poniedziałek, 16 września 2013

25. Masakra.

Wchodząc do biura, zamknęłam za sobą drzwi. Dźwięk w telefonie wyłączyłam, żeby mi nikt nie przeszkadzał. W szczególności jedna osoba. Roztrzęsiona usiadłam za biurkiem i spojrzałam na ekran komputera. Oczy strasznie piekły, ale nie chciałam płakać, nie w pracy, nie przy wszystkich. Musiałam się teraz skupić na pracy. Pierwsze co zrobiłam to wysłałam smsa do Natalii z prośbą o numer jej znajomego koronera. Potem czekając na informację, włączyłam komputer i zaczęłam szukać ciekawostek na temat dziwnych, śmiertelnych przypadkach. Znalazłam kilka stron w archiwum, większość z nich było nierozwiązanymi sprawami.
- "452111090. Numer koronera. Nazywa Sam Donavan. Powiedz, że masz jego numer ode mnie. I ostrzegam, Don jedzie do biura. Trzymaj się. Natalia."
Nie miałam sił nawet odpisać. Przyjęłam wszystko do wiadomości. Numer telefonu zapisałam na kartce, a telefon odłożyłam na brzeg biurka.. tam gdzie mój wzrok nie sięgał. Czekało mnie dużo dzwonienia, ponieważ wszystkie te sprawy, które były morderstwem lub przypadkiem kończyły się bardzo szybko już na samym początku. Brakowało dowodów i świadków. Wydrukowałam kilka stron i zaczęłam czytać. Pierwszy z nich Henry, zginął z przedawkowania swojego lekarstwa, które zażywał każdego dnia, w takiej samej ilości od kilku lat. Czytając dokładniej akta, stwierdziłam, że to rzeczywiście mógłby być przypadek. Chociaż... od kilku lat i popełnić taki błąd? No cóż. Odłożyłam kartkę na bok i zabrałam się za następnego denata. Max Barton (ten od znajomego koronera Natalii) zapalił papierosa, a potem zasnął. No to kretyn.. Różowym mazakiem zakreślałam nazwisko prowadzącego sprawę, jak i lekarza sądowego. Do tego wszystko co mogłoby go połączyć z innymi przypadkami.
- Jasmine. Ja chcę porozmawiać. - powiedział Don stojąc nade mną.
- Nawet nie słyszałam kiedy tu wszedłeś. - odpowiedziałam nie odrywając nosa od zakreślanych nazwisk. - Tak się składa, że ja nie chcę z tobą rozmawiać.
- Daj mi wytłumaczyć.
- Ale co tu tłumaczyć? Masz dziecko, syna. Margaret powinna siedzieć, a jednak wyszła? Jak to możliwe?
- Za dobre sprawowanie zwolnili ją. Pytaj, pytaj o co chcesz! Odpowiem na wszystko. - błagał wręcz o to, żebym zwróciła na niego uwagę.
Udało mu się. Mogłam zapytać o wszystko,a  wybrałam tylko jedno pytanie. Oderwałam się od papierków i nie wstając z miejsca, spojrzałam mu w oczy.
- Kiedy zaszła w ciąże i kiedy urodziła? To mnie interesuje.
- Zaszła w ciąże przed Twoim przyjazdem. Ale przysięgam, ja już z nią wtedy nie byłem.. Jak ją wsadziliśmy do paki była w piątym miesiącu ciąży.
- Wiec spędziliśmy ze sobą wspaniałe 4 miesiące. A teraz to chyba koniec. - powiedziałam zakrywając twarz dłońmi.
- Jas! No co Ty?! Daj nam szanse. - klęknął przede mną.
- A jak ty sobie ty wyobrażasz? Ty, ja, Twój syn i Margaret? Nie dam rady. To dla mnie za dużo. - ciągnęłam. - Dokończmy tą sprawę jak profesjonaliści, a potem poproszę Liama o zmianę partnera.
- Jak sobie chcesz. - powiedział i zasiadł za swoi biurkiem.
Nieźle. Nawet nie walczy! Co facet. Otarłam łzy, zacisnęłam zęby i wróciłam do papierów. Ciężko było o pełne skupienie, wiedząc, że mężczyzna na którym Ci zależy siedzi niedaleko... ale nie mogłam się rozklejać. Była ważna zagadka do rozwiązania, więc musiało mi się udać. Numerów telefonów nie było wiele, w każdym przypadku sprawa kończyła się w momencie wystawienia raportu przez koronera. Jednak w dwóch trafach sprawę załatwił ten sam lekarz sądowy. Postanowiłam zaryzykować. Zapisałam adres na kartce i zaczęłam się zbierać. Wychodząc z pokoju, usłyszałam.
- Mogę jechać z tobą. 
- Poradzę sobie. Trzeba poczekać na raport od Natalii. - powiedziałam odwracając się do Dona.
- Nie masz samochodu. - krzyknął na koniec.
- Mam. Natalii. 
Zdenerwowana poleciałam do windy. Kiedy drzwi się zamknęły, dałam upust emocjom. Nie trzymałam ich dłużej w sobie, bo to nie miało większego sensu. Zaciskałam zęby i patrzyłam w ścianę. Wyglądałam strasznie.

