerwowana poleciałam do windy. Kiedy drzwi się zamknęły, dałam upust emocjom. Nie trzymałam ich dłużej w sobie, bo to nie miało większego sensu. Zaciskałam zęby i patrzyłam w ścianę. Wyglądałam strasznie.

Szłam jasnym korytarzem sądu najwyższego. Szukając recepcji, rozglądałam się po wspaniale zaprojektowanym budynku. Wszędzie był monitoring. No tak.. przecież jestem w sądzie. Mijałam po drodze adwokatów i sędziów, ale nigdzie nie widziałam napisu "Lekarz sądowy". Nie poddając się, zajrzałam do recepcji. Siedziała tam brunetka o zimnych, niebieskich oczach. Na nosie spoczywały okulary w czerwonych oprawkach. Stałam na przeciw niej, a jednak zdawała się mnie nie widzieć.

- Ekhm. - spojrzałam na nią znacząco kiedy podniosła głowę.
- Słucham? - spytała patrząc na mnie, po czym wróciła do swojej pracy.
- Gdzie znajdę biuro lekarza sądowego?
- Windą na piętro -1. 
- Dziękuję. 
Nie chciało mi się nawet wysilać, bo i tak miała mnie w nosie. Oddalając się się od recepcji zauważyłam tabliczkę z informacją. No tak... nie mogłam jej zauważyć tuż po wejściu do sądu. Obok tablicy była winda, więc poczekałam na swoją kolej. Na transport czekało bardzo dużo osób, ale zdaje się, ze tylko ja byłam zainteresowana koronerem. Zjeżdżając na najniższe piętro, wyszłam z windy i rozejrzałam się po korytarzu. Panowała tu przerażająca cisza, zapach wybielacza... Szłam przed siebie. Szukałam tylko jednych drzwi, do których wejdę i nie będę sama. Bo być w takim miejscu samej... to przerażające doswiadczenie. 
- Szuka pani kogoś? - usłyszałam za plecami. 
- Tak. Sam Donavan? - spytałam, spoglądając na wysokiego szatyna. 
- Zgadza się. A pani to?
- Jasmine Snow. Pracuje w wydziale zabójstw z Natalią Montez. 
- Koleżanka Natalii. Super, zapraszam. - gościnnym gestem zaprosił mnie do swojego biura. 
Weszłam szybko, zostawiając za sobą ten ponury korytarz. Zajęłam miejsce siedzące na przeciwko biurka. W porównaniu do pomieszczenia wcześniej, tu było ciepło i ładnie pachniało. Kładąc torebkę na kolanach, zaczęłam rozmowę.
- Prowadzę śledztwo w sprawie dziwnego morderstwa. 
- Niech zgadnę. Przypadek i brak jakichkolwiek śladów? - spytał, siadając na swoim fotelu. - Prowadziłem dwa podobne przypadki, ale sprawę szybko ułożono z powodu braku dowodów jak i świadków. 
- Czytałam. Nasz denat zginął we własnym samochodzie pogryziony przez pszczoły. Był uczulony na ich jad. 
- To znowu jeden z tych przypadków. Uważasz, że to morderstwo? - spytał widocznie zainteresowany nową sprawą. 
- Nie wiem. Natalia myśli, że to przypadek. I takie też są ślady. W końcu zaparkował pod kwitnącym drzewem. Nie wiem co o tym sądzić, dlatego przyszłam do pana. 
- Jakiego pana. Mów mi Sam. Przyjaciele Natalii są moimi przyjaciółmi. - przerwał na chwilkę. - W czym mam ci konkretnie pomóc?
- Potrzebuje twojej dokumentacji. - zamyśliłam się. - Słuchaj, a ty co myslisz o tym przypadku? 
- No nie wiem. Wydaje mi sie, że to może być przypadek. Po prostu człowiek był nieumyślny. To go zabiło. 
- A jak było wcześniej?
- Prowadziłem sprawę, w której jeden z mężczyzn był tak pijany, że zapalając papierosa, spalił się we własnym łóżku. A druga sprawa była taka, że jeden z mężczyzn zginął na zawał. Powiedzmy, że zabił go strach, w jego pokoju znaleziono pięć jadowitych węży. Zmarł na skutek licznych ukąszeń.
- Masakra. To na pewno nie był przypadek. - powiedziałam bardziej do siebie niż do koronera. - Czyli mogę liczyć na twoją pomoc? 
- Jasne. Prześle wszelką dokumentację Natalii.
- Dzięki. Bede się zbierać. Przyjrze się dokładniej tym panom. - powiedziałam to wstając z krzesła. - Jeszcze raz wielkie dzięki za pomoc. 
- Nie ma problemu. - uścisnął mi dłoń i odprowadził do windy.

W moim małym mieszkaniu zrobiło się jakoś pusto... nieswojo. Czułam się tu jak obcy, który próbuje znaleźć sobie bezpieczną przystań. Ale dla mnie teraz to nie był azyl. Mój schron zniknął razem z informacją o Margaret. Wiem, że w tym przypadku dziecko tu nie jest niczemu winne, ale ta cała wredna Margaret. Dobre sprawowanie... Też mi coś. Wchodząc do łazienki, zdejmowałam z siebie wszystkie rzeczy. Następnie odkręciłam wodę pod pod prysznicem, a brudne rzeczy schowałam do kosza. Kiedy woda była już odpowiedniej temperatury, weszłam pod natrysk i zamknęłam się w czterech ścianach prysznica. Woda nie dawała ukojenia, tak jak miała to w zwyczaju. Teraz przynosiła jeszcze więcej trudnych i męczących myśli, decyzji do podjęcia. Czym prędzej umyłam się i wyszłam. Osuszałam się ręcznikiem, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Założyłam szlafrok wiszący na drzwiach i pośpiesznie poszłam otworzyć, bo odniosłam wrażenie, że drzwi mogą długo nie wytrzymać. Pożałowałam swojej decyzji.

- Jasmine musimy porozmawiać. - mówił pijany Don.
- Nie mamy o czym, poza tym jesteś pijany. - próbowałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. - To bardzo ważne! 
- Daj spokój. Sprawa już załatwiona. Nie kochałeś, a jednak jest w ciąży. Teraz zajmij się dzieckiem, bo chłopiec potrzebuje ojca, jak i matki. - krzyczałam przez łzy.
- Jasmine! Proszę Cie. Wpuść mnie i porozmawiajmy.
- Już Ci coś powiedziałam. - kolejna próba, ale nic z tego.
- Don uspokój się! - usłyszałam z głos dobiegający z klatki schodowej. - Chodź pójdziemy do pokoju i ochłoniesz trochę. - powiedział Ryan przypatrując się mi. - Wszystko dobrze?
- Tak, wszystko ok. Dzieki. - powiedziałam uśmiechając się blado do kolegi. Było mi wstyd, że musiał się temu przyglądać.
-Zadzwonię po Nat. - powiedział wyciągając telefon.

- Nie trzeba, daje radę. - odpowiedziałam, ale i tak wykonał telefon. 
Zamykając drzwi odetchnęłam z ulgą. Don jest w dobrych rękach, więc nie zrobi nic głupiego. Do mnie zaraz przyjdzie Natalia i rozpracujemy tą dziwną sprawę. W głowie cały czas układał mi się czarny scenariusz jeśli chodziło o mnie i Dona. Już nigdy nie mieliśmy być szczęśliwi. Usiadłam na kanapie przed telewizorem i na stoliku do kawy rozłożyłam wszystkie ważne informacje. Kolorowe karteczki z numerami, wydrukowane akta i raporty policyjne. Przeglądałam je już z dziesiąty raz i nic nowego nie znalazłam. Głowa mi pękała, ale nie poddawałam się. Po dłuższej chwili ktoś zapukał do drzwi. Otwierając już nie bałam się tak mocno, przeczuwałam, ze była to właśnie moja przyjaciólka. Najbardziej byłam jej wdzieczna za to, ze nie pytała mnie o to jak sie czuje, co teraz. Unikała zbędnych pytań. Zadała jedno, trafne pytanie.
- Pomogę ci z tą sprawą. - powiedziała siadając na fotelu. - Masz jakieś piwo? - zaśmiała sie pod nosem. - Lepiej się wtedy myśli. 
- No pewnie. Zaraz przyniosę. 
- Czego szukasz konkretnie? - zapytała głośno, kiedy byłam w sypialni. - Trzymasz piwo w sypialni? 
- Nie śmiej się. To schowek, bo cięzko mi wyjść do kuchni. - powiedziałam siadając na swoim miejscu. - Nie wiem czego konkretnie szukam. Jakieś powiązanie, choć najmniejsze będzie już dobre.
- No to szukamy. - zachęciła Natalia otwierając swoją puszkę. 
- Czytałam to już setki razy. - powiedziałam zawiedziona. 
- Spokojnie. Co dwie głowy to nie jedna. Do roboty!
***
Cześć! Przepraszam, że notka nie pojawiała się tak długo, ale byłam tak pochłonięta pracą i innymi sprawami związanymi z edukacją, że na prawdę nie miałam jak. I tak pisałam na szybko właśnie tą część, w domu u przyjaciółki, więc mam nadzieje, że chociaż da się ją przeczytać i coś zrozumieć :p Obiecuje, że wszystko nadrobię!
Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam :*

niedziela, 1 września 2013

24. Wszystko wróciło na swoje miejsce... no nie wszystko.

Po powrocie z pracy od razu wzięłam się za przygotowania. Nie było tego wiele, ale jeśli chciałam pomieścić tutaj około dziesięciu osób, musiałam się postarać. Don jako mężczyzna idealny, pomagał mi ile sił. Zrobił zakupy tak jak prosiłam i pomógł przygotować kolację. Całe przygotowania zajęły nam, łącznie ze sprzątaniem, może z trzy godziny. Niby to nic wielkiego, ale chciałam, żeby było idealnie. Na gości nie trzeba było czekać długo, przychodzili na czas z miłymi podarunkami. 
- Cześć! Zapraszam wszystkich do salonu. - powiedziałam zapraszając wszystkich do stołu.
Wszyscy moi przyjaciele z uśmiechem na twarzy zajmowali miejsca siedzące. Byłabym zapomniała korkociągu. Kiedy miałam już go w ręku, przystanęłam w progu drzwi. Widok był przepiękny. Wielki stół, zastawiony przepyszną kolacją, a przy nim siedzący najbliżsi mojemu sercu ludzie. Oczywiście podczas spożycia kolacji, chłopaki nie mogli powstrzymać się od ciętych komentarzy na temat mojego odwołanego już (na szczęście) zawieszenia.
- Jakie to pyszne! - pochwaliła Natalia, kiedy kończyła posiłek. - Już dawno nie jadłam tak pysznej kolacji. Uwielbiam Cię za to! - posłała mi całusa. 

- Dobra, dobra. Nie podlizuj się. I tak nie będziemy tu za często wpadać, bo ja też mam Ci do pokazania, jakiż to wielki talent kulinarny posiadam. - zwrócił się Ryan do swojej dziewczyny. - Zobaczysz, ja robię lepsze.
- Ale co takiego? - uciął ironiczne Liam. 
- Wszystko! - zaśmiał się ciemnowłosy chłopak. - Jestem facetem doskonałym! 
Atmosfera była tak wspaniała, że dało się jej nijak zepsuć. Jeśli nawet zadzwoniliby teraz z pracy, to miałabym pewność, że Liam i tak by nie odebrał tego telefonu. Już od dłuższego czasu zastanawiałam się nad pokrewieństwem Liama i Ryana. W końcu oboje mieli takie same nazwiska, a i tak między nimi nie było widać podobieństwa. Ryan miał ciemne włosy, tak jak Liam z tym, że pierwszy miał ciemne oczy, a drugi zielone. Ponad to wszystko kolega po fachu i chłopak mojej przyjaciółki posiadał najpiękniejszy akcent na świecie. Mimo takich różnic, postanowiłam zaryzykować i zadać to męczące mnie pytanie. 
- Słuchajcie. - kiedy zamyśliłam się, dotarło do mnie, że właśnie jestem w centrum uwagi. - Liam i Ryan, c-c-czy w-wy jesteście spokrewnieni? - zapytałam niepewnie, nie wiedząc jak na to zareagują goście. Chłopaki spojrzeli na siebie znacząco, a ja dalej nie wiedziałam co i ich łączy prócz nazwiska. Czekałam na odpowiedź, kiedy to wszyscy zaniemówili. 
- Jesteśmy.. - zaczął Liam. 
- Kuzynostwem. - dokończył szybko Ryan. - A skąd wpadł Ci do głowy ten pomysł?
- Stąd, że już od dłuższego czasu zastanawia mnie, dlaczego macie to samo nazwisko. - zamyśliłam się na chwilę. - I jak widać, nie wytrzymałam. - zaśmiałam się głośno. 
Wieczór upłynął bardzo szybko. Nim skończyłam powiedzieć "deser", połowa ludzi zaczęła zbierać się do domu. No tak... Przecież nie tylko ja wstawałam jutro do pracy na poranną zmianę. Pożegnaliśmy wszystkich serdecznie, wręczając przy tym pojemniki z deserem. Jak to mówiłam- "na potem". Do pomocy przy sprzątaniu zostali Natalia z Ryanem. Byli młodzi i szaleńczo w sobie zakochani. Było widać po samym chłopaku, że kochał swoją dziewczynę do szaleństwa. Chciałabym, że właśnie tak widziano mnie z Donem.
- Dzięki za pomoc. - odparłam zmęczona do ubierającej się pary. 

- Nie ma za co. Zrobiłabyś to samo dla nas. - powiedziała Natalia również już zmęczonym głosem. - Do zobaczenia w pracy. 
- Dobranoc. 

Pobudka nad ranem była bardzo ciężka. Dlaczego? Obudził mnie kac i to tak silny, że nie potrafiłam sobie z nim poradzić. Do torebki schowałam małą butelkę wody, a w domu zabrałam się za zrobienie śniadanie dla siebie i ukochanego. Zjadłam jedną, małą kanapkę, bo na więcej mój żołądek nie miał ochoty. Byłam zmęczona, ale myśl o tym, że od dzisiaj mogę wrócić do pracy w terenie dawała mi jakiś rodzaj wielkiej energii. Wzięłam szybki prysznic, a potem stanęłam na przeciw wielkiej szafy i zastanawiałam się, co na siebie dzisiaj założyć. Przeglądałam ubrania setki razy, ale nigdy nie sądziłam, że mam tego aż tyle. Po dłuższym szukaniu, zdecydowałam się na na czerwoną zwiewną tuniczkę i ciemne jeansy. Do tego dołączyłam czarną, skórzaną skórę i malinową apaszkę. Kiedy już wskoczyłam w wybrane ubrania, poszłam jeszcze do łazienki nałożyć lekki makijaż i już potem byłam gotowa do wyjścia. Don, jak zauważyłam, był już po śniadaniu i szybkim prysznicu. Włosy miał jeszcze trochę mokre, ale nie chciał nas opóźniać przez korzystanie z suszarki, dlatego też zamiast czekania w domu, ruszyliśmy do pracy.

- Liam mówił, że ma dla nas sprawę. - powiedział Don, wchodząc do gabinetu z dwoma kubkami gorącej kawy. - Idziemy?

- Jasne. - powiedziałam. - Nie mogę się doczekać nowej sprawy. 
Szłam obok Payna, co chwila popijając małymi łyczkami, aromatyczną kawę. Zapukaliśmy do drzwi szefa, a kiedy usłyszeliśmy jego głośne "słucham", weszliśmy do środka. Dzisiaj pomimo wczorajszego, udanego wieczoru widać było zmianę w jego zachowaniu. Był jakiś nie swój. Jego czupryna opadała niedbale na czoło, a oczy mówiły tylko jedno- jestem wkurzony i niewyspany. Bałam się, że znowu coś narobiłam, bo ostatnie problemy były spowodowane moją osobą, ale to nie było to. Coś go dręczyło. 
- Liam, co jest? - spytał Don, podchodząc do zdenerwowanego szefa. - Mów.
- Jest sprawa. Otóż jedziecie na miejsce zbrodni, trzy przecznice dalej... - zamyślił się na chwilę. - O ile się nie mylę to będzie Brentwood 21. Nietypowa sprawa. Jeden z naszych twierdzi, że to morderstwo, ale ślady mówią o przypadku.
- Dziwna sprawa. - stwierdziłam. - Ekipa już tam pojechała?

- Na pewno jest Natalia z Ryanem. Do tego wysyłam jeszcze was. Powodzenia. - powiedział krótko i wyszedł z pomieszczenia. 
Nie wiedziałam co miałam o tym myśleć już z samego początku. Przypadek czy morderstwo? Don wyszedł tuż za Liamem, a ja dłużej nie zwlekając zaraz za nim. Wziął swoje dokumenty i moją kurtkę. Byliśmy gotowi, więc można było jechać na miejsce dziwnie popełnionego morderstwa. Droga nam się nie dłużyła specjalnie, ale między nami nie było żadnej konwersacji.. Panowała cisza. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wysiadłam i zaczęłam poruszać się w stronę żółtych, policyjnych taśm. Szłam nie prędko, obserwowałam otoczenie. Zwykła ulica, a denat znajduje się w środku samochodu. Śmiało postawiłam, że na pewno w swoim. Tylko co mogłoby go zabić? Zadawałam sobie masę pytań, aż wreszcie dotarłam do Natalii.
- Hej. - przywitałam się. - Jak zginął? - zapytałam dziwnie rozbawiona.
- Cześć. Widzisz to? - wskazała palcem na kilka zaczerwienionych miejsc na skórze. - To ślady po użądleniu os.
- Użądliły go osy i zmarł? - spytałam z niedowierzaniem. - Natalia, proszę Cię. Bez żartów. - powiedziałam poważnie. 
- Mówię poważnie. Musiał mieć uczulenie na ukąszenia owadów i stało się. 
- To dlaczego zostaliśmy wezwani do tej sprawy? - spytałam trochę obrażona, chciałam jakąś sprawę, a nie coś, co zamknę po pięciu minutach przebywania za żółtą taśmą.
- Bo jak widzisz to przypadek. Tyle, że śmiertelny... I tak się składa, że nie pierwszy. Powiedzmy, że to kolejny atak.
- To były inne takie przypadki? Że ktoś ginął od ukąszenia owadów? 
- Nie koniecznie już od owadów. Każdy z nich miał jakąś swoją słabość. Musisz o tym poszperać. Mój znajomy koroner prowadził sekcję zwłok, która wykazała, że mężczyzna był pijany. A sprawa była taka, że się spalił we własnym mieszkaniu. - opowiadała blondynka. 
- Ale jak to? Dobra, zresztą poczytam o tym. - powiedziałam. - Dzięki.
No to mieliśmy dziwną sprawę. Chciałam jakąś sprawę i właśnie taką dostałam. Jak to się mówi? Chciałam to mam. Dalej tylko nie mogłam uwierzyć, że to jest morderstwo. Facet zaparkował pod kwitnącym drzewem. Z tego co udało mi się już zaobserwować, do kwiatów latały wszystkie owady, których nie lubiłam, a tuż obok był ul. I było wszystko jasne... Głupi wypadek, ale nie dawała mi spokoju sprawa z mężczyzną, który przez przypadek spalił się w swoim domu. Musiałam się jakoś dokopać do tych wszystkich akt. Podeszłam do Dona zadowolona, ale to szybko minęło, kiedy zobaczyłam z kim rozmawia. 
- Margaret? - podeszłam już zdenerwowana, a jeszcze nie miałam okazji słyszeć o co chodzi. 
- Jasmine. - powiedziała z obrzydzeniem. - Jestem tu w celu porozumienia się z Donem. 
- Rozumiem, ale jak widzisz pracujemy. - próbowałam odciągnąć Dona, ale na nic. Był zapatrzony w tą śliczną i jakże wredną brunetką jak w obrazek. - Co jest? - spytałam.
- Jasmine, bo ja.. bo m-m-my musi-i-i-my porozma-a-wiać. - jąkał się. 
- Czemu się jąkasz? O co chodzi? - byłam już tak zdezorientowana, że nie wiedziałam co mam robić. Wiedziałam jedno, chciałam przywalić tej całej Margaret. 
- On nie może, to ja powiem. - odezwała się swoim okropnym głosem. - Jestem tu po alimenty. 
- Alimenty? Czyś ty ogłupiała do reszty?! - podniosłam głos. - Wynocha. Daj nam pracować. 
- Alimenty. Don ma syna. - twierdziła uparcie. 
- Don, co masz mi do powiedzenia? - zwróciłam się do niego. - Powiesz coś? Cokolwiek?
- J-j-ja n-n-nie wiedział-ł-łem. - wydusił z trudem. 
- Wiesz co? Weź sobie wolne i dojdź do siebie. Ja jadę do biura. - powiedziałam i ze łzami w oczach pobiegłam do samochodu Natalii.
Nie wiedziałam co mam teraz robić, jak się zachować. Jeszcze wczoraj byłam w nim szaleńczo zakochana, a teraz? A teraz chciałam to wszystko zakończyć.. Zależało mi tylko na tym, żeby dowiedzieć się, co z tym zrobi ten cały Payne- ojciec. Napisałam do Natalii smsa, bo nie miałam siły przechodzić obok tych ludzi. Nie chciałam go znać. Nawet nie wiem kiedy, jak... Wszystko straciło znaczenia jeśli chodziło o uczucia. Z oddali widziałam, że biegnie w moją stronę, przyjaciółka. Stanęła obok mnie zadyszana.

- Mała, jak się masz? - zwróciła się do mnie, podając mi kluczyki do swojego seata. 
- Jakoś to będzie. - odparłam wycierając leniwie łzę. - Jadę do biura, mam co robić. Chce znaleźć wszystkie potrzebne informacje odnośnie tego mężczyzny i denata, o którym mi powiedziałaś. - zamyśliłam się. - Pamiętasz jak się nazywał? A i w ogóle jak ten facet się nazywa? - zapytałam pukając się w głowę, że zapomniałam o tak ważnej informacji. 
- Dominic Lotcos. A tamten nie pamiętam, ale wszędzie było o nim pełno, więc poczytaj w archiwum. - położyła mi dłoń na ramieniu. - Będzie dobrze.
- Jasne. Nic mi nie jest. Dzięki, jadę. - powiedziałam i wsiadłam do samochodu. 
Chwyciłam mocno za kierownicę i włożyłam kluczyki do stacyjki. Zacisnęłam zęby i odpaliłam auto, następnie zapięłam pasy i z piskiem opon ruszyłam przed siebie.
***
Hej! Oto nowa, upragniona notka ;) Przepraszam, że tak długo pisana, ale szukałam pomysłu na kolejną sprawę. Od razu powiem, że ta będzie niezwykle ciekawa! Mam nadzieję, że się podoba. Jak się czujecie na koniec wakacji? Jutro już rozpoczęcie roku szkolnego. Studenci jeszcze się bawią, ale to już ostatnie powiewy czasu wolnego, więc korzystajcie ile możecie!! Zachęcam do komentowania. Pozdrawiam! :)


wtorek, 27 sierpnia 2013

23. The end of army story.

Siedziałam tak z podpuchniętymi oczami dobrą godzinę kiedy w końcu postanowiłam wziąć się w garść. Ostrożnie podeszłam do drzwi i nasłuchiwałam. Nie słyszałam żadnych szmerów, rozmów czy kroków... do mojej głowy dostawało się tylko łomotanie mojego serca. Delikatnie otworzyłam drzwi i przez lekką szparkę przejrzałam cały korytarz. Taylera ani śladu, czyli droga wolna. Ostrożnie stawiałam kroki i rozglądałam się przed siebie szukając w ciemności jakiejś sylwetki. Było czysto. Wyprostowałam się i już śmiałym krokiem weszłam do kuchni. Na blacie stała moja butelka, po którą przyszłam trochę wcześniej. Chwyciłam ją i odwróciłam się żeby wrócić do pokoju.
- Jasmine nic Ci nie jest? - spytał zmartwiony głos mężczyzny, którego nie widziałam przez panujący półmrok.
- Wszystko gra. Dzięki. - powiedziałam i szłam dalej.

- Tayler to straszny dupek. Nie zwracaj na niego uwagi. - ciągnął dalej tak jakbym tego nie wiedziała. - Myślę, że Ci po prostu zazdrości, bo my nie robimy nic ciekawego.
Podeszłam bliżej żeby zobaczyć swojego rozmówcę. To był Tayson. Biedak musiał pracować z Taylorem od rana do wieczora. Współczułam mu, ale na pewno nie miał takich akcji codziennie.
- Tayson. Ja tylko się staram być dobrą policjantką. A to, że jestem ze swoim partnerem z pracy o niczym nie świadczy. - próbowałam się wytłumaczyć.
- Ej. Spoko. Nie musisz się tłumaczyć. Wiem, że nie jesteś z tych kobiet. - zrobił cudzysłów palcami.
- Dzięki. Idę spać, dobranoc.
- Trzymaj się.
Już teraz z uniesioną głową szłam prosto przed siebie. Dotarłam do pokoju bez większych problemów. Zamknęłam za sobą drzwi już tak dla bezpieczeństwa. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie i nalałam sobie wina. Wróciłam do swojej wygodnej pozycji i przełączyłam kanał. Na szczęście czy nieszczęście trafiłam na horror. Ogólnie nie lubiłam takich gatunków filmów, ale dzisiaj było mi wszystko jedno. Chciałam chodź resztę wieczora spędzić relaksując się przed następnym dniem ciężkiej i żmudnej papierkowej roboty. Fabuła filmu była dosyć oklepana i można było się spodziewać co za chwilę nastąpi, ale dało się oglądać. Pilnowałam żeby mój towarzysz (Pan Kieliszek) nie stał pusty przez dłuższy czas. Akcja się rozkręcała, a ja coraz bardziej się bałam. Podkuliłam nogi i schowałam twarz w poduszce. Miałam gęsią skórkę i nie miałam siły żeby spojrzeć co stanie się z blond bohaterką. I kiedy w telewizji zapanowała cisza ja podskoczyłam na dźwięk smsa.
- No cholera! Kto chce dostać ode mnie przy najbliższej okazji?! - powiedziałam oburzona sama do siebie, bo spanikowałam ze strachu.
Wiadomość była od Dona. Przeczyłam ją na głos żeby jakoś odreagować dźwięki, które dochodziły z filmu.
-
Dzisiaj się nie zobaczymy. Mam tyle roboty, że muszę zostać w biurze. Śpij słodko. Kocham Cię. Don.Skoro musiał zostać w pracy to postanowiłam nie czekać i nie męczyć się dłużej słabym horrorem. Wyłączyłam pospiesznie telewizję i ślamazarnie potoczyłam się w stronę sypialni.

Do pracy przyszłam dosyć wcześnie, ale to tylko dlatego, że miałam dla chłopaków świadka, a po drugiego musiałam zadzwonić i sprowadzić na przesłuchanie. Siedziałam za biurkiem i układałam już wszystkie gotowe raporty w jedną gromadkę i schowałam je do białej teczki. Zdziwiłam się rano, bo wchodząc do biura Dona nie było. Martwiłam się, że tyle pracuje, ale gdyby nie to zawieszenie byłabym z nim w tym momencie... Szukałam kartki z numerem do oficera Sticssona, ale gdzieś go posiałam. Został mi numer do generała, ale dobrze wiedziałam jak skończy się ta rozmowa. Zaklęłam pod nosem i udałam się do Liama. Zapukałam do drzwi jego gabinetu i weszłam do środka.

- Cześć. Masz chwilę? - zapytałam szefa.
- Hej. Jasne. Co Ci potrzeba? - spytał uprzejmie Wolfe.
- Potrzebuje numeru oficera Sticssona. Ja gdzieś zgubiłam, a nie chcesz żebym rozmawiała z generałem. - powiedziałam ironicznym tonem.
- Jasne. Dobrze, że przyszłaś z tym do mnie. Już dzwonię.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się delikatnie.
Rozmowa Liama z tym całym generałem Maxem przebiegała sprawnie i strasznie sztywno. Może dlatego, że już siebie nie lubili ze względu na mnie. Trochę mnie to martwiło, że moja osoba może wywołać takie niechciane konflikty. Zapisał mi numer na kartce. Kiwnęłam mu tylko głową i wyszłam, bo widać było po nim, że rozmowa jeszcze nie dobiegła końca. Wchodząc do nas chwyciłam prędko za telefon i zadzwoniłam do oficera.
= Oficer Sticsson, słucham. - usłyszałam głos w słuchawce.
- Dzień dobry. Jasmine Snow. Byłam u Pana wczoraj.
= Pamiętam. - powiedział z sarkazmem.
- No co za dupek. - pomyślałam. - Chciałabym Pana zaprosić do nas na przesłuchanie. I spokojnie... - zamyśliłam się. - To nie ja będę Pana przesłuchiwać.
= Bardzo śmieszne. - zaśmiał się wrednie. - W jakiej sprawie?
- W sprawie morderstwa Horatia Caina. Na którą będzie mógł Pan dojechać?
= Na 9 myślę, że najszybciej. Może być?
- Pasuje. Do zobaczenia. - powiedziałam szybko i rozłączyłam się. - Jest! - powiedziałam zadowolona sama do siebie.
Usiadłam przy biurku i czekałam na chłopaków. Martwiłam się, bo dochodziła 8, a ich ani śladu, a ktoś musiał Monicę Blant przesłuchać. Musiałam ponownie udać się do Liama. Byłam tym faktem wkurzona i nieźle poirytowana, bo co to za głupota.. pytać szefa czy można przesłuchać świadka? Tylko u nas takie numery. Ponownie zapukałam do jego drzwi i weszłam do środka.
- Coś jeszcze? - spytał Liam podnosząc wzrok z czytanej gazety.
- Chciałam się zapytać czy jeśli chłopaki nie wrócą to czy mogę przesłuchać świadka. - powiedziałam jednym tchem.
- Jeśli nie wrócą to tak.
- Już wszystko. Przepraszam, że przeszkodziłam. - skinęłam przepraszająco głową i wróciłam do swojego miejsca pracy.
Zajęłam miejsce wpatrując się w zegarek. Z jednej strony chciałabym żeby już wrócili. Nie musiałabym się wtedy męczyć i denerwować, a wiedziałam, że jeśli ta Blant jest rzeczywiście żołnierzem to generał się dowie, że zrobiłam coś więcej niż siedzenie przy biurku. Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi.
- Dzień dobry. Moje nazwisko Blant. Miałam się stawić na kolejnym przesłuchaniu. - powiedziała kobieta wyraźnie zdenerwowana.
- Dzień dobry. Zapraszam.
Szłam prowadząc kobietę do pokoju przesłuchań. W między czasie próbowałam się dodzwonić do Dona, ale nic z tego. Wysłałam mu tylko smsa, że będę zaraz przesłuchiwać świadka.
- Proszę. - wpuściłam kobietę przodem. - Proszę chwilę poczekać.
Zostawiłam ją na chwilę samą. Musiałam wrócić do gabinetu po dokumenty żeby nie pomylić się z zadawaniu pytań i ich kolejność. Wszystko sobie przygotowałam, więc miało pójść gładko. Wzięłam małą teczkę z papierami i wróciłam do pokoju przesłuchań.
- Nazywam się Jasmin Snow. To ja do Pani dzwoniłam wczoraj. - przedstawiłam się.
- Monica Blant. Już wszystko mówiłam w tej sprawie co wiedziałam. - mówiła pewnie siebie. Postanowiłam to zmienić.
- Monica? A nie Jessica? - spytałam z sarkazmem. - Bo według moich źródeł informacji nazywa się Pani Jessica Monica Blant. Zgadza się?
- Yy.. - jąkała się, a ręce schowała pod stół. - Zgadza się.
- Czemu więc na pierwszym spotkaniu z policjantem Jaredem nie wylegitymowała się Pani prawidłowo?
- Bo nie używam już tego imienia od dłuższego czasu. - uniosła głos.
Dałam jej chwilę na przemyślenie tego co zaraz powie i spojrzałam na telefon. Dostałam wiadomość od Dona.
-
Przytrzymaj ją. Zaraz będziemy. Don.- Za późno. - pomyślałam. - Dobrze... Z jakiego powodu nie używa Pani nieoficjalnie tego imienia? Bo pragnę zauważyć, że w dokumentach są oba imienia. - pokazałam jej kserokopię książeczki wojskowej.
- Skąd to Pani ma? - wrzasnęła przerażona. - Skąd to Pani ma?!
- Dobrze Pani wie. Dobrze skoro już wiemy, że służy Pani w Marynarce Wojennej to może zacznie Pani w końcu składać zeznania zgodne z prawdą? - zamyśliłam się. - Jestem pewna, że zna Pani prawo. - ucięłam zgryźliwie.

- Oczywiście. - przyznała. - Ale ja nie mam z tym nic wspólnego! - ewidentnie miała coś na sumieniu.
- W takim razie proszę zacząć mówić. - odniosłam wrażenie, że ktoś nas podgląda przez lustro weneckie. - Czy znała Pani ofiarę?
- Tak.
- Proszę podać imię i nazwisko.
- Horatio Cain.
- Była Pani świadkiem morderstwa. Wie Pani kto to zrobił?
- Nie. Nie mam pojęcia. Daj mi kobieto spokój! - oburzyła się.
- Muszę uderzyć w czuły punkt... - zamyśliłam się. - A romans z oficerem Sticssonem. To prawda?
- Tak.
- Czy Horatio o nim wiedział?
- Tak. Groził, że o wszystkim poinformuje generała Maxa. A ten wariat od razu by nas zwolnił dyscyplinarnie. W jego jednostce to było niedopuszczalne.
- Mhm. Więc może tak. Zabiliście go razem ze Sticssonem, bo miał was wsypać, co?
- Nie, to nie tak!
- A jak?
- Żądam adwokata.
- Oczywiście. - powiedziałam zadowolona i wyszłam z sali.
Kiedy czekałam tak chwilę na korytarzu z sali obok wychodzili Ryan z Donem. Byli wyraźnie miło zaskoczeni. Cieszyli się, że przyczyniłam się bardziej niż mogłam do tego śledztwa. Byli ze mnie dumni.
- Świetnie ją przycisnęłaś! - powiedział zadowolony Ryan. - Mamy ich.
- Pewnie tak. Mam jeszcze mały plan. Oficer ma być na 9. Jak będzie szedł wypuśćmy ją. Zobaczycie będzie gadać. - mówiłam pewnie.
- Jesteś tego taka pewna. - przyznał Don. - Chcesz tak ryzykować?
- Słuchaj. Nie zdążą niczego ustalić. Mamy szanse. - przekonywałam chłopaków. - Zobaczysz jej reakcje. On i może będzie twardy, ale ona już jest spanikowana.
- Don, Jasmine ma racje. To wyjdzie wszystko właśnie teraz. Trzeba spróbować. - poklepał go po ramieniu Ryan.
- No dobra. Spróbujemy. Ryan Ty wyprowadzisz tą dziewczynę. Ja zagadam ze Sticssonem, a Jasmine robi za obserwatora. Wszystko jasne?
- Jasne. - odpowiedzieliśmy chórem.
Ryan wlazł do środka i czekał na ustalony sygnał od Dona. Ja poszłam sobie po kawę i siadłam z czystymi kartkami (tak dla picu) na krześle na korytarzu. Don co jakiś czas spoglądał na mnie z jak dla mnie nie określonym wyrazem twarzy, nie wiedziałam o co może mu chodzić. Przyssałam się do gorącej kawy. Dzisiaj to moja pierwsza kawa, bo wcześniej nie było na nią czasu. Z kieszeni wyjęłam komórkę i przygotowałam opcję "dyktafon". Teraz pozostało nam tylko czekać. Spojrzałam na Dona, który właśnie skinął głową. To był sygnał, że drugi podejrzany właśnie idzie. Skupiłam się na białych kartkach i włączyłam dyktafon. Słyszałam ich rozmowę.
- Dzień dobry. Jestem. - mówił oficer. - Nie mam za wiele czasu, za godzinę mam szkolenie.
- Jasne. Nie ma problemu, zapraszam.
Na te słowa właśnie z pokoju przesłuchań wychodził Ryan z Panią Blant. Spojrzeli na siebie znacząco. Wiedziałam, że zaraz coś się będzie dziać i nie myliłam się. Blondynce rozwiązał się język.
- Robert ja im nic nie mówiłam! Przysięgam. Byłam cicho. Damy radę, a generał się o nas nie dowie! - krzyczała i wyrywała się z rąk Ryana.
- Kim jest ta kobieta? - spytał oficer Dona.
- Robert nie zgrywaj głupka! Będziemy razem! - krzyczała ze łzami w oczach kobieta.
- Weź się kurwa zamknij! Wszystko się sypie przez Ciebie! - krzyczał wściekły oficer. - To ona go zabiła! Chciała być ze mną, a to zabronione w jednostce! To ona!
- Słucham?! Kto mu podał morfinę?! Wsadził do samochodu! Jesteś gnojem! Pociągnę Cię za sobą!!! - broniła się tym co już jej zostało... prawdą.
- Zamknij się!
- Nie! Ja miałam go tylko zwabić. To Ty zrobiłeś brudną resztę. A przyglądałam się, bo nie wiedziałam o co mu chodzi... Miał schować samochód wśród drzew, jak będzie po wszystkim, ale spanikował.. jak zawsze! - płakała Blant. - Zabierzcie mnie od niego. Ja go kochałam, a on.. zabierzcie mnie stąd.
- Suka! Zobaczysz... jeszcze Ci pokaże! - wrzeszczał Sticsson na całe gardło. - I tak nie macie dowodów na tę rozmowę. Kto wam uwierzy? - triumfował.
- Jasmine nagrałaś? - spytał zadowolony Don.
- Tak. Mam wszystko. - powiedziałam wstając z krzesła pokazując mu komórkę z dyktafonem.
- Swoje prawa znasz. - powiedział Don. - Długo, ale to długo posiedzisz w pierdlu!
- Idź do piekła wredna Snow! Kurwo!! Ciebie też dopadnę!!! - krzyczał już z daleka.
Stałam tak osamotniona na środku korytarza. Tak, więc te ślepe morderstwo było tylko po to, żeby utrzymać posadę w pracy. Do czego w dzisiejszym świecie dochodzi? Wróciłam do biurka, usiadłam i nabrałam sporo powietrza po czym pomału je wypuściłam. Już po wszystkim i będę mogła spokojnie wrócić do pracy.
- Świetna robota! Miałaś nosa. - pochwalił mnie Don. - Gratulacje! Rozwiązałaś sprawę.

- Daj spokój. Też dużo zrobiliście. - powiedziałam szczerze. - Ale już nie chcę siedzieć przy biurku. Chcę oficjalnie wrócić do pracy. - na te słowa dołączył do nas Liam.
- Jasmine zaraz będzie tu generał. - powiedział zadowolony Liam. - Gratulacje rozwiązania sprawy.
- A ten czego tu chce? - spytałam oburzona.
- Zobaczysz. - powiedział krótko i wyszedł.
- Świetnie. Najgorsze jeszcze przed nami. - podeszłam zrezygnowana do Dona i przytuliłam się. - W razie czego będę biła. - powiedziałam uśmiechając się szeroko.
- Ja Ci tam pozwalam. - zaśmiał się Payne.
- Na co? - wszedł generał.
- Na nic. - powiedziałam krótko.
- Pragnę Pani podziękować za rozwiązanie sprawy. Biuro wojskowe wszystkim się zajmie jeśli chodzi o tę dwójkę. Gratuluję rozwiązania sprawy i przepraszam za zawieszenie Pani w obowiązkach. - wyciągnął do mnie rękę.
- Yy. Dziękuje. - uścisnęliśmy sobie dłonie.
- A teraz wybaczcie, ale muszę ich zabrać. Miłego dnia. - powiedział i wyszedł.
- To koniec. - powiedział Don. - Zaproszę wszystkich do nas na ucztę, co Ty na to?
- Do nas? Do mnie chyba, bo u Ciebie jest bałagan. - zaśmiałam się. - Ale można ich zaprosić na małe co nie co.
- No właśnie. - pocałował mnie namiętnie.
Spojrzałam mu głęboko w oczy. Był wszystkim tym czego pragnęłam. Opoką, przyjacielem, kochankiem. Niczego więcej do szczęścia mi nie brakowało. Miałam przy sobie wspaniałego faceta, cudownych przyjaciół i oficjalnie zostałam przywrócona do pracy. Tylko się cieszyć!
***
Hej! Nareszcie zakończyłam tą sprawę! Nie wiecie ile sprawiała mi ona kłopotów, w pewnym momencie miałam tyle wersji, że zwariowałam :D Dużo dialogów, ale mam nadzieję, że się spodoba. Notkę dedykuję Jessice Lorens :* To właśnie ona co jakiś czas stawia mnie na nogi! Dziękuje Ci kochana ;* No i jak spędzacie ostatnie chwile wakacji? Pozdrawiam!!

niedziela, 25 sierpnia 2013

22. Siedzę w biurze, ale pomagam.

Papierkowa robota była dosyć męcząca. Szczególnie, że kiedy uporządkowałam jedną stertę za chwilę na moim biurku pojawiała się kolejna i tak bez końca. Moja irytacja sięgała góry lodowej, ale musiałam nad tym jakoś zapanować. Miałam nadzieję, że chłopaki zakończą sprawę jak najszybciej żebym mogła normalnie wrócić do pracy w terenie. Dochodziła już godzina 18... a ja cały czas miałam wrażenie, że nie wyjdę stąd jako pierwsza albo co gorsza, będę nocować w pracy. Kiedy dopadła mnie chwila załamania usłyszałam dobrze znany mi głos:
- Hej kochana. Jak się masz? - spytała Natalia.
- Cześć. Jakoś leci. Trochę dużo roboty mam.
- Słyszałam od Dona wszystko. Przykro mi...
- Daj spokój to nie wasza wina, tylko tego durnia generała. - zaklęłam jeszcze pod nosem. - A co u Ciebie? Masz coś nowego?
- Tak. Myślałam, że zastanę chłopaków, ale już wylecieli. Ponoć mają pierwszego porządnego świadka.
- No to fajnie, szybciej wrócę do pracy. - spróbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego jeden wielki grymas.
- Dasz znać Donowi? Chodzi o to, że znalazłam w organizmie naszego denata sporą dawkę środków odurzających. Jeśli chodzi o moje zdanie to myślę, że do samochodu wsadzili go na siłę, bo facet nie miał się jak bronić. - powiedziała Natalia wychodząc już w pokoju.
- Dzięki. Przekaże im.
Krótka wizyta Natalii poprawiła mi humor. Mimo tego, że wciąż siedzę przy biurku czułam, że nie jestem mocno odsunięta od sprawy. Zaraz wzięłam telefon i wystukałam numer Payna. Odebrał po dłuższym sygnale.
= Jasmine? Stało się coś? - spytał przejęty.
- Nie. Natalia ma dla was informację. Koleś miał w organizmie sporą ilość środków odurzających. Wychodzi na to, że nie wsiadł do samochodu sam. Ktoś mu pomógł.
= Dzięki. Odezwę się jak będziemy coś mieć.
- Jasne. Uważaj na siebie.
Rozłączyłam się. Tak bardzo chciałabym żeby ten dzień dobiegł już końca. Nie miałam siły przeglądać kolejnych kartek i podpisywać wszystkiego czego nie wypełniałam. Podeszłam do biurka Dona i przejrzałam jego dokumenty. Sprawdziłam jeszcze raz wypis z bazy wojskowej. Przejrzałam jeszcze raz wszystkich trzech żołnierzy. Zaczęłam od Damona. Jak się okazało skorzystał z przepustki i siedział w ośrodku, w którym starają się wyleczyć depresję wśród wojskowych. Tak więc wykreśliłam go z listy ofiar. Zostało jeszcze dwóch uznanych za dezerterów. Dylan.. dobrze poszperałam w Internecie i w bazach danych i co się okazało... Dylan Fox siedzi w więzieniu za napad z bronią. Pewnie powiedzieli nam, że uciekinier żeby nie przynosił hańby jednostce. No i został nam ostatni. Horatio uznany za dezertera, ale jak się okazało po dokładnym przeszukaniu baz danych nie było go w żadnym ośrodku czy szpitalu. Nie meldował się w żadnych hotelach, hostelach i motelach. Nie było po nim ani śladu. Znalazłam numer do jego rodziny. Margaret Cain.
- Trzeba spróbować. - pomyślałam wystukując numer telefonu. Czekałam. - Dzień dobry. Nazywam się Jasmin Snow. Pracuję w policji w wydziale zabójstw. - przedstawiłam się.
= Dzień dobry. Margaret Cain. O co chodzi?
- Chciałabym zapytać o Horatio. Wie Pani co się z nim dzieje?
= Niestety nie. Mąż nie odzywa się już trzeci tydzień. Boję się, że wysłali go na jakąś misję.
- A kiedy widziała go Pani po raz ostatni?
= To było z jakieś trzy tygodnie temu. Kiedy przyjechał do domu zjadł obiad i powiedział, że jedzie na szkolenie.
- Coś jeszcze mówił? Wie Pani każdy szczegół może nam pomóc.
= Mówił coś, że zdenerwował się na jakiegoś oficera.

- A jak się nazywał ten oficer?
= Nie mam pojęcia. Spakował się i wyszedł.
- Rozumiem. Dziękuje za rozmowę. Jeszcze się do Pani odezwę.
= Dobrze. A czy wiadomo co się dzieję z moim mężem?
- Jeszcze nie wiemy. O wszystkim poinformujemy jak nabierzemy pewności. Do widzenia.
Kobieta rozłączyła się. Przez całą rozmowę odniosłam wrażenie, że była obojętna na to co słyszy i mówi, jednak kiedy spytała o męża wyczułam troskę i zmartwienie. Skoro czeka już trzy tygodnie na jakiekolwiek informację nie dziwiłam się, że targają nią różne emocje. Jakoś kobieta musiała sobie radzić. Wzięłam się do spisania raportu z tej rozmowy i poszukałam jeszcze kobiety, o którą chodziło w sprzeczce między oficerem a Horatiem.
- O cholera! - powiedziałam na głos kiedy zobaczyłam tę kobietę. - Przecież to blondynka. Muszę zadzwonić do Jareda. - powiedziałam sama do siebie.
Rozmawiałam z Jaredem dosyć długo, ale dowiedziałam się o tej kobiecie sporo i szybko połączyłam fakty w jedno. Kobieta, o którą chodziło w sporze między panami chodziło o Monicę Blant. Jared był równie zaskoczony co ja, ponieważ nie powiedziała mu, że służy w Marynarce Wojennej. Po rozmowie z Jaredem zadzwoniłam właśnie do Pani Blant.
- Dzień dobry. Jasmine Snow wydział zabójstw.
= Dzień dobry. Ostatnio powiedziałam wszystko co wiedziałam. - powiedziała trochę przerażona.
- Wiemy. Ale pojawiły się nowe tropy i musimy Panią zaprosić jeszcze raz na przesłuchanie.
= Rozumiem. A kiedy?
- Pasuje Pani jutro z samego rana?
= Oczywiście. Będę na 8. Do widzenia.
Nie zdążyłam jej nawet odpowiedzieć, bo się rozłączyła. Czułam jakoś po jej głosie, że coś ukrywa, ale byłam ciekawa czy jutro nam wszystko wyjawi. Dochodziła już 20, a ja byłam strasznie przemęczona. Nie przyzwyczaiłam się do pracowania przy biurku tylu godzin, ale byłam z siebie dumna, że udało mi się wykluczyć dwóch żołnierzy i znaleźć naszą Monicę Blant. Teraz jeszcze oficer powinien zostać poinformowany, ale to już jutro, bo dzisiaj i tak już bym go nie zaprosiła na przesłuchanie. Wróciłam do swojego biurka i spakowałam torebkę. Byłam wykończona, więc spakowałam dokumenty do torebki i zaczęłam zbierać się do domu. Idąc do windy usłyszałam wołanie Liama.
- Co się stało Liam? - zapytał od niechcenia.
- Chciałem zobaczyć jak się masz. Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
- Ależ oczywiście, że nie. W końcu to nie Twoja wina... to ja jestem kobietą. - powiedziałam z ironią.
- Wiesz, że to dla Twojego dobra. - powiedział Liam przepraszająco.
- Jasne, spoko. Idę do domu, bo jestem zmęczona. Ale pomogłam chłopakom. Załatwiłam im jednego świadka i potencjalnego podejrzanego na jutro. - powiedziałam zadowolona.
- No to pięknie. Jesteś niezastąpiona. - pochwalił mnie.
- Dzięki. - wsiadłam do windy. - Do jutra.
- Na razie.
Drzwi się zamknęły, a ja nie musiałam już ukrywać swoich prawdziwych emocji. Byłam wkurzona, ale nie miałam na to wpływu. Widziałam, że szef chciał dla mnie jak najlepiej, ale mógłby postawić się temu generałowi. No, ale nie było co już tego roztrząsać, bo i tak już by się nic nie zmieniło. Wysiadłam z windy i szłam w stronę wyjścia. Nikogo już o tej porze nie było, więc wychodziłam sama, ale to było teraz wielkim plusem, nie musiałam długo czekać na taksówkę.

Po prysznicu byłam jak zupełnie inna dziewczyna. Usiadłam z kieliszkiem wina przy stoliku i przeglądałam dokumenty. Najbardziej zaciekawiła mnie informacja o Blant i Sticssonie. Jeśli ja miałabym kierować się intuicją to postawiałabym na to, że ta dwójka miała ze sobą romans. Sprawdziłam jeszcze karteczkę, którą dostaliśmy w gmachu od oficera, na której było zapisane, że ta kobieta nazywa się Jessica Monica Blant. Dlatego nie skojarzyłam od razu osoby. Skoro pierwsze imię było zupełnie inne, a na drugie nie zwraca się już tak uwagi. Sączyłam wino pomału, bez pośpiechu. Papiery odłożyłam już na bok. Nogi położyłam na stoliku i włączyłam telewizor. Oczywiście nic ciekawego nie leciało, no bo po co.. To nic, że wróciłam zmęczona z pracy i chciałabym sobie jakoś miło spędzić wieczór. Po skakaniu po kanałach zrozumiałam, że niczego i tak nie znajdę.. włączyłam stację muzyczną i słuchałam wycia tak zwanych gwiazdek. Kieliszek opróżniłam, więc wybrałam się do kuchni po całą butelkę. Kiedy wyjmowałam z lodówki jeszcze coś do jedzenie usłyszałam lekki szyderczy śmiech.

- Cześć Taylor. - powiedziałam odwracając się do niego przodem. - Coś Ci się stało?
- Cześć. Nie, a czemu miałoby mi się coś stać... Jak w pracy? Słyszałem, że jesteś zawieszona. - powiedział śmiejąc się pod nosem.
- Skąd wiesz? - zapytałam poirytowana.
- Takie wieści szybko się rozchodzą. Delko też ma dobre kontakty z Liamem. Jesteśmy na bieżąco.
- No cóż. Skoro wszystko wiesz, to po co mam Ci więcej mówić.
Byłam już bardzo wkurzona, ale wiedziałam, że chce mnie tylko wyprowadzić z równowagi, ale jako mądra kobieta nie chciałam dać mu tej satysfakcji.
- Coś jeszcze? - spytałam.
- Nie. - powiedział szybko. - Chociaż... - zamyślił się. - Teraz rozkręcasz sobie karierę przez łóżko? - spytał już teraz bardzo poważnie.
- Nie rozumiem. Wybacz, ale zdobyłam stanowisko ponieważ jestem dobrą gliną. Musisz trochę nad tym popracować, to może i Ty przestaniesz wypisywać mandaty za złe parkowanie. - powiedziałam zgryźliwie. Udało się, Taylor się wkurzył.
- Kurwa nie przesadzaj! - podniósł głos. - Ty śpisz z tym całym Donem. To ma być fer?!
- Uspokój się, to może Ci kiedyś powiem jak się dostać w wyższe sfery. - powiedziałam i wyszłam z kuchni.
Taylor stał tak chwilę, ale słyszałam już szybkie kroki za sobą. Szedł ze mną, był w amoku, nie umiał nad sobą zapanować.
- Taylor wróć do pokoju. - powiedziałam grzecznie.
- Bo co? Weź się do cholery ogarnij dziewczynko!
- Taylor wyluzuj. - teraz się trochę bałam pamiętając o jednej z przykrych scen z tym chłopakiem w roli głównej.
- Bo co? Najpierw kusisz, podniecasz, a potem dajesz kosza. Jesteś zwykłą dziwką! A pamiętaj przez łóżko w pracy daleko nie zajdziesz. Ludzie gadają. - mówił.
- Przesadziłeś. - obróciłam się. - Nie obrażaj mnie i nie gadaj głupot, zazdrosny dupku!
- Ooo. - zagwizdał. - Pokazujesz pazurki, to ja lubię.
- Spadaj.
Odwróciłam się i poleciałam do swojego pokoju. Zamknęłam się od środka i czekałam pod drzwiami nasłuchując Taylera. Miałam wrażenie jakby się oddalał, ale to nie był dobry moment żeby otworzyć drzwi i wrócić po butelkę wina, którą zostawiłam na blacie w kuchni. Usiadłam na kanapie wpatrzona ślepo w ekran telewizora. Zbierało mi się na płacz, łzy pojedyncze spływały już po policzku, ale nie chciałam łkać głośno. Nie wytrzymałam zbyt długo. Zaczęłam płakać.. dałam upust emocjom. Właśnie teraz mogłam odreagować...
***
Hej! Przepraszam, że tak dawno nie pisałam, ale byłam na niezapowiedzianych wakacjach i nie miałam czasu nawet o tym poinformować. Dzisiaj będę nadrabiać zaległości, więc mam nadzieję, że się nie gniewacie :* Przepraszam też, że notka taka słaba, ale przez ten odpoczynek zupełnie zgubiłam wątek mojego pisania. Obiecuję, że to naprawię. A co tam u was słychać? Jak wakacje? Niestety ten piękny czas pomału się kończy :( Wszystkim studentom, którzy dostali się na swoje wymarzone kierunki- GRATULUJĘ! Pozdrawiam :*


niedziela, 11 sierpnia 2013

21. Nowość- praca za biurkiem.

Kolacja była pyszna, a noc upojna. Obudziłam się z uśmiechem na ustach, którego nijak nie mogłam się pozbyć. Wiedziałam, że dzisiaj obiecałam pomóc chłopakom w sprawie, więc musiałam się jak najszybciej pojawić w biurze i zająć pracą. Obróciłam się na bok żeby spojrzeć jak słodko śpi mój ukochany jednak nie zastałam go już w moim łóżku. Zasmuciłam się trochę, bo chciałam mieć go raz przy sobie nawet z rana. Przecież to bardzo przyjemne budzić się obok swojego życiowego partnera. No, ale nie mogłam się dać ponieść emocjom.. przecież czekała na mnie masa pracy, a ja jak wielki leniuszek miałam problem żeby wstać z łóżka. Po kilku próbach udało mi się i szybko pognałam do łazienki wziąć szybki prysznic. Potem szybko ubrałam się, spakowałam torebkę i zadzwoniłam po taksówkę. Moja zamówiona limuzyna miała być za 10 minut, więc śmiało zdążyłam zrobić sobie jeszcze kawę i kanapkę na drogę.

Siedziałam przy biurku i przeglądałam jeszcze raz uważnie wszystkie zeznania, ale niestety... nic oprócz Pani Blant nie udało mi się znaleźć. Zabrałam się też za dokończenie wszystkich wstępnych raportów żeby potem mieć tego jak najmniej. Nagle do pomieszczenia wszedł Don zaciekle prowadząc dyskusję z Ryanem.
- Cześć chłopaki. Co nowego? - zapytałam przerywając im sprzeczkę.
- Hej. - odpowiedzieli chórem. - Dzisiaj przesłuchujemy bezdomnego. - powiedział Don.
- A wiecie może czy Jared zadzwonił do Monici Blant?
- Nic mi o tym nie wiadomo. - powiedział Ryan. - Dostałem też dzisiaj wiadomość od tych z balistyki, że nabój można przypisać do odpowiedniej jednostki wojskowej.
- Czy to możliwe? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Owszem. Jednostka Marynarki Wojennej w Miami. Jedziemy do nich? - zaproponował Ryan.
- Jasne. - powiedziałam z entuzjazmem. - Ale co z bezdomnym?
- Dobra. To ja wezmę bezdomnego, a wy sprawdźcie jednostkę. - zaoferował się Wolfe.
- No dobra. Przekaż Jaredowi, że czekam na informację o tej kobiecie. - powiedziałam i zaczęłam zbierać potrzebne rzeczy z biurka.

- Ryan jakby coś się działo dzwoń do mnie. - powiedział Don wychodząc z pokoju.
- To na razie. - pożegnałam się.
Droga do samochodu minęła mi bardzo szybko. Myślałam, że zobaczę przy aucie Payna, ale po nim nie było ani śladu. Rozejrzałam się dookoła, ale panowała cisza. Musiałam na niego poczekać. Po kilku minutach już biegł. Widać było po nim, że jest trochę zdenerwowany.
- Co jest? - spytałam wsiadając do hummera.
- Liam się wkurza, że nie mamy jeszcze żadnego podejrzanego, a skoro to żołnierz sprawa musi zostać szybko rozwiązana. - powiedział oburzony.
- Spokojnie. Jeszcze dzisiaj postaramy się ją zamknąć.
W samochodzie panowała napięta atmosfera. Wiedziałam, że Payne się wścieka na szefa za to, że tak naciska. Nie ma lekko w tej sprawie. Szczególnie, że jeśli chodzi o sprawy wojskowe to dużo akcji, wiadomości i informacji jest utajnionych i tak na prawdę nie wiedziałam czy będziemy mieli do nich dostęp. Jednostka wojskowa już z początku sprawiała nam problemy. Musieli nas wylegitymować, a potem zadawali pytania czego szuka wydział zabójstw. Odpowiadaliśmy krótko i dwuznacznie, bo osobą z którą będziemy rozmawiać to generał. Jeszcze nie wiedziałam jak się nazywa ani jak wygląda, jednak po samym słowie "generał" miałam ciarki na plecach. Zaparkowaliśmy samochód i ruszyliśmy w stronę wielkiego gmachu. Na zabezpieczonym terenie tuż obok trwały ćwiczenia, za pewne szkoleniowe. Szliśmy za jednym z oficerów, który prowadził nas do gabinetu generała. Hole i korytarze były w kolorach zieleni i brązu. Pomimo panujących tu zasad panowała tam miła atmosfera. Kiedy dotarliśmy do miejsca, oficer zaprosił nas do środka.
- Generał zaraz przyjdzie. Kończy nadzór jednego ze szkoleń. - powiedział młody, jak na moje oko oficer.
- Dziękujemy.
Ja rozgościłam się siadając na wygodnym fotelu a Don spoglądał gdzieś za okno. Nie wiem co można było tam podziwiać, ale nie zastanawiało mnie to jakoś szczególnie. Kiedy szliśmy do tego miejsca po drodze mijały nas kobiety w mundurach. Zastanawiało mnie to jakie wiodą one życie poza pracą. Czy moją rodzinę? Czas na jakiś relaks? Ja jako kobieta pracująca w policji nie miałam łatwo, a co dopiero kobieta, która służy w Marynarce Wojennej. Moje rozmyślenia przerwał ochrypły głos.

- Dzień dobry państwu. Generał Max Willson. W czym mogę pomóc?
- Witamy. Prowadzimy śledztwo w sprawie morderstwa. Wiemy już, że ofiarą był żołnierz. - powiedziałam wprowadzając go w temat naszej rozmowy.
- A co to ma wspólnego ze mną?
- Okazało się, że pocisk jakim został postrzelony pochodzi właśnie z tej jednostki. - powiedział pewnie Don śledząc wzrokiem zachowanie generała.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Wiedziałbym gdyby zginął nasz człowiek. - powiedział pewnie. - Wiadomo już kto to jest?
- Niestety nie. Znaleźliśmy jego ciało w spalonym samochodzie na drodze stanowej. Wie pan coś o tym? - spytałam.
- Hym.. - zamyślił się. - Ostatnio w okolicach drogi stanowej mieliśmy ćwiczenia. Oficer Sticsson prowadził tam szkolenia.
- Gdzie dokładniej? - spytał Don w poszukiwaniu cennych informacji.
- Nie powiem wam teraz adresu, bo nie mam do tego pamięci, ale było to jakieś 10 mil od początku drogi stanowej na zachód. - zamyślił się na chwilę. - Będziecie też widzieć dużą wieżę kontrolną, więc chyba sobie poradzicie.
- Poradzimy. - zapewniłam go. - A czy w ostatnim czasie zgłoszono zaginięcie jednym z żołnierzy? Ktoś miał z kimś zatargi?

- Proszę panią tu czasem każdego ponoszą nerwy i każdy czasem ma z kimś na pieńku. Ale żeby od razu zabijać? Przysięgali służyć ojczyźnie, a nie mordować kolegów po fachu. - powiedział oburzony generał.
- Rozumiem. A co z tym zaginięciem? - spytał Don raz jeszcze.
- Mogę po prosić oficera Sticssona o sprawdzenia baz danych.
- Dobrze, więc poczekamy na oficera. - powiedziałam.
Generał Max wyszedł, a my czekaliśmy na kolejne informacje. Póki co nic nie wskazywało na to, że zamordowany żołnierz pochodził akurat z tej jednostki. Być może w ogóle nie pochodził z Los Angeles. Martwiło mnie to, że zginął tak na prawdę i mój kolega. Chodź go nie znałam to tak jak ja służył w dobrej wierze. Kiedy znowu odleciałam w zakamarki mojej głowy, żeby pomyśleć wrócił generał wraz z oficerem. Oficer pokazał nam bazę danych i opowiedział o niej co nie co.
- Dobrze, a więc może pan znaleźć osobę zaginioną? - spytałam przerywając oficerowi.
- Tak. - odpowiedział krótko i na temat.
- To proszę sprawdzić czy nikt nie zaginął w ciągu ostatnich dwóch tygodni. - zaproponowałam.
Po kilku ruchach jego palców na klawiaturze znalazł trzy osoby, które zostały uznane za zaginione. Don poprosił o wydrukowanie tych dokumentów i zadał jeszcze kilka ważnych pytań dotyczących szkoleń przy drodze stanowej. Akurat tak się dobrze nam złożyło, że oficer znał dokładny adres. Zapisał nam go na kartce i podał Paynowi.
- Czy ci panowie mieli z kimś zatargi? Jakieś problemy? - zapytałam.
- Jeden z nich, Damon miesiąc temu rozstał się z żoną. Wpadł w depresję przez co dostał przepustkę z poligonu żeby jednak nabrał dystansu do pracy i do życia prywatnego. Drugi z nich Dylan nie miał żadnych problemów. Z tego co wiem... - przerwał na chwilę żeby spojrzeć na generała. - jest dezerterem.
- A co z trzecim? - spytał Don.
- Horatio. Jeśli chodzi o niego to też jest brany za dezertera. - powiedział lekko przestraszony oficer.
- Denerwuje się pan. - zwróciłam uwagę na jego zachowanie.
- Bo pewnie będę w gronie podejrzanych. - powiedział powoli. - Akurat z Horatio miałem problemy na ostatnich ćwiczeniach, które odbywały się 2 tygodnie temu. Uważał, że sypiam z jedną z służących kobiet. - powiedział zawstydzony.

- A czy to prawda? - wtrącił się generał.
- Nie! Oczywiście, że nie. - powiedział oficer.
- Dobrze. Poprosimy również o dane tej kobiety. - powiedziałam.
Potem już pożegnaliśmy się i razem z Donem udaliśmy się na parking. Cały czas dyskutowaliśmy na temat oficera. Ja uważałam, że oficer kłamie co do tej kobiety a Don, że mówi prawdę. Akurat jeśli o związki to ciężko jest innym kłamać mi prosto w oczy, bo zaraz widzę, że ktoś próbuje skłamać. Ale niestety nie potrafiłam przekonać co do swojej intuicji Payna. Oczywiście przed wyjazdem musieli nas jeszcze sprawdzić. Dalej słyszeliśmy obelgi na policję, ale ani ja ani Payne nie zwracał na nich uwagi. Pozwolili nam pojechać. Droga minęła nam bardzo szybko. Don cały czas trzymał nogę na pedale gazu. Trochę się bałam, bo na prawdę jechał jak wariat. Mimo wszystko ufałam mu. W biurze pokazaliśmy się po godzinie 15. Rozmawialiśmy z Ryanem, który też był świeżo po przesłuchaniu bezdomnego mężczyzny.
- No mówię wam, on tylko to obserwował. Ale nie widział żadnej osoby. To tak jakby samo się podpaliło. - tłumaczył nam Ryan.
- No my mamy trzech zaginionych żołnierzy. Tak, więc do roboty. - powiedziałam. - A co z Jaredem? - zapytałam Ryana.
- Widziałem go dzisiaj na chwilę z jakąś blondynką. Może to ta wasza Blant. - powiedział Ryan.
- Możliwe. Dobra do roboty!
Zasiadłam za biurkiem i wypełniałam raporty z dzisiejszych rozmów z generałem i oficerem. Roboty było dużo i każdy z nas miał co robić. Payne cały czas przeglądał bazy danych i dzwonił po ludziach. Ryan spisywał wszystko z przesłuchania bezdomnego, a ja z jednostki wojskowej. Minęła może godzina jak do gabinetu wszedł zdenerwowany Liam.
- Snow do mnie! - powiedział po czym wyszedł z pomieszczenia.
Oczy otworzyłam szeroko, ponieważ poczułam w jego głosie jad.. A ja przecież nic nie zrobiłam nic głupiego ani złego. Spojrzałam na chłopaków, ale byli przerażeni tak samo jak ja. No cóż. Wstałam i poszłam do biura szefa. Widziałam przez okno, że stoi zdenerwowany przy oknie. Wzięłam jeden głęboki wdech i razem z wypuszczanym powietrzem weszłam do środka.

- Chciałeś mnie widzieć. - powiedziałam.
- Owszem. Właśnie została złożona na Ciebie skarga. - powiedział zdenerwowany.
- Słucham? Przez kogo? - pytałam zdezorientowana.
- Przez generała Maxa Willsona.
- Słucham? To jakiś żart? - niedowierzałam własnym uszom.
- Powiedział, że byłaś arogancka i bezczelna w zadawaniu pytań. Prosił też abym coś z tym zrobił inaczej weźmie sprawy w swoje ręce. - powiedział obojętnym już tonem.
- Nie no to jakiś żart! Wierzysz mu?! - krzyczałam. - Byłam profesjonalna. Mógł Ci od razu powiedzieć, że nie toleruje kobiet w tym zawodzie. Dupek jeden. Cholera jasna!
- Jasmine. Lepiej żebym to ja Cię zawiesił do wyjaśnienia sprawy niż zrobił coś ten generał. Musisz mi zaufać. - powiedział już uprzejmie.
- Jasne. A co mam robić?
- Wypełniać dokumenty.
- Robota za biurkiem?! Żartujesz sobie, prawda? - pytałam z niedowierzaniem.

- Niestety nie. Jasmine to tylko do zakończenia sprawy.
- A cholera jasna z wami wszystkimi! - krzyknęłam i wyszłam z jego gabinetem trzaskając z drzwiami.
Do chłopaków weszłam nieźle wkurzona. Nie miałam siły im nawet tłumaczyć o co chodzi. Bez słowa zasiadłam przy swoim biurku tyłem do kolegów. Patrzyłam teraz za okno z nadzieją, że to tylko jeden wielki żart i zaraz wszystko wróci do normy.
- Dobra ja idę do Jareda. Ponoć coś ma. - powiedział Ryan wychodząc z naszego biura.
Siedziałam tak na siłę powstrzymując łzy. Nie chciałam płakać w pracy, przy Donie... nie chciałam okazywać swojej słabości, ale to jakoś mnie przygniotło mocno do ziemi i nie pozwalało wstać. Poczułam ręce Dona na swoich ramionach.
- Kochanie co się stało? - spytał zmartwiony.
- Zostałam zawieszona. - powiedziałam po dłuższej chwili.
- Jak to?
- Generał stwierdził, że byłam bezczelna i arogancka podczas zadawania pytań.
- To nie prawda!
- No wiem. Byłam profesjonalna.. brałam pod uwagę okoliczności... Starałam się. - mówiłam już przez łzy.
- Do kiedy?
- Do końca tej sprawy. A wiesz dlaczego on to zrobił? - przerwałam żeby wydmuchać nos. - Bo jeśli Liam by mnie nie zawiesił to generał sam by coś zrobił. Dupek pieprzony jeden!
Do Dona zadzwonił telefon. Rozmawiał krótką chwilę, ale nie obchodziło mnie to. Musiałam się ogarnąć i zająć się dokumentami. W końcu chciałam coś robić, bo sama w domu bym chyba zwariowała. Otarłam łzy i wzięłam się za papierki.
- Kochanie muszę lecieć. Ryan z Jaredem coś mają. - powiedział przepraszająco.
- Jasne, rozumiem. - odpowiedziałam nie patrząc na niego.
- Kocham Cię. - powiedział czule.
Głupio było mi teraz, że nie oderwałam nosa od blatu biurka, ale byłam zbyt zła żeby móc wymawiać czułe i romantyczne słowa. Tym bardziej, że brzmiały by one całkiem inaczej... Przeglądając stertę papierów czułam jak wzrasta we mnie gniew, ale mimo wszystko starałam się nad nim panować...
***
Cześć! W końcu udało mi się skleić nową notkę. Próbowałam znowu po dziesięć razy aż w końcu udało mi się napisać całość. Mam nadzieję, że się podoba. Poprosiłam też o wykonanie nowego szablonu. Jak wam się podoba? Autorką jest Cara z Graphicpoison. Po prostu wygląd bloga jest teraz piękny <3 Pozdrawiam!!

sobota, 3 sierpnia 2013

20. Zamieszanie.

Po kilku minutach czekania pod drzewem udało mi się odzyskać płynny oddech i opanować mroczki przed oczami. Pierwszym moim odruchem było szukanie wzrokiem chłopaków. Wstałam i przeglądałam widok wśród drzew w nadziei, że dopadli tego mężczyznę. Nie widziałam ich ani też nie widziałam dokąd biegli, więc pozostało mi się tylko wycofać w stronę miejsca zbrodni. Kroki stawiałam ostrożnie, bo wszędzie było pełni wystających korzeni. Do tego wszystkiego przeszkadzały mi liście opadające z drzew. Mimo tych niedogodności udało mi się w końcu dołączyć do ekipy na drodze i zebrać jeszcze kilka dodatkowych dowodów z samochodu. Kiedy skończyłam a chłopaków dalej nie było postanowiłam zadzwonić do Payna.
- Don? Macie go?

= Tak. Już idziemy, daleko polecieliśmy i teraz długo wracamy.
- No dobrze. To ja czekam na was na drodze.
= Do zobaczenia.
Natalia zabrała ciało, a raczej jego szczątki do siebie, a technicy wrak samochodu. Teraz przy drodze zostałam sama. Na szczęście nie musiałam czekać długo, ponieważ zza linii drzew widziałam już Ryana, a za nim tajemniczego mężczyznę i na końcu Dona. Tajemniczy mężczyzna miał założone kajdanki, więc nie był niebezpieczny. Wyglądał na przyjaznego z twarzy jednak reszta ciała jak i stroju mówiła co innego. Miał brudne i podarte ubrania. Pewnie był bezdomnym. W samochodzie rozmawialiśmy z nim na temat tego co tam robił i co widział... czyli przepytywaliśmy świadka lub potencjalnego mordercę. Siedziałam z przodu, ale tylko dlatego, że Don za bardzo bał się o mnie po tym co stało mi się w lesie. Cały czas twierdził, że nie powinnam pracować skoro nie dawno wyszłam ze szpitala. Troszczył się o mnie, ale nie mógł mnie trzymać w domu pod kluczem, bo ja nie należę do tego typu ludzi. Kiedy dojechaliśmy do nas, tajemniczy mężczyzna wraz z Ryanem poszedł do pokoju przesłuchań, a ja zabrałam się za przeglądanie zeznać świadków. Było tego trochę, ale najgorsze było to, że większość z tego nie pasowała to zbrodni albo było stertą nieprzydatnych informacji.
- Masz coś? - spytał Jared.

- Nie. Tu nic nie ma. Spisali te zeznania, a tu są same głupoty. No po co nam taka robota... - irytowałam się.
- No myślę tak samo. Tyle papierów, a nic w nich nie ma. - powiedział.

- No skupiamy się i kończmy ten cyrk.
Byłam zdenerwowana tym, że Ci ludzie nie potrafią pomagać, ale z drugiej strony rozumiałam.. Nie byli szkoleni z zakresu pomagania policji w prowadzeniu śledztw. Starałam się być cierpliwa, ale to było na prawdę niepotrzebne. Czytałam akurat jedno bardziej zwięzłe zeznanie i wtedy do mnie dotarło.
- Jared mam coś!

- No dawaj.
- Słuchaj kobieta o imieniu Monica Blant słyszała jakiś strzał, a potem widziała pożar. Myślisz, że to coś ma wspólnego z naszą sprawą?

- Na pewno. Pokaż.
Jared podszedł do mnie, więc pokazałam mu spisane zeznanie świadka. Teraz się zastanawiałam nad tym czemu Natalia nie znalazła żadnej kuli ani też miejsca po kuli. Ponad to myślałam nad tym kim była nasza ofiara skoro zasłużyła na takie traktowanie.
- Wiesz ja się przejdę do Natalii zobaczyć czy znalazła ślad po kuli, a potem do techników czy znaleźli kulę. A Ty może zajmiesz się tą Monicą? - zaproponowałam.

- Jasne pasuje.
Zjechałam windą do Natalii. Byłam strasznie ciekawa co jej sekcja wykazała i czym nam pomoże w identyfikacji ofiary. Po drodze spotkałam również Liama, który był ciekawy jak nam idzie.. Niestety nie mogłam mu powiedzieć, że dobrze, ale dodałam również, że śledztwo dalej trwa i znajdziemy mordercę. W końcu dotarłam do zapracowanej blondynki. Zapukałam do drzwi i weszłam do środka.

- Cześć ponownie. Powiedz, że znalazłaś jakąś kule...
- Hej. Kuli może i nie, ale ślad po niej tak. Widzisz - wskazała miejsce na kości palcem. - Tu jest rana wlotowa, więc sam pocisk był już śmiertelny.
- Czyli zginął od strzału, a pożar był przykrywką?

- Dokładnie tak. Znalazłam też guzik, ale nie będziesz zachwycona...
- Jak to? Co to za guzik?
- Guzik z munduru wojskowego.
- Czyli żołnierz? - upewniłam się.
- Najprawdopodobniej tak. Technicy będą wiedzieć więcej. Ale na pewno zginął od strzału. Kula przebiła lewą komorę serca.
- No dobra, dzięki. Idę do techników.

- Powodzenia.
Wyszłam od Natalii z cennymi informacjami. Teraz zastanawiałam się nad tym z jakiego powodu zginął żołnierz na środku drogi stanowej. Do techników miałam dość blisko, więc droga minęła mi szybko.
- Cześć chłopaki. Macie kule?
- Cześć. Tak mamy, jest dość mocno zdeformowana, ale jeden z balistyków przywrócił jej pierwotny kształt.
- I co znalazł?
- Wojskowa amunicja. Dokładniej powie wam trochę później. Ustala szczegóły.
- Mhm. No dobra, ale nie karzcie nam długo czekać. Coś jeszcze?

- Tak. Cały samochód został oblany wcześniej benzyną stąd ta ścieżka. W trakcie gaszenia powstał biały proszek. Powstał w reakcji połączenia benzyny z pianą gaśniczą. Marco szuka tego co miało powstać z takiej reakcji i też da wam znać.
- Dobra. Dzięki chłopaki. - powiedziałam i wyszłam.
Miałam teraz tyle informacji i to na szczęście pomocnych, że teraz Jared i ja mieliśmy nad czym pracować. Winda znowu złapała awarię, więc zostały mi schody. Kiedy weszłam już na nasze piętro czułam się trochę zmęczona. Idąc korytarzem złapał mnie Don.
- Jas! Masz coś? - zapytał.
- Tak. Otóż nasza ofiara to żołnierz. Chłopaki odtwarzają pełną amunicję. Ponoć to również kula z amunicji wojskowej... Dlatego też zastanawiam się nad tym czy ta sprawa nie powinna należeć do FBI.
- Nie powinna. Gdyby chcieli wiedzieć już by siedzieli nam na ogonie.
- No w sumie racja.
Razem już poszliśmy do naszego wielkiego biura. Jareda już tam nie było, więc byłam prawie pewna, że zabrał się za przesłuchiwanie Monici Blant. Podeszłam do swojego biurka i jeszcze raz zabrałam się za przeglądanie zeznań. Bałam się, że może coś przeoczyłam.
- Don co robisz?

- Przeszukuję listę zaginionych żołnierzy. - powiedział. - A czemu pytasz?
- Myślałam, że mi pomożesz ze zeznaniami, ale rób swoje. - uśmiechnęłam się i wróciłam do papierków.
Był już wieczór, a my dalej nie wiedzieliśmy kim była nasza ofiara. Dzwoniłam już po wszystkich znanych mi biurach wojskowych i innych wydziałach policji. Don również niczego nie znalazł w Internecie ani w bazach danych. Ryan wraz z technikami zdobył jak najwięcej informacji dotyczących pocisku, więc teraz mogliśmy bazować tylko na nim. Każdy z nas przeszukiwał bazy danych, aż w końcu Donowi się udało.
- Mam. Kula była zapisana w amunicji wojskowej plutonu 26. Tam trzeba szukać naszej ofiary. - powiedział pewnie Don. - Ryan z Jaredem zabierzcie się za dzwonienie.

- Jasne. - powiedzieli chłopcy chórem.
- A co ze mną? - spytałam czując się urażona pominięciem.

- A Ty moja droga wracasz ze mną do domu. Mamy wieczór a Tobie należy się odpoczynek. Nie dawno wyszłaś ze szpitala i musisz się oszczędzać.
- Jasne... Chłopaki przepraszam was. W następnej sprawie to my będziemy siedzieć do późna. - obiecałam.
Zaczęłam zbierać swoje rzeczy do torebki. Wzięłam też trochę papierkowej roboty, bo wiedziałam, że w domu nie położę się od razu spać. Pożegnaliśmy się z chłopakami i wyszliśmy z budynku. W drodze do hummera trzymaliśmy się za rękę i rozmawialiśmy o dzisiejszej sprawie. Szukałam nowych śladów, na które być może wpadł mój ukochany. Z tego co udało mi się zauważyć Don co chwilę zmieniał temat. W samochodzie panowała jakaś taka niezręczna cisza. Kiedy dojechaliśmy do domu obiecałam, że przyjdę do niego jak tylko wezmę prysznic. W swoim domku poczułam dopiero jak mój organizm jest wykończony. Tak jak psychicznie byłam gotowa stawić czoła najcięższym wyzwaniom, tak fizycznie nie miałam na to siły ani ochoty. Nie spiesząc się zdjęłam z siebie bluzkę i spodnie. Weszłam do sypialni po piżamkę i szlafrok, a potem zamknęłam się już tylko w łazience. Zdjęłam bieliznę, rozpuściłam włosy i weszłam pod prysznic. Woda z początku była lodowata, ale po chwili była już takiej temperatury jaką lubiłam najbardziej. Stałam tak i starałam się nie myśleć o niczym. Woda obmywała całe ciało z potu, z przemęczenia, ze stresu... Rozmasowałam zmęczone ramiona i zaczęłam się relaksować. Mój prysznic już trochę trwał, a obiecałam Paynowi, że jeszcze tego wieczoru do niego dołączę. Wyszłam i osuszyłam się ręcznikiem. Zakładając spodenki od piżamy zwróciłam uwagę na swoją bliznę na brzuchu. Nie była wielka, ale zostawiła ślad po człowieku, którego nie chciałam znać. Zostawił mi pamiątkę... Zasmuciłam się trochę i wierzchem dłoni otarłam pojedynczą łzę spływającą po policzku.
- Nie mogę się tak tym przejmować. Na pewno są na to jakieś sposoby. - powiedziałam do siebie.

Założyłam bluzeczkę na ramiączkach. Teraz wzięłam się za rozczesywanie włosów. Były trochę poplątane, ale oddawały moją rzeczywistość.. były zakręcone tak jak ja. Ułożyłam je żeby chodź trochę wyglądały normalnie i wzięłam się za mycie zębów. Kiedy skończyłam przejrzałam się ostatni raz w lustrze i wyszłam z łazienki. Ku mojemu zdziwieniu było ciemno, a w końcu światło zostawiałam zapalone.
- Halo jest tu kto? - spytałam.

- Tak jestem ja. - powiedział kuszącym głosem Don.
- Kochanie możesz zapalić światło? Nic nie widzę... A to mi przeszkadza.
- Zepsułaś cały romantyzm...
W tym momencie Don zapalił światło a ja otworzyłam szeroko oczy z miłego zaskoczenia. Don wprawdzie stał w bokserkach (to była jego piżama), ale bardziej skusił mnie widok świec i wina na stoliku. Kiedy podeszłam bliżej zauważyłam też makaron z sosem i sałatkę. Wyglądało wszystko bardzo apetycznie.
- Nie musiałeś. - powiedziałam przytulając się do niego. - Dziękuje.
- To ja Tobie dziękuje.
- Mi? Za co? - spytałam zdziwiona.
- Za to, że jesteś Cukiereczku.
Pocałował mnie namiętnie, a potem zasiedliśmy do stołu. Kolacja była przepyszna, a wino pobudzało również inne instynkty. Patrzeliśmy na siebie dosyć długo biorąc pod uwagę nasze podniecenie. Zbliżyłam się do Dona i pocałowałam go gorąco. Chwila uniesienia trwała bardzo długo, a potem... a potem zaczęła się długa i romantyczna noc dwojga kochanków.
***
Hej! Co tam u was słychać? Wiem, że ostatnia notka była dosyć słaba, dlatego też teraz bardziej się postarałam :) Mamy piękną sobotę. Dzisiaj wybieram się do teatru ze znajomymi, a w niedzielę zamierzam się smażyć na plaży i odpocząć, bo praca mnie w tym tygodniu bardzo wyczerpała z sił. No nic, zmykam na śniadanko. Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego dnia! :)