Wysiadłam z samochodu otępiała z informacji jaką przed chwilą usłyszałam. Mimo tego iż byłam pod wpływem leków starałam się z całych sił nie płakać, chociaż łzy jak szalone cisnęły mi do oczu. Szłam w stronę żółtych policyjnych taśm. Bolał mnie brzuch, ale ten ból był jakiś... hym.. do zniesienia. Podeszłam do Ryana, bo musiałam mu wszystko jeszcze raz powiedzieć co działo się wczoraj. Nie wiem jakim cudem moje odciski znalazły się dosłownie wszędzie skoro dzień wcześniej dotykałam zaledwie kilku rzeczy. Drukarki, kubka, stolika i krzesła... A moje odciski są wszędzie.
- Don ja tego nie zrobiłam... jak ja mogę pomóc? - pytałam przerażona, ponieważ policjanci chcieli mnie skuć w kajdanki. - Czy to aby konieczne? Nigdzie nie ucieknę.. jestem stróżem prawa. - oburzałam się.
- Jasmine pojedziemy tam razem. Najgorsze jest tylko to, że w sprawę włącza się FBI...
- FBI? Przecież ja go nie zabiłam! - mówiłam podenerwowana.
- Spokojnie. Chodź jedziemy do biura, już tam czekają.
Szłam za Donem nie bardzo zastanawiając się nad tym co mam powiedzieć. Bardziej zastanawiało mnie kto mnie tak wrabia.. Moje podejrzenia padły od razu na mężczyznę, który zostawił mnie w szpitalu a potem uciekł... Chociaż nie wiedziałam też kto mnie postrzelił w tym lesie. Opuszczając lekko szybę w hummerze cichutko płakałam. Wiatr owiewał mi twarz a ja ledwo widząc szukałam odpowiedzi i znaków na niebie.
- Czemu to akurat mnie musi się przydarzyć? Nawet nie znam miasta, nie znam ludzi prócz naszej grupy i Liama. Wierzysz mi, prawda?
- Oczywiście kochanie. FBI usłyszą to co masz do powiedzenia i puszczą Ciebie wolno.
Już nic nie mówiłam. Oszczędzałam siły, bo musiałam stoczyć ciężką bitwę z władzami, które mają większy wpływ na otoczenie niż wydział zabójstw. Nie będę ukrywać, że bardzo się bałam.. Nie wiedziałam co mam z sobą począć, czułam się tak jakby cały świat obrócił się przeciwko mnie i jeszcze dla frajdy uderzył mnie w policzek. Bolało. Dobrze, że Don mi wierzył, tak samo jak ekipa. Chodź znali mnie krótko nie tracili we mnie wiary i mieli nadzieję. Kiedy dojechaliśmy pod budynek policji czułam się tak jakbym miała zaraz zapaść się pod ziemię. Szłam obok Dona, a za mną dwóch policjantów w mundurach nadzorujący każdy mój krok. W windzie patrzyli się na mnie z odrazą. A najgorsze jest to, że to jeszcze nie koniec. Wysiedliśmy na trzecim piętrze i poszliśmy do pokoju przesłuchań.
- Będzie dobrze. Mów wszystko tak jak było. Wierzę w Ciebie, Snow. - pocałował mnie w czoło.
Uśmiechnęłam się niby dla pocieszenia, ale zamiast ładnego uśmiechu wyszedł krzywy grymas. Usiadłam w pokoju tam gdzie zawsze zajmowała miejsce policja. Po 5 minutach zrozumiałam, że akurat dzisiaj zajmuję te drugie miejsce. Przesiadłam się i teraz siedziałam na przeciw lustra weneckiego. Nie mogłam ukazywać żadnych emocji, bo za pewne już na mnie patrzyli i oceniali moje reakcje z nad przeciwka. Znałam takich typów jak oni. Jeszcze w Miami kazali mi na nich uważać... Czekałam i czekałam, aż do pokoju w końcu weszło dwóch mężczyzn. Byli dobrze zbudowani, w dopasowanych garniturach. Jeden wprawdzie bardziej wysportowany od drugiego, oboje mieli jasne włosy, ale to nie robiło z nich aniołów. Jeden usiadł na przeciwko mnie, a drugi stał z boku. Mieli już na mnie dowody, a teraz musieli tylko na mnie wymusić przyznanie się do winy, żeby było po sprawie.
- Pani Snow jak długo pani pracuje w policji? - spytał jeden z nich.
- 3 lata. Znam procedury i byłoby mi bardzo miło gdyby się panowie przedstawili. - powiedziałam cierpko.
- Ah tak. Agenci Ian Bosso i Alan Cooker. - powiedział drugi. - Proszę nam powiedzieć o sytuacji z dzisiaj.
- Kiedy wyszłam ze szpitala wróciłam do pracy żeby pomóc kolegom w prowadzeniu śledztwa. - powiedziałam najkrócej jak to było tylko możliwe.
- A co działo się wcześniej?
- Wcześniej to znaczy? Proszę o konkretne pytania. - poprosiłam najuprzejmiej jak potrafiłam, chociaż miałam teraz tyle jadu w sobie do nich, że to był po prostu cud.
- Wcześniej.. - wpadł w zakłopotanie. - To znaczy wczoraj dokładnie od momentu przyjazdu na miejsce zbrodni.
- Przyjechałam z detektywem Donem Payne na miejsce zbrodni. Kiedy już tam dotarliśmy to się rozdzieliliśmy. Mój partner podszedł do innego policjanta i o czymś za pewne rozmawiali, a ja podeszłam do Natalii Montez, naszego lekarza sądowego żeby zapytać o przyczynę zgonu. Następnie podeszłam do jednego z osób stojących za taśmą i jak się okazało był to leśniczy, który dzisiaj został zamordowany. - wzięłam głęboki wdech. - Przekazał mi ważne informacje dotyczące całego miejsca, w którym się znajdowaliśmy.
- Jakie dokładnie to były informacje? - przerwał mi ten chudszy blondyn.
- Mówił, że ten las to teren dla myśliwych i żeby móc z niego korzystać trzeba zyskać jego pozwolenie. Dowiedziałam się też, że ma on listę osób, które korzystają z tego terenu dość regularnie. Poszłam za nim do tej jego leśniczówki i wtedy podał mi herbatę i rozmawialiśmy na temat tego lasu i tych mężczyzn. Znał każdego dosyć dokładnie, bynajmniej posiadał bardzo cenne informacje.