Szłam jasnym korytarzem sądu najwyższego. Szukając recepcji, rozglądałam się po wspaniale zaprojektowanym budynku. Wszędzie był monitoring. No tak.. przecież jestem w sądzie. Mijałam po drodze adwokatów i sędziów, ale nigdzie nie widziałam napisu "Lekarz sądowy". Nie poddając się, zajrzałam do recepcji. Siedziała tam brunetka o zimnych, niebieskich oczach. Na nosie spoczywały okulary w czerwonych oprawkach. Stałam na przeciw niej, a jednak zdawała się mnie nie widzieć.

- Ekhm. - spojrzałam na nią znacząco kiedy podniosła głowę.
- Słucham? - spytała patrząc na mnie, po czym wróciła do swojej pracy.
- Gdzie znajdę biuro lekarza sądowego?
- Windą na piętro -1. 
- Dziękuję. 
Nie chciało mi się nawet wysilać, bo i tak miała mnie w nosie. Oddalając się się od recepcji zauważyłam tabliczkę z informacją. No tak... nie mogłam jej zauważyć tuż po wejściu do sądu. Obok tablicy była winda, więc poczekałam na swoją kolej. Na transport czekało bardzo dużo osób, ale zdaje się, ze tylko ja byłam zainteresowana koronerem. Zjeżdżając na najniższe piętro, wyszłam z windy i rozejrzałam się po korytarzu. Panowała tu przerażająca cisza, zapach wybielacza... Szłam przed siebie. Szukałam tylko jednych drzwi, do których wejdę i nie będę sama. Bo być w takim miejscu samej... to przerażające doswiadczenie. 
- Szuka pani kogoś? - usłyszałam za plecami. 
- Tak. Sam Donavan? - spytałam, spoglądając na wysokiego szatyna. 
- Zgadza się. A pani to?
- Jasmine Snow. Pracuje w wydziale zabójstw z Natalią Montez. 
- Koleżanka Natalii. Super, zapraszam. - gościnnym gestem zaprosił mnie do swojego biura. 
Weszłam szybko, zostawiając za sobą ten ponury korytarz. Zajęłam miejsce siedzące na przeciwko biurka. W porównaniu do pomieszczenia wcześniej, tu było ciepło i ładnie pachniało. Kładąc torebkę na kolanach, zaczęłam rozmowę.
- Prowadzę śledztwo w sprawie dziwnego morderstwa. 
- Niech zgadnę. Przypadek i brak jakichkolwiek śladów? - spytał, siadając na swoim fotelu. - Prowadziłem dwa podobne przypadki, ale sprawę szybko ułożono z powodu braku dowodów jak i świadków. 
- Czytałam. Nasz denat zginął we własnym samochodzie pogryziony przez pszczoły. Był uczulony na ich jad. 
- To znowu jeden z tych przypadków. Uważasz, że to morderstwo? - spytał widocznie zainteresowany nową sprawą. 
- Nie wiem. Natalia myśli, że to przypadek. I takie też są ślady. W końcu zaparkował pod kwitnącym drzewem. Nie wiem co o tym sądzić, dlatego przyszłam do pana. 
- Jakiego pana. Mów mi Sam. Przyjaciele Natalii są moimi przyjaciółmi. - przerwał na chwilkę. - W czym mam ci konkretnie pomóc?
- Potrzebuje twojej dokumentacji. - zamyśliłam się. - Słuchaj, a ty co myslisz o tym przypadku? 
- No nie wiem. Wydaje mi sie, że to może być przypadek. Po prostu człowiek był nieumyślny. To go zabiło. 
- A jak było wcześniej?
- Prowadziłem sprawę, w której jeden z mężczyzn był tak pijany, że zapalając papierosa, spalił się we własnym łóżku. A druga sprawa była taka, że jeden z mężczyzn zginął na zawał. Powiedzmy, że zabił go strach, w jego pokoju znaleziono pięć jadowitych węży. Zmarł na skutek licznych ukąszeń.
- Masakra. To na pewno nie był przypadek. - powiedziałam bardziej do siebie niż do koronera. - Czyli mogę liczyć na twoją pomoc? 
- Jasne. Prześle wszelką dokumentację Natalii.
- Dzięki. Bede się zbierać. Przyjrze się dokładniej tym panom. - powiedziałam to wstając z krzesła. - Jeszcze raz wielkie dzięki za pomoc. 
- Nie ma problemu. - uścisnął mi dłoń i odprowadził do windy.

W moim małym mieszkaniu zrobiło się jakoś pusto... nieswojo. Czułam się tu jak obcy, który próbuje znaleźć sobie bezpieczną przystań. Ale dla mnie teraz to nie był azyl. Mój schron zniknął razem z informacją o Margaret. Wiem, że w tym przypadku dziecko tu nie jest niczemu winne, ale ta cała wredna Margaret. Dobre sprawowanie... Też mi coś. Wchodząc do łazienki, zdejmowałam z siebie wszystkie rzeczy. Następnie odkręciłam wodę pod pod prysznicem, a brudne rzeczy schowałam do kosza. Kiedy woda była już odpowiedniej temperatury, weszłam pod natrysk i zamknęłam się w czterech ścianach prysznica. Woda nie dawała ukojenia, tak jak miała to w zwyczaju. Teraz przynosiła jeszcze więcej trudnych i męczących myśli, decyzji do podjęcia. Czym prędzej umyłam się i wyszłam. Osuszałam się ręcznikiem, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Założyłam szlafrok wiszący na drzwiach i pośpiesznie poszłam otworzyć, bo odniosłam wrażenie, że drzwi mogą długo nie wytrzymać. Pożałowałam swojej decyzji.

- Jasmine musimy porozmawiać. - mówił pijany Don.
- Nie mamy o czym, poza tym jesteś pijany. - próbowałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. - To bardzo ważne! 
- Daj spokój. Sprawa już załatwiona. Nie kochałeś, a jednak jest w ciąży. Teraz zajmij się dzieckiem, bo chłopiec potrzebuje ojca, jak i matki. - krzyczałam przez łzy.
- Jasmine! Proszę Cie. Wpuść mnie i porozmawiajmy.
- Już Ci coś powiedziałam. - kolejna próba, ale nic z tego.
- Don uspokój się! - usłyszałam z głos dobiegający z klatki schodowej. - Chodź pójdziemy do pokoju i ochłoniesz trochę. - powiedział Ryan przypatrując się mi. - Wszystko dobrze?
- Tak, wszystko ok. Dzieki. - powiedziałam uśmiechając się blado do kolegi. Było mi wstyd, że musiał się temu przyglądać.
-Zadzwonię po Nat. - powiedział wyciągając telefon.

- Nie trzeba, daje radę. - odpowiedziałam, ale i tak wykonał telefon. 
Zamykając drzwi odetchnęłam z ulgą. Don jest w dobrych rękach, więc nie zrobi nic głupiego. Do mnie zaraz przyjdzie Natalia i rozpracujemy tą dziwną sprawę. W głowie cały czas układał mi się czarny scenariusz jeśli chodziło o mnie i Dona. Już nigdy nie mieliśmy być szczęśliwi. Usiadłam na kanapie przed telewizorem i na stoliku do kawy rozłożyłam wszystkie ważne informacje. Kolorowe karteczki z numerami, wydrukowane akta i raporty policyjne. Przeglądałam je już z dziesiąty raz i nic nowego nie znalazłam. Głowa mi pękała, ale nie poddawałam się. Po dłuższej chwili ktoś zapukał do drzwi. Otwierając już nie bałam się tak mocno, przeczuwałam, ze była to właśnie moja przyjaciólka. Najbardziej byłam jej wdzieczna za to, ze nie pytała mnie o to jak sie czuje, co teraz. Unikała zbędnych pytań. Zadała jedno, trafne pytanie.
- Pomogę ci z tą sprawą. - powiedziała siadając na fotelu. - Masz jakieś piwo? - zaśmiała sie pod nosem. - Lepiej się wtedy myśli. 
- No pewnie. Zaraz przyniosę. 
- Czego szukasz konkretnie? - zapytała głośno, kiedy byłam w sypialni. - Trzymasz piwo w sypialni? 
- Nie śmiej się. To schowek, bo cięzko mi wyjść do kuchni. - powiedziałam siadając na swoim miejscu. - Nie wiem czego konkretnie szukam. Jakieś powiązanie, choć najmniejsze będzie już dobre.
- No to szukamy. - zachęciła Natalia otwierając swoją puszkę. 
- Czytałam to już setki razy. - powiedziałam zawiedziona. 
- Spokojnie. Co dwie głowy to nie jedna. Do roboty!
***
Cześć! Przepraszam, że notka nie pojawiała się tak długo, ale byłam tak pochłonięta pracą i innymi sprawami związanymi z edukacją, że na prawdę nie miałam jak. I tak pisałam na szybko właśnie tą część, w domu u przyjaciółki, więc mam nadzieje, że chociaż da się ją przeczytać i coś zrozumieć :p Obiecuje, że wszystko nadrobię!
Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam :*

niedziela, 1 września 2013

24. Wszystko wróciło na swoje miejsce... no nie wszystko.

Po powrocie z pracy od razu wzięłam się za przygotowania. Nie było tego wiele, ale jeśli chciałam pomieścić tutaj około dziesięciu osób, musiałam się postarać. Don jako mężczyzna idealny, pomagał mi ile sił. Zrobił zakupy tak jak prosiłam i pomógł przygotować kolację. Całe przygotowania zajęły nam, łącznie ze sprzątaniem, może z trzy godziny. Niby to nic wielkiego, ale chciałam, żeby było idealnie. Na gości nie trzeba było czekać długo, przychodzili na czas z miłymi podarunkami. 
- Cześć! Zapraszam wszystkich do salonu. - powiedziałam zapraszając wszystkich do stołu.
Wszyscy moi przyjaciele z uśmiechem na twarzy zajmowali miejsca siedzące. Byłabym zapomniała korkociągu. Kiedy miałam już go w ręku, przystanęłam w progu drzwi. Widok był przepiękny. Wielki stół, zastawiony przepyszną kolacją, a przy nim siedzący najbliżsi mojemu sercu ludzie. Oczywiście podczas spożycia kolacji, chłopaki nie mogli powstrzymać się od ciętych komentarzy na temat mojego odwołanego już (na szczęście) zawieszenia.
- Jakie to pyszne! - pochwaliła Natalia, kiedy kończyła posiłek. - Już dawno nie jadłam tak pysznej kolacji. Uwielbiam Cię za to! - posłała mi całusa. 

- Dobra, dobra. Nie podlizuj się. I tak nie będziemy tu za często wpadać, bo ja też mam Ci do pokazania, jakiż to wielki talent kulinarny posiadam. - zwrócił się Ryan do swojej dziewczyny. - Zobaczysz, ja robię lepsze.
- Ale co takiego? - uciął ironiczne Liam. 
- Wszystko! - zaśmiał się ciemnowłosy chłopak. - Jestem facetem doskonałym! 
Atmosfera była tak wspaniała, że dało się jej nijak zepsuć. Jeśli nawet zadzwoniliby teraz z pracy, to miałabym pewność, że Liam i tak by nie odebrał tego telefonu. Już od dłuższego czasu zastanawiałam się nad pokrewieństwem Liama i Ryana. W końcu oboje mieli takie same nazwiska, a i tak między nimi nie było widać podobieństwa. Ryan miał ciemne włosy, tak jak Liam z tym, że pierwszy miał ciemne oczy, a drugi zielone. Ponad to wszystko kolega po fachu i chłopak mojej przyjaciółki posiadał najpiękniejszy akcent na świecie. Mimo takich różnic, postanowiłam zaryzykować i zadać to męczące mnie pytanie. 
- Słuchajcie. - kiedy zamyśliłam się, dotarło do mnie, że właśnie jestem w centrum uwagi. - Liam i Ryan, c-c-czy w-wy jesteście spokrewnieni? - zapytałam niepewnie, nie wiedząc jak na to zareagują goście. Chłopaki spojrzeli na siebie znacząco, a ja dalej nie wiedziałam co i ich łączy prócz nazwiska. Czekałam na odpowiedź, kiedy to wszyscy zaniemówili. 
- Jesteśmy.. - zaczął Liam. 
- Kuzynostwem. - dokończył szybko Ryan. - A skąd wpadł Ci do głowy ten pomysł?
- Stąd, że już od dłuższego czasu zastanawia mnie, dlaczego macie to samo nazwisko. - zamyśliłam się na chwilę. - I jak widać, nie wytrzymałam. - zaśmiałam się głośno. 
Wieczór upłynął bardzo szybko. Nim skończyłam powiedzieć "deser", połowa ludzi zaczęła zbierać się do domu. No tak... Przecież nie tylko ja wstawałam jutro do pracy na poranną zmianę. Pożegnaliśmy wszystkich serdecznie, wręczając przy tym pojemniki z deserem. Jak to mówiłam- "na potem". Do pomocy przy sprzątaniu zostali Natalia z Ryanem. Byli młodzi i szaleńczo w sobie zakochani. Było widać po samym chłopaku, że kochał swoją dziewczynę do szaleństwa. Chciałabym, że właśnie tak widziano mnie z Donem.
- Dzięki za pomoc. - odparłam zmęczona do ubierającej się pary. 

- Nie ma za co. Zrobiłabyś to samo dla nas. - powiedziała Natalia również już zmęczonym głosem. - Do zobaczenia w pracy. 
- Dobranoc. 

Pobudka nad ranem była bardzo ciężka. Dlaczego? Obudził mnie kac i to tak silny, że nie potrafiłam sobie z nim poradzić. Do torebki schowałam małą butelkę wody, a w domu zabrałam się za zrobienie śniadanie dla siebie i ukochanego. Zjadłam jedną, małą kanapkę, bo na więcej mój żołądek nie miał ochoty. Byłam zmęczona, ale myśl o tym, że od dzisiaj mogę wrócić do pracy w terenie dawała mi jakiś rodzaj wielkiej energii. Wzięłam szybki prysznic, a potem stanęłam na przeciw wielkiej szafy i zastanawiałam się, co na siebie dzisiaj założyć. Przeglądałam ubrania setki razy, ale nigdy nie sądziłam, że mam tego aż tyle. Po dłuższym szukaniu, zdecydowałam się na na czerwoną zwiewną tuniczkę i ciemne jeansy. Do tego dołączyłam czarną, skórzaną skórę i malinową apaszkę. Kiedy już wskoczyłam w wybrane ubrania, poszłam jeszcze do łazienki nałożyć lekki makijaż i już potem byłam gotowa do wyjścia. Don, jak zauważyłam, był już po śniadaniu i szybkim prysznicu. Włosy miał jeszcze trochę mokre, ale nie chciał nas opóźniać przez korzystanie z suszarki, dlatego też zamiast czekania w domu, ruszyliśmy do pracy.

- Liam mówił, że ma dla nas sprawę. - powiedział Don, wchodząc do gabinetu z dwoma kubkami gorącej kawy. - Idziemy?

- Jasne. - powiedziałam. - Nie mogę się doczekać nowej sprawy. 
Szłam obok Payna, co chwila popijając małymi łyczkami, aromatyczną kawę. Zapukaliśmy do drzwi szefa, a kiedy usłyszeliśmy jego głośne "słucham", weszliśmy do środka. Dzisiaj pomimo wczorajszego, udanego wieczoru widać było zmianę w jego zachowaniu. Był jakiś nie swój. Jego czupryna opadała niedbale na czoło, a oczy mówiły tylko jedno- jestem wkurzony i niewyspany. Bałam się, że znowu coś narobiłam, bo ostatnie problemy były spowodowane moją osobą, ale to nie było to. Coś go dręczyło. 
- Liam, co jest? - spytał Don, podchodząc do zdenerwowanego szefa. - Mów.
- Jest sprawa. Otóż jedziecie na miejsce zbrodni, trzy przecznice dalej... - zamyślił się na chwilę. - O ile się nie mylę to będzie Brentwood 21. Nietypowa sprawa. Jeden z naszych twierdzi, że to morderstwo, ale ślady mówią o przypadku.
- Dziwna sprawa. - stwierdziłam. - Ekipa już tam pojechała?

- Na pewno jest Natalia z Ryanem. Do tego wysyłam jeszcze was. Powodzenia. - powiedział krótko i wyszedł z pomieszczenia. 
Nie wiedziałam co miałam o tym myśleć już z samego początku. Przypadek czy morderstwo? Don wyszedł tuż za Liamem, a ja dłużej nie zwlekając zaraz za nim. Wziął swoje dokumenty i moją kurtkę. Byliśmy gotowi, więc można było jechać na miejsce dziwnie popełnionego morderstwa. Droga nam się nie dłużyła specjalnie, ale między nami nie było żadnej konwersacji.. Panowała cisza. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wysiadłam i zaczęłam poruszać się w stronę żółtych, policyjnych taśm. Szłam nie prędko, obserwowałam otoczenie. Zwykła ulica, a denat znajduje się w środku samochodu. Śmiało postawiłam, że na pewno w swoim. Tylko co mogłoby go zabić? Zadawałam sobie masę pytań, aż wreszcie dotarłam do Natalii.
- Hej. - przywitałam się. - Jak zginął? - zapytałam dziwnie rozbawiona.
- Cześć. Widzisz to? - wskazała palcem na kilka zaczerwienionych miejsc na skórze. - To ślady po użądleniu os.
- Użądliły go osy i zmarł? - spytałam z niedowierzaniem. - Natalia, proszę Cię. Bez żartów. - powiedziałam poważnie. 
- Mówię poważnie. Musiał mieć uczulenie na ukąszenia owadów i stało się. 
- To dlaczego zostaliśmy wezwani do tej sprawy? - spytałam trochę obrażona, chciałam jakąś sprawę, a nie coś, co zamknę po pięciu minutach przebywania za żółtą taśmą.
- Bo jak widzisz to przypadek. Tyle, że śmiertelny... I tak się składa, że nie pierwszy. Powiedzmy, że to kolejny atak.
- To były inne takie przypadki? Że ktoś ginął od ukąszenia owadów? 
- Nie koniecznie już od owadów. Każdy z nich miał jakąś swoją słabość. Musisz o tym poszperać. Mój znajomy koroner prowadził sekcję zwłok, która wykazała, że mężczyzna był pijany. A sprawa była taka, że się spalił we własnym mieszkaniu. - opowiadała blondynka. 
- Ale jak to? Dobra, zresztą poczytam o tym. - powiedziałam. - Dzięki.
No to mieliśmy dziwną sprawę. Chciałam jakąś sprawę i właśnie taką dostałam. Jak to się mówi? Chciałam to mam. Dalej tylko nie mogłam uwierzyć, że to jest morderstwo. Facet zaparkował pod kwitnącym drzewem. Z tego co udało mi się już zaobserwować, do kwiatów latały wszystkie owady, których nie lubiłam, a tuż obok był ul. I było wszystko jasne... Głupi wypadek, ale nie dawała mi spokoju sprawa z mężczyzną, który przez przypadek spalił się w swoim domu. Musiałam się jakoś dokopać do tych wszystkich akt. Podeszłam do Dona zadowolona, ale to szybko minęło, kiedy zobaczyłam z kim rozmawia. 
- Margaret? - podeszłam już zdenerwowana, a jeszcze nie miałam okazji słyszeć o co chodzi. 
- Jasmine. - powiedziała z obrzydzeniem. - Jestem tu w celu porozumienia się z Donem. 
- Rozumiem, ale jak widzisz pracujemy. - próbowałam odciągnąć Dona, ale na nic. Był zapatrzony w tą śliczną i jakże wredną brunetką jak w obrazek. - Co jest? - spytałam.
- Jasmine, bo ja.. bo m-m-my musi-i-i-my porozma-a-wiać. - jąkał się. 
- Czemu się jąkasz? O co chodzi? - byłam już tak zdezorientowana, że nie wiedziałam co mam robić. Wiedziałam jedno, chciałam przywalić tej całej Margaret. 
- On nie może, to ja powiem. - odezwała się swoim okropnym głosem. - Jestem tu po alimenty. 
- Alimenty? Czyś ty ogłupiała do reszty?! - podniosłam głos. - Wynocha. Daj nam pracować. 
- Alimenty. Don ma syna. - twierdziła uparcie. 
- Don, co masz mi do powiedzenia? - zwróciłam się do niego. - Powiesz coś? Cokolwiek?
- J-j-ja n-n-nie wiedział-ł-łem. - wydusił z trudem. 
- Wiesz co? Weź sobie wolne i dojdź do siebie. Ja jadę do biura. - powiedziałam i ze łzami w oczach pobiegłam do samochodu Natalii.
Nie wiedziałam co mam teraz robić, jak się zachować. Jeszcze wczoraj byłam w nim szaleńczo zakochana, a teraz? A teraz chciałam to wszystko zakończyć.. Zależało mi tylko na tym, żeby dowiedzieć się, co z tym zrobi ten cały Payne- ojciec. Napisałam do Natalii smsa, bo nie miałam siły przechodzić obok tych ludzi. Nie chciałam go znać. Nawet nie wiem kiedy, jak... Wszystko straciło znaczenia jeśli chodziło o uczucia. Z oddali widziałam, że biegnie w moją stronę, przyjaciółka. Stanęła obok mnie zadyszana.

- Mała, jak się masz? - zwróciła się do mnie, podając mi kluczyki do swojego seata. 
- Jakoś to będzie. - odparłam wycierając leniwie łzę. - Jadę do biura, mam co robić. Chce znaleźć wszystkie potrzebne informacje odnośnie tego mężczyzny i denata, o którym mi powiedziałaś. - zamyśliłam się. - Pamiętasz jak się nazywał? A i w ogóle jak ten facet się nazywa? - zapytałam pukając się w głowę, że zapomniałam o tak ważnej informacji. 
- Dominic Lotcos. A tamten nie pamiętam, ale wszędzie było o nim pełno, więc poczytaj w archiwum. - położyła mi dłoń na ramieniu. - Będzie dobrze.
- Jasne. Nic mi nie jest. Dzięki, jadę. - powiedziałam i wsiadłam do samochodu. 
Chwyciłam mocno za kierownicę i włożyłam kluczyki do stacyjki. Zacisnęłam zęby i odpaliłam auto, następnie zapięłam pasy i z piskiem opon ruszyłam przed siebie.
***
Hej! Oto nowa, upragniona notka ;) Przepraszam, że tak długo pisana, ale szukałam pomysłu na kolejną sprawę. Od razu powiem, że ta będzie niezwykle ciekawa! Mam nadzieję, że się podoba. Jak się czujecie na koniec wakacji? Jutro już rozpoczęcie roku szkolnego. Studenci jeszcze się bawią, ale to już ostatnie powiewy czasu wolnego, więc korzystajcie ile możecie!! Zachęcam do komentowania. Pozdrawiam! :)