- Pan Ryan wspomniał coś o dokumentach od leśniczego, co to było? - znowu mi przerwano.
- Gdyby mi pan nie przerywał już by pan wiedział. - odcięłam się. - Właśnie tam leśniczy przekazał mi kopię dokumentów, czyli imiona i nazwiska, numery seryjne broni tych osób. Niestety wrócić musiałam sama i zgubiłam się. - przyznałam się niechętnie, teraz czułam się jak kretynka. - Usiadłam pod drzewem żeby zaczerpnąć chwilę powietrza. Po jakimś dłuższym czasie postanowiłam iść dalej i właśnie wtedy usłyszałam dwa strzały.
- Strzały?
- Tak strzały. Nie wiem czy były kierowane do mnie czy do zwierzyny. Po dwóch strzałach po odstępie zaledwie 30 sekund zostałam postrzelona w brzuch. Wiem, że straciłam przytomność, bo potem co pamiętam to szpital i rozmowę z pielęgniarką.
- Została pani postrzelona... co powiedziała pani pielęgniarka? - spytał ten siedzący naprzeciw mnie.
- Powiedziała, że przyniósł mnie tu jakiś mężczyzna, a kiedy przejęli mnie lekarze on uciekł.
- I tylko tyle?
- Tylko tyle. Coś jeszcze? Chciałabym pomóc kolegom w tej sprawie.
- Obawiam się jednak, że to nie będzie konieczne. Czy później była pani u leśniczego?
- Tak. Jak dowiedziałam się tylko, że nie zostały przy mnie znalezione kopie tych dokumentów poprosiłam Dona Payna żeby pojechał ze mną do leśniczówki żeby zdobyć je jeszcze raz. I wtedy właśnie mój partner znalazł leśniczego, nie żył, więc wezwaliśmy techników.
- A gdzie pani się wtedy podziewała?
- Wróciłam do domu, ponieważ przez leki nie byłam w stanie dobrze pracować. - odparłam krótko, tu akurat nie mogłam im powiedzieć, że leki mnie ogłupiły.
- Rozumiem. Proszę tu chwilę poczekać.
Agenci wyszli z pokoju przesłuchań. Czułam się tak jakby za chwilę miałam usłyszeć, że dostanę wyrok i to jeszcze maksymalny jeśli chodzi o wymierzenie sprawiedliwości. Patrzyłam się w lustro. Wiedziałam, że Don tam jest i na mnie patrzy. Miałam tylko nadzieję, że nadal patrzy na mnie tak samo, jakbym była bez winy, bo rozmowa z mężczyznami nie wróżyła niczego dobrego. Po jakiś 15 minutach wrócili do mnie i przerwali mi moje głębokie myśli.
- Czy cały czas pani bierze leki? - spytał jeden z nich.
- Owszem. Wczoraj zostałam postrzelona, czego się pan spodziewa?
- To my tu zadajemy pytania. Czy sprawiają one, że czuje się pani inną osobą, że coś jest nie tak?
Cholera! Musiałam im odpowiedzieć, bo inaczej wyszłoby, że coś ukrywam. Wstydziłam się jednak musiałam wyznać prawdę.
- Ekhm.. Faktycznie coś jest nie tak. Może lekarstwa są za silne, bo nie panuję nad swoimi emocjami.
- Rozumiem. Na teraz to wszystko, jednak zostanie pani pod nadzorem policji.
- Ale dlaczego? Przecież wam nigdzie nie ucieknę... Jestem gliną do cholery! - uniosłam głos co właśnie wpłynęło na moją niekorzyść.
Panowie wymienili między sobą znaczące spojrzenia i opuścili pokój. Zostałam sama i teraz było tak jakby te cztery ściany chciały mnie zaraz zgnieść w pył. Czekałam tak na policjanta, który miał mnie wyprowadzić, ale wszedł tylko Don. Nie był zadowolony, więc po samej jego minie można było wywnioskować, że jest gorzej niż myśleliśmy.
- Don proszę Cię powiedz, że mogę dalej pomagać w śledztwie. To są jakieś żarty, przecież ja nigdy muchy nie zabiłam a tu człowieka?! Proszę Cię uwierz mi.
- Wierzę Snow. Musimy iść.
Teraz to się przeraziłam. Jego emocje w stosunku do mnie wygasły. Powiedział do mnie po nazwisku nie pokazując przy tym żadnych emocji. Czułam, że straciłam właśnie wszystko. Twarz, imię, szacunek i faceta za którym szalałam. Odprowadził mnie do policjanta, który oznajmił mi, że zawiezie mnie do domu i będzie mnie pilnował.
- Świetnie, gorzej być nie może! - krzyczałam w duchu.
Nie mówiłam nic. Słowa tu nie były potrzebne. Szłam bez słowa obok policjanta, który nazywał się chyba Stics. Wsiadłam do radiowozu nie z przodu lecz z tyłu i jechałam do mojego apartamentu. Wchodząc po schodach skręcałam się z bólu, ale go to nie obchodziło. Stał za mną i czekał aż pokonam całą odległość do mieszkania. Kiedy otworzyłam drzwi i chciałam go zaprosić do środka, powiedział, że pilnowanie polega na staniu pod drzwiami i pilnowaniu bym nie opuściła budynku. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Torebkę położyłam na kanapie i poszłam do łazienki. Stojąc przed lustrem rozpłakałam się, w końcu mogłam sobie na to pozwolić... teraz jestem sama. Wyglądałam jak jedno wielkie chodzące nieszczęście. Stałam tak z dobre 10 minut...
- Dziewczyno weź się w garść! Udowodnij im, że to nie Ty to zrobiłaś! - powiedziałam sama do siebie.
Kiedy to powiedziałam zrozumiałam, że nie mogę się poddawać i muszę o siebie zawalczyć. Nie mogłam wziąć dokładnego prysznica ze względu na opatrunek, więc obmyłam się. Założyłam nowe ciuchy i wyszłam z pokoju zrobić sobie kawę. Oczywiście mój cień dotrzymywał mi kroku. Był w porządku, więc postanowiłam go poczęstować zaparzoną przeze mnie kawę. Przyjął kubek i odprowadził z powrotem do pokoju. Wzięłam telefon i zadzwonił do Dona.
- Don, ktoś mnie wrabia! Tylko komu ja pomogłam podpaść w tym mieście, skoro znam tylko was?
= Nie wiem Cukiereczku. Przepraszam Ciebie za to co działo się po wyjściu z pokoju, ale mnie też mają na oku.. musimy uważać. Ryan twierdzi, że nie miał żadnych papierów od Ciebie, ani żadnych z Tobą nie dostarczono do szpitala. Czyli mężczyzna, który Ciebie odstawił do szpitala miał do nich dostęp.
- Czyli musiało być tam coś co go obciążało.
= Racja. Pamiętasz jakieś nazwiska? Cokolwiek. Jakiś szczegół?
- Wiesz, najwięcej gapiłam się na pierwszą kartkę. Było tam nazwisko Eppes. Tylko tyle. Mogę zrobić listę z rozmowy, którą odbyłam u leśniczego wczoraj. Może coś tam znajdziecie, przyda się wam?
= Przyda się wszystko. Będę ze godzinę.
Don właśnie wyszedł. Najgorsze było to, że nie mieliśmy chwili prywatności, więc nie mogliśmy pokazać swoich prawdziwych uczuć. Siedziałam tak na kanapie nic nie robiąc, a o dziwo czas leciał mi dosyć szybko. Włączyłam telewizję akurat trafiłam na program "Jaka to melodia?". Lubiłam śpiewać, to było takie moje potajemne hobby. A skoro tu nikogo nie było, a mój cień dalej siedział pod drzwiami mogłam sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. Piosenki leciały dosyć nowe, więc miałam problem ze słowami, ale tytuły znałam. Mimo tego, że mój dzień dzisiaj to jedna wielka klapa to chodź chwilę mogłam się dobrze bawić i zapomnieć o nieszczęściu jakie mi się przytrafiło. Mijała mi tak dobra godzina, kiedy usłyszałam jakąś szarpaninę. Nie wiedziałam o co chodzi, więc najszybciej jak mogłam podbiegłam do drzwi. Kiedy je otworzyłam widziałam zamaskowaną postać w kapturze, trzymała nóż. Spojrzała na mnie. Widziałam ten sam wzrok złości i nienawiści jak wtedy, kiedy wpatrywała się we mnie ta czarnowłosa kobieta z pierwszego dnia mojego pobytu tutaj. Wzięła i popchnęła Sticsa na mnie. Niestety nie utrzymałam go i razem polecieliśmy tyłem do mojego pokoju. Mnie zabolał brzuch, ale wyszłam szybko spod niego i sprawdziłam puls. Przyłożyłam apaszkę, która leżała na komodzie i poszłam szybko wezwać pomoc.
Kiedy przyjechali zabrali ze sobą policjanta, a ja musiałam szybko zameldować policję i FBI o tym zdarzeniu. Don miał zaraz u mnie być po informacje zanim dopadną mnie Ci w garniturach. Zamknęłam drzwi i przerażona stałam jak wryta mając cały czas przed sobą oczy, które nienawistnie się we mnie wpatrują...
*****
Hej! W końcu weekend! :) Co tam u was? Jakie plany? Ja mam nadzieję, że uda nam się skończyć ten remont w końcu...no, a ze znajomymi idziemy w sobotę na koncert Lady Pank, a w niedzielę na Czesława Mozilla. Mam nadzieję, że chociaż pogoda nam dopisze, bo zaczyna się rozpogadzać, ale to wciąż nie to co było hehe :)
Jeśli macie chwilę to zapraszam do odsłuchania dwóch piosenek, które dzisiaj za mną chodzą przez cały dzień :)Use Somebody- Kings of Leon i Sex on fire- Kings of Leon. Pozdrawiam!! :)
piątek, 28 czerwca 2013
czwartek, 27 czerwca 2013
8. Weź się w garść dziewczyno!
Kiedy się przebudziłam dalej leżałam w tym samym miejscu. Zmieniła się tylko pogoda, znacznie się ochłodziło i ściemniło, ale nie było wieczora. Zbierało się po prostu na deszcz i porządną burzę. Oddychałam głęboko żeby nie zacząć panikować. Wypuściłam z siebie powietrze i wyliczałam co mam, a czego mi brakuje. Na szczęście z tego wszystkiego telefon dalej działał mimo tego, że bateria była na wyczerpaniu jakoś się trzymała. Spróbowałam zadzwonić do Dona, ale wciąż brak zasięgu. Wzięłam pod uwagę, że noga mi trochę odpoczęła i wstałam. Trochę ją rozmasowałam i postanowiłam iść dalej i wyjść stąd przed ulewą. Szłam przed siebie wypatrując linii brzegu jeziora, ale póki co nic. Po kilku minutach dobrego chodzenia usłyszałam strzał. Przykucnęłam pod drzewem sparaliżowana strachem... Po kilku sekundach drugi strzał i zapanowała cisza. Przestraszyłam się nie na żarty i zaczęłam biec przed siebie. Na oślep byle jak najdalej z miejsca, w którym się znajdowałam. Myślałam, że biegnę z całych sił, ale to nie pomogło. Kolejny strzał, ale tym razem trafił mnie. Spojrzałam na swój brzuch, który zaczął rozrywać mnie od środka... moja ulubiona koszula zabarwiła się na czerwono. Starałam się zatamować krwawienie, ale na darmo.. Krzyczałam głośno, ale to był już tylko niemy krzyk...
Lekko otworzyłam oczy. Nie widziałam nic więcej niż białe ściany i biały sufit. Oczy łzawiły, ponieważ było zbyt jasno w miejscu, w którym się znajdowałam. Pomału analizując szczegóły starałam się otworzyć oczy bardziej i dokładniej przyjrzeć się pomieszczeniu. Próbowałam się podnieść, ale kiedy tylko delikatnie się uniosłam zapłakałam z bólu i złapałam się za brzuch. Kiedy zobaczyłam jakieś dziwne rurki podniosłam się szybko i zaklęłam z bólu, ale zaczęłam odłączać ten sprzęt i próbowałam wstać na własne nogi. Wtedy do pokoju weszła pielęgniarka.
- Pani Jasmine proszę leżeć, takie ma pani zalecenia od lekarza. Została pani postrzelona i musi pani odpoczywać. - powiedziała pomagając mi z powrotem przyjąć pozycję leżącą.
- Ale co się stało? Gdzie ja jestem?
- Jest pani w szpitalu. Przywiózł tu panią jakiś mężczyzna po czym uciekł ze szpitala. Nikt nie wie kim jest. A co się pani stało. Zgubiła się pani w lesie nad jeziorem, a potem została pani postrzelona. Już jest wszystko dobrze, tylko musi pani wypoczywać.
- A gdzie Don?
- Pan Payne? Wypełnia dokumenty w recepcji. Chce panią wypisać, ale odradzamy mu to.
- Bardzo dobrze, chce stąd wyjść! - zaprotestowałam jak mała dziewczynka. - Szpitale mnie przerażają, chce wrócić do swojego pokoju..
- Wszystko rozumiem. Pan Payne zaraz do pani wróci.
Podczepiła mnie na nowo do aparatury i leżałam tak jak wielka poszkodowana. A ja tak bardzo chciałam podziękować temu kto mnie znalazł, który mnie tu przyprowadził. Chciałam mieć Dona przy sobie i znowu czuć się bezpieczna. Kiedy pielęgniarka wyszła włączyłam telewizję i oglądałam jakiś nudny serial czekając na partnera. Musiałam przysnąć bo obudził mi delikatny pocałunek.
- Dzień dobry cukiereczku. Jak się czujesz? - spytał zatroskany Don.
- Hej. Wszystko dobrze. Będę mogła wrócić do pracy? Chciałabym móc podziękować mężczyźnie, który mnie znalazł. Inaczej bym umarła w samotności w jakimś lesie podczas szukania linii dębów.
- Co? - spytał rozbawiony.
- Słuchaj poszłam z leśniczym po ważne dokumenty. Brzeg na którym znaleziono martwego faceta to teren myśliwych. Szłam do jego domku po dokumenty. On musi wystawić pozwolenie na polowanie, więc można wyłowić z tego potencjalnych morderców. Chce pomóc...
- Dziewczyno! Wymarzłaś! Kiedy trafiłaś do szpitala byłaś zimna jak lód do tego z wielką raną brzucha i to postrzałową. A Ty chcesz wrócić do pracy? Wypisałem Ciebie ze szpitala żeby mieć na Ciebie oko. Oficjalnie śledztwo przejął Ryan, a nas informuje na bieżąco.
- Chcę pomóc i pomogę.
Po południu mogłam już opuścić szpital. Don cały czas mi pomagał szczególnie na schodach kiedy każdy krok sprawiał olbrzymi ból. W sypialni położyłam się na łóżku i zadzwoniłam do Ryana. Zapytałam go jak idzie śledztwo i czy moja lista im pomogła. Jak się okazało moja lista w ogóle nie trafiła w ręce policji co bardzo mnie zmartwiło. Było tam wiele ważnych informacji. Postanowiłam poleżeć jeszcze chwilę i wybrać się do leśniczego... tym razem z Paynem żebym się nigdzie nie zgubiła. Zgodził się chodź niechętnie.. cały czas marudził jak mu z tym źle, że o siebie nie dbam. Przez całą drogę opowiadał mu jak wpadłam na pomysł zgubienia się w lesie i o próbie powrotu na miejsce do grupy. Śmiał się cały czas ze mnie, ale mimo wszystko widziałam, że się martwił.
- To tu. - powiedziałam pokazując palcem na dom leśniczego.
- No to chodźmy.
Idąc tak między drzewami cały czas podpierałam się Dona. Dawałam sobie radę sama, ale tak się o mnie bał, że pilnował mnie jak małej dziewczynki. Las wyglądał na przyjazny, ale to już nie dla mnie. Zapukaliśmy do drzwi lecz nikt nie otwierał. Rozejrzałam się dookoła, ale oprócz tysiąca drzew nie było widać żywej duszy. Mimo, że czułam się bezpiecznie było mi jakoś nieswojo. Zapukaliśmy kolejny raz, ale dalej cisza. Don zajrzał przez okno i usłyszałam tylko:
- Cholera! Dzwoń po karetkę i Ryana.
Wykonałam polecenie nie zastanawiając się długo o co chodzi. Don wyważył drzwi i wbiegł do środka. Stanęłam w drzwiach przerażona, a tak na środku wisiał leśniczy. Chciałam zacząć krzyczeć, ale nie byłam wstanie. Poinformowałam Ryana, ale po karetkę nie trzeba było już dzwonić.. Don stwierdził, że nie żyje, więc pozostało nam wezwać Natalię. Przytuliłam się do Dona, bo zrobiło mi się bardzo przykro.
- Don, czemu ja tak reaguje. Nie chce tak reagować. Pracuje w policji a moje emocje biorą górę. Nie chce taka być... nigdy nie będę profesjonalistką.
- Kochanie uspokój się. Jesteś też na lekach i być może to też jest spowodowane Twoimi reakcjami. Poza tym to jego widziałaś wczoraj jako ostatnia... to dla Ciebie szok. Nie możesz od siebie też dużo wymagać, jesteś w tym nowa.. dopiero się uczysz.
- Ale ja nie mogę taka być. Prawie krzyknęłam jak go zobaczyłam nie mówiąc nic o tym, że zbiera mi się na płacz.
- Przyjedzie Ryan z Natalią i Jaredem a my wrócimy do domu, odpoczniesz. Potrzebujesz tego i przestań protestować.
- No dobrze, ale zabierz mnie już stąd. - rozpłakałam się.
Czułam się jak jakaś naćpana. Te leki jakoś mnie ogłupiły, reagowałam tak jak tego nie chciałam i nie umiałam nic na to poradzić. Kiedy przyjechała reszta grupy powiedzieliśmy im wszystko co wiedzieliśmy i uciekliśmy do domu. Bałam się strasznie, byłam roztrzęsiona i płakałam z byle powodu. Rzeczywiście te leki działały na mnie negatywnie. Don był cierpliwy i co najważniejsze był ze mną podczas tych trudnych chwil. Cały dzień spędziliśmy na siedzeniu i rozmawianiu, a wieczorem usiedliśmy wygodnie na kanapie przed telewizorem i wkręciliśmy się w maraton filmowy. Było cudownie i grzecznie, chodź bardzo tego żałowałam. I kiedy był emocjonujący moment zadzwonił Ryan.
- Ryan? Co jest? - spytał Don.
= Mamy duży problem... Leśniczy musiał o czymś wiedzieć..
- Ryan mów szybko.
= W domku leśniczego są same odciski Jasmine, nawet na linie... no wiesz...
- Jak to? Przecież Jas go nie zabiła!! - wrzasnął Don.
= Wiem. Tym bardziej trzeba to wytłumaczyć.
- Dobra. Będziemy za godzinę na miejscu. Złapiemy tego gnoja co wrabia naszych!
Rozłączył się. Był tak zdenerwowany. Podał mi lekarstwa i posprzątałam po naszym już skończonym maratonie. Ubrałam się cieplej i czekałam na Dona. Kiedy był gotowy wziął mnie na ręce. Zamknęłam szybko drzwi i zbiegł po schodach ze mną na barana. Kiedy już siedziałam wygodnie w samochodzie zapytałam o co dokładnie chodzi.
- Kochanie... są ślady, że to Ty przyczyniłaś się do śmierci leśniczego.
Oniemiałam. Nic nie umiałam na to odpowiedzieć, chociaż wiedziałam, że nawet muchy bym nie skrzywdziła.
*****
Hej! Co tam u was? Przepraszam, że tak późno z notką, ale dzisiaj na prawdę zabrakło mi czasu :( Mam nadzieję, że udało mi się was zaciekawić :) Dzisiaj szukałam ogólnie butów do sukienek na śluby. Jedną mam różowo-czarną (różowy jest koronkowym materiałem) a drugą granatową (z koronki). Jakieś takie ładne te sukienki hehe, najgorsze jest to, że nie mogę znaleźć ładnych butów, które będą pasować do obu sukienek.. Może macie jakieś pomysły?
Pozdrawiam!!
Lekko otworzyłam oczy. Nie widziałam nic więcej niż białe ściany i biały sufit. Oczy łzawiły, ponieważ było zbyt jasno w miejscu, w którym się znajdowałam. Pomału analizując szczegóły starałam się otworzyć oczy bardziej i dokładniej przyjrzeć się pomieszczeniu. Próbowałam się podnieść, ale kiedy tylko delikatnie się uniosłam zapłakałam z bólu i złapałam się za brzuch. Kiedy zobaczyłam jakieś dziwne rurki podniosłam się szybko i zaklęłam z bólu, ale zaczęłam odłączać ten sprzęt i próbowałam wstać na własne nogi. Wtedy do pokoju weszła pielęgniarka.
- Pani Jasmine proszę leżeć, takie ma pani zalecenia od lekarza. Została pani postrzelona i musi pani odpoczywać. - powiedziała pomagając mi z powrotem przyjąć pozycję leżącą.
- Ale co się stało? Gdzie ja jestem?
- Jest pani w szpitalu. Przywiózł tu panią jakiś mężczyzna po czym uciekł ze szpitala. Nikt nie wie kim jest. A co się pani stało. Zgubiła się pani w lesie nad jeziorem, a potem została pani postrzelona. Już jest wszystko dobrze, tylko musi pani wypoczywać.
- A gdzie Don?
- Pan Payne? Wypełnia dokumenty w recepcji. Chce panią wypisać, ale odradzamy mu to.
- Bardzo dobrze, chce stąd wyjść! - zaprotestowałam jak mała dziewczynka. - Szpitale mnie przerażają, chce wrócić do swojego pokoju..
- Wszystko rozumiem. Pan Payne zaraz do pani wróci.
Podczepiła mnie na nowo do aparatury i leżałam tak jak wielka poszkodowana. A ja tak bardzo chciałam podziękować temu kto mnie znalazł, który mnie tu przyprowadził. Chciałam mieć Dona przy sobie i znowu czuć się bezpieczna. Kiedy pielęgniarka wyszła włączyłam telewizję i oglądałam jakiś nudny serial czekając na partnera. Musiałam przysnąć bo obudził mi delikatny pocałunek.
- Dzień dobry cukiereczku. Jak się czujesz? - spytał zatroskany Don.
- Hej. Wszystko dobrze. Będę mogła wrócić do pracy? Chciałabym móc podziękować mężczyźnie, który mnie znalazł. Inaczej bym umarła w samotności w jakimś lesie podczas szukania linii dębów.
- Co? - spytał rozbawiony.
- Słuchaj poszłam z leśniczym po ważne dokumenty. Brzeg na którym znaleziono martwego faceta to teren myśliwych. Szłam do jego domku po dokumenty. On musi wystawić pozwolenie na polowanie, więc można wyłowić z tego potencjalnych morderców. Chce pomóc...
- Dziewczyno! Wymarzłaś! Kiedy trafiłaś do szpitala byłaś zimna jak lód do tego z wielką raną brzucha i to postrzałową. A Ty chcesz wrócić do pracy? Wypisałem Ciebie ze szpitala żeby mieć na Ciebie oko. Oficjalnie śledztwo przejął Ryan, a nas informuje na bieżąco.
- Chcę pomóc i pomogę.
Po południu mogłam już opuścić szpital. Don cały czas mi pomagał szczególnie na schodach kiedy każdy krok sprawiał olbrzymi ból. W sypialni położyłam się na łóżku i zadzwoniłam do Ryana. Zapytałam go jak idzie śledztwo i czy moja lista im pomogła. Jak się okazało moja lista w ogóle nie trafiła w ręce policji co bardzo mnie zmartwiło. Było tam wiele ważnych informacji. Postanowiłam poleżeć jeszcze chwilę i wybrać się do leśniczego... tym razem z Paynem żebym się nigdzie nie zgubiła. Zgodził się chodź niechętnie.. cały czas marudził jak mu z tym źle, że o siebie nie dbam. Przez całą drogę opowiadał mu jak wpadłam na pomysł zgubienia się w lesie i o próbie powrotu na miejsce do grupy. Śmiał się cały czas ze mnie, ale mimo wszystko widziałam, że się martwił.
- To tu. - powiedziałam pokazując palcem na dom leśniczego.
- No to chodźmy.
Idąc tak między drzewami cały czas podpierałam się Dona. Dawałam sobie radę sama, ale tak się o mnie bał, że pilnował mnie jak małej dziewczynki. Las wyglądał na przyjazny, ale to już nie dla mnie. Zapukaliśmy do drzwi lecz nikt nie otwierał. Rozejrzałam się dookoła, ale oprócz tysiąca drzew nie było widać żywej duszy. Mimo, że czułam się bezpiecznie było mi jakoś nieswojo. Zapukaliśmy kolejny raz, ale dalej cisza. Don zajrzał przez okno i usłyszałam tylko:
- Cholera! Dzwoń po karetkę i Ryana.
Wykonałam polecenie nie zastanawiając się długo o co chodzi. Don wyważył drzwi i wbiegł do środka. Stanęłam w drzwiach przerażona, a tak na środku wisiał leśniczy. Chciałam zacząć krzyczeć, ale nie byłam wstanie. Poinformowałam Ryana, ale po karetkę nie trzeba było już dzwonić.. Don stwierdził, że nie żyje, więc pozostało nam wezwać Natalię. Przytuliłam się do Dona, bo zrobiło mi się bardzo przykro.
- Don, czemu ja tak reaguje. Nie chce tak reagować. Pracuje w policji a moje emocje biorą górę. Nie chce taka być... nigdy nie będę profesjonalistką.
- Kochanie uspokój się. Jesteś też na lekach i być może to też jest spowodowane Twoimi reakcjami. Poza tym to jego widziałaś wczoraj jako ostatnia... to dla Ciebie szok. Nie możesz od siebie też dużo wymagać, jesteś w tym nowa.. dopiero się uczysz.
- Ale ja nie mogę taka być. Prawie krzyknęłam jak go zobaczyłam nie mówiąc nic o tym, że zbiera mi się na płacz.
- Przyjedzie Ryan z Natalią i Jaredem a my wrócimy do domu, odpoczniesz. Potrzebujesz tego i przestań protestować.
- No dobrze, ale zabierz mnie już stąd. - rozpłakałam się.
Czułam się jak jakaś naćpana. Te leki jakoś mnie ogłupiły, reagowałam tak jak tego nie chciałam i nie umiałam nic na to poradzić. Kiedy przyjechała reszta grupy powiedzieliśmy im wszystko co wiedzieliśmy i uciekliśmy do domu. Bałam się strasznie, byłam roztrzęsiona i płakałam z byle powodu. Rzeczywiście te leki działały na mnie negatywnie. Don był cierpliwy i co najważniejsze był ze mną podczas tych trudnych chwil. Cały dzień spędziliśmy na siedzeniu i rozmawianiu, a wieczorem usiedliśmy wygodnie na kanapie przed telewizorem i wkręciliśmy się w maraton filmowy. Było cudownie i grzecznie, chodź bardzo tego żałowałam. I kiedy był emocjonujący moment zadzwonił Ryan.
- Ryan? Co jest? - spytał Don.
= Mamy duży problem... Leśniczy musiał o czymś wiedzieć..
- Ryan mów szybko.
= W domku leśniczego są same odciski Jasmine, nawet na linie... no wiesz...
- Jak to? Przecież Jas go nie zabiła!! - wrzasnął Don.
= Wiem. Tym bardziej trzeba to wytłumaczyć.
- Dobra. Będziemy za godzinę na miejscu. Złapiemy tego gnoja co wrabia naszych!
Rozłączył się. Był tak zdenerwowany. Podał mi lekarstwa i posprzątałam po naszym już skończonym maratonie. Ubrałam się cieplej i czekałam na Dona. Kiedy był gotowy wziął mnie na ręce. Zamknęłam szybko drzwi i zbiegł po schodach ze mną na barana. Kiedy już siedziałam wygodnie w samochodzie zapytałam o co dokładnie chodzi.
- Kochanie... są ślady, że to Ty przyczyniłaś się do śmierci leśniczego.
Oniemiałam. Nic nie umiałam na to odpowiedzieć, chociaż wiedziałam, że nawet muchy bym nie skrzywdziła.
*****
Hej! Co tam u was? Przepraszam, że tak późno z notką, ale dzisiaj na prawdę zabrakło mi czasu :( Mam nadzieję, że udało mi się was zaciekawić :) Dzisiaj szukałam ogólnie butów do sukienek na śluby. Jedną mam różowo-czarną (różowy jest koronkowym materiałem) a drugą granatową (z koronki). Jakieś takie ładne te sukienki hehe, najgorsze jest to, że nie mogę znaleźć ładnych butów, które będą pasować do obu sukienek.. Może macie jakieś pomysły?
Pozdrawiam!!
środa, 26 czerwca 2013
7. Jest słodko, ale trzeba być ostrożnym.
Dostałam od lekarza dwa dni wolnego, które zleciały w mgnieniu oka. Don nie zawsze mógł być przy mnie, w końcu on jednak musiał chodzić normalnie do pracy. Ze sprawą Angelicy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Moja noga na prawdę była w dobrym stanie, więc jutro wracam na szczęście do pracy. Powoli ruszyłam do łazienki żeby wziąć relaksujący prysznic. Kiedy woda obmywała moje ciało zastanawiałam się na tym czy dobrze zdecydowałam jeśli chodzi o mnie i Dona. Prysznic koił zmysły.. Wychodząc przeczesałam włosy rękoma, założyłam szlafrok i udałam się do sypialni żeby się ubrać. Wybrałam rurki, białą bokserkę i niebieską koszulę. Do torebki spakowałam potrzebne rzeczy i czekałam cierpliwie na partnera.
- Snow! - biegł do mnie Don.
- Słucham. - powiedziałam od niechcenia.
- Przepraszam Ciebie strasznie... nie mogłem się wyrwać a do tego padła mi komórka. - tłumaczył się.
- Jasne to nic. Co z tego, że czekałam na Ciebie 4 godziny zanim dotarłam do pracy. W końcu jakoś sobie poradziłam, ale wystawiłam się na pośmiewisko, że policjanta nie wiedziała gdzie stoi główny budynek policji. Nawet nie wiesz jak mi wstyd. - mówiłam zdenerwowana.
- Payne, Snow zapraszam do gabinetu.. - powiedział Liam wychylając się zza drzwi.
Nikt z nas nie wiedział o co chodzi. Z początku Liam mówił o jakiś swoich prywatnych sprawach.. Byłam tak zamyślona, że wyłapałam tylko słowa:
- Don mnie zastąpi. Gratuluję szybko rozwiązanej sprawy związanej z państwem Grass. Szczególnie gratuluję Tobie, Snow. - tu spojrzał na mnie. - Pierwsza sprawa i poszło Ci nieźle, z tego co słyszałem byłaś szybka i spostrzegawcza. - podał mi rękę w ramach gratulacji. - Nie będzie mnie tydzień, a jak wrócę wszystko tu ma być tak jak to zostawiłem. Payne - tu zwrócił się prostu do Dona - grzecznie mi tu. - powiedział to tak jakby wyczuł jakąś chemię między nami.
Po tej krótkiej rozmowie dowiedzieliśmy się, że mamy nową sprawę. Don i ja wsiedliśmy do samochodu i jechaliśmy na miejsce zbrodni. Z tego co wiem Ryan i Jared już tam są, ale tylko dlatego, że Ryan jest informowany jako pierwszy przez swoją Natalię. Przez całą drogę Don trzymał rękę na moim udzie, robiąc mi delikatny masażyk.. wiedziałam o co mu chodzi, ale musiałam się pilnować. Na ostatnich światłach za nim dotarliśmy na miejsce pocałowałam go namiętnie, ale dałam mu do zrozumienia, że teraz musimy się skupić na pracy.
Miejsce wyglądało na niezwykłe. Kiedy wysiadłam z samochodu zobaczyłam piękną przystań nad jeziorem. Była ładna pogoda i oczywiście wszystko musiało popsuć morderstwo. Szliśmy pomału, łatwo tutaj było o poślizg, a ja już jedną kontuzję mam za sobą i zrobiłam się pod tym względem bardzo ostrożna. Przed wejściem na miejsce musieliśmy pokazać odznaki, a potem weszliśmy na miejsce odznaczone żółtą taśmą. Don już do kogoś podszedł, a ja chyba standardowo podeszłam i przykucnęłam przy Natalii.
- Hej. Co mamy? - spytałam wyciągając notatnik.
- Mężczyzna, około 37 lat. Został postrzelony.. podejrzewam, że był to strzał z daleka. Ryan zabezpieczył kule, pójdzie do badań balistycznych.
- Coś jeszcze powinnam wiedzieć? - spytałam.
- To nikt ważny jeśli o to pytasz. - zaśmiała się. - Wiem tylko, że nawet teraz śmierdzi od niego alkoholem.
- No dobrze. Rozejrzę się troszkę. Słuchaj, a Ty tak na poważnie z Ryanem? - spytałam.
- Jejku to aż tak widać? - zarumieniła się. - Staramy się tego nie pokazywać w pracy, ale skoro Ty to zauważyłaś to znaczy, że kiepsko nam idzie. Ja uciekam do pracy. Powodzenia.
Wstałam od mężczyzny i podeszłam do linii drzew. Zawsze z większej odległości lepiej mi się obserwowało. Teren wyglądał na zadbany i to bardzo, więc co w takim miejscu robił ten facet. Pól namiotowych w pobliżu nie było, ale postanowiłam się upewnić. Podeszłam do jednego z obserwatorów widowiska, przedstawiłam się i zaczęłam zadawać pytania.
- Znał pan tego mężczyznę?
- Niestety nie. Pierwszy raz takiego tu widzę.
- A co pan robi w tych terenach? Są tu jakieś pola namiotowe? - pytałam.
- Pani zwariowała. - spojrzałam na niego krzywo. - Znaczy przepraszam... Chodzi o to, że gdzie tu pola namiotowe, jak tu są tereny łowieckie...
- Jak to łowieckie?
- Pani tu się biega z prawdziwą bronią i amunicją. Na zwierzynę się poluje...
- A kim pan jest?
- Jestem tutejszym leśniczym. Żeby ludzie mogli tu polować muszą prosić mnie o pozwolenie.
- Rozumiem. W takim razie poproszę pana o informacje o stałych myśliwych, dokładne dane. Pójdę z panem. - powiedziałam.
Szłam z tym facetem przez las, co chwilę potykałam się o jakieś wystające korzenie drzew. W trakcie naszego spaceru cały czas mówił o tych myśliwych, a ja starałam się zapamiętać jak najwięcej informacji o wszystkich. Mężczyzna znał ten las jak własną kieszeń. Kiedy dotarliśmy do jego, hym.. można nazwać budki podał mi herbatę i dalej mówił o tym co wiedział. O tym lesie wiedział dużo więcej niż o polityce w kraju. Kiedy dostałam cały stos kopii dokumentów, które posiadał zostałam skazana na samotny powrót nad jezioro. Leśniczy udzielił mi wskazówki, że powinnam trzymać się linii dębów. Ha! Żebym ja jeszcze wiedziała jak taki dąb wygląda. Zaczęłam się śmiać sama z siebie i ze swojej głupoty. Szłam prosto przed siebie, myśląc, że tak właśnie trafię nad jezioro. Spojrzałam na zegarek... chodziłam sama już 30 minut i dalej nie widziałam linii brzegu jeziora. Spróbowałam zadzwonić do Dona, ale oczywiście brak sygnału. Zaczynałam panikować, bo moja orientacja w terenie była na poziomie zero lub jeszcze niżej. Zaczęłam się na prawdę bać.
- Gdzie ta cholerna linia dębów! - uniosłam głos gadając sama do siebie.
Przemęczyłam już nogę i kostka dawała po sobie znać. Usiadłam pod jakimś wielkim drzewem i zaczerpnęłam powietrza. Było jasno, ale odkąd tata szukał mnie w ulewie a ja biegałam wśród drzew straciłam ochotę na podróżowanie po lasach tym bardziej sama. Siedziałam tak i zaczęłam pogrążać się w myślach, coraz głębiej i głębiej. Próbowałam jeszcze raz zadzwonić ale brak sygnału... co gorsza bateria była na wyczerpaniu.
- Pomocy! Halo!
Jednak wśród drzew było głuche echo mojego głosu. Patrzyłam na zegarek, a czas leciał jak oszalały...
- Błagam niech mnie ktoś tu znajdzie!
Zaczynało brakować mi powietrza, chodź to śmieszne skoro miałam go pod dostatkiem. Próbowałam głęboko oddychać, gdy nagle zrobiło się ciemno...
*****
Hej! Co tam u was słychać? U mnie jakoś leci, dzień w pracy nawet udany. Chociaż pogoda mogłaby się poprawić. Jutro mam plan pojechać na jakieś zakupy, bo w lipcu i sierpniu czekają mnie dwa śluby kuzynek. Mam nadzieję, że kolejna część się podoba :) Staram się was cały czas zaskakiwać, mam nadzieję, że w jakimś stopniu to mi się udaje :) Pozdrawiam serdecznie!!
- Snow! - biegł do mnie Don.
- Słucham. - powiedziałam od niechcenia.
- Przepraszam Ciebie strasznie... nie mogłem się wyrwać a do tego padła mi komórka. - tłumaczył się.
- Jasne to nic. Co z tego, że czekałam na Ciebie 4 godziny zanim dotarłam do pracy. W końcu jakoś sobie poradziłam, ale wystawiłam się na pośmiewisko, że policjanta nie wiedziała gdzie stoi główny budynek policji. Nawet nie wiesz jak mi wstyd. - mówiłam zdenerwowana.
- Payne, Snow zapraszam do gabinetu.. - powiedział Liam wychylając się zza drzwi.
Nikt z nas nie wiedział o co chodzi. Z początku Liam mówił o jakiś swoich prywatnych sprawach.. Byłam tak zamyślona, że wyłapałam tylko słowa:
- Don mnie zastąpi. Gratuluję szybko rozwiązanej sprawy związanej z państwem Grass. Szczególnie gratuluję Tobie, Snow. - tu spojrzał na mnie. - Pierwsza sprawa i poszło Ci nieźle, z tego co słyszałem byłaś szybka i spostrzegawcza. - podał mi rękę w ramach gratulacji. - Nie będzie mnie tydzień, a jak wrócę wszystko tu ma być tak jak to zostawiłem. Payne - tu zwrócił się prostu do Dona - grzecznie mi tu. - powiedział to tak jakby wyczuł jakąś chemię między nami.
Po tej krótkiej rozmowie dowiedzieliśmy się, że mamy nową sprawę. Don i ja wsiedliśmy do samochodu i jechaliśmy na miejsce zbrodni. Z tego co wiem Ryan i Jared już tam są, ale tylko dlatego, że Ryan jest informowany jako pierwszy przez swoją Natalię. Przez całą drogę Don trzymał rękę na moim udzie, robiąc mi delikatny masażyk.. wiedziałam o co mu chodzi, ale musiałam się pilnować. Na ostatnich światłach za nim dotarliśmy na miejsce pocałowałam go namiętnie, ale dałam mu do zrozumienia, że teraz musimy się skupić na pracy.
Miejsce wyglądało na niezwykłe. Kiedy wysiadłam z samochodu zobaczyłam piękną przystań nad jeziorem. Była ładna pogoda i oczywiście wszystko musiało popsuć morderstwo. Szliśmy pomału, łatwo tutaj było o poślizg, a ja już jedną kontuzję mam za sobą i zrobiłam się pod tym względem bardzo ostrożna. Przed wejściem na miejsce musieliśmy pokazać odznaki, a potem weszliśmy na miejsce odznaczone żółtą taśmą. Don już do kogoś podszedł, a ja chyba standardowo podeszłam i przykucnęłam przy Natalii.
- Hej. Co mamy? - spytałam wyciągając notatnik.
- Mężczyzna, około 37 lat. Został postrzelony.. podejrzewam, że był to strzał z daleka. Ryan zabezpieczył kule, pójdzie do badań balistycznych.
- Coś jeszcze powinnam wiedzieć? - spytałam.
- To nikt ważny jeśli o to pytasz. - zaśmiała się. - Wiem tylko, że nawet teraz śmierdzi od niego alkoholem.
- No dobrze. Rozejrzę się troszkę. Słuchaj, a Ty tak na poważnie z Ryanem? - spytałam.
- Jejku to aż tak widać? - zarumieniła się. - Staramy się tego nie pokazywać w pracy, ale skoro Ty to zauważyłaś to znaczy, że kiepsko nam idzie. Ja uciekam do pracy. Powodzenia.
Wstałam od mężczyzny i podeszłam do linii drzew. Zawsze z większej odległości lepiej mi się obserwowało. Teren wyglądał na zadbany i to bardzo, więc co w takim miejscu robił ten facet. Pól namiotowych w pobliżu nie było, ale postanowiłam się upewnić. Podeszłam do jednego z obserwatorów widowiska, przedstawiłam się i zaczęłam zadawać pytania.
- Znał pan tego mężczyznę?
- Niestety nie. Pierwszy raz takiego tu widzę.
- A co pan robi w tych terenach? Są tu jakieś pola namiotowe? - pytałam.
- Pani zwariowała. - spojrzałam na niego krzywo. - Znaczy przepraszam... Chodzi o to, że gdzie tu pola namiotowe, jak tu są tereny łowieckie...
- Jak to łowieckie?
- Pani tu się biega z prawdziwą bronią i amunicją. Na zwierzynę się poluje...
- A kim pan jest?
- Jestem tutejszym leśniczym. Żeby ludzie mogli tu polować muszą prosić mnie o pozwolenie.
- Rozumiem. W takim razie poproszę pana o informacje o stałych myśliwych, dokładne dane. Pójdę z panem. - powiedziałam.
Szłam z tym facetem przez las, co chwilę potykałam się o jakieś wystające korzenie drzew. W trakcie naszego spaceru cały czas mówił o tych myśliwych, a ja starałam się zapamiętać jak najwięcej informacji o wszystkich. Mężczyzna znał ten las jak własną kieszeń. Kiedy dotarliśmy do jego, hym.. można nazwać budki podał mi herbatę i dalej mówił o tym co wiedział. O tym lesie wiedział dużo więcej niż o polityce w kraju. Kiedy dostałam cały stos kopii dokumentów, które posiadał zostałam skazana na samotny powrót nad jezioro. Leśniczy udzielił mi wskazówki, że powinnam trzymać się linii dębów. Ha! Żebym ja jeszcze wiedziała jak taki dąb wygląda. Zaczęłam się śmiać sama z siebie i ze swojej głupoty. Szłam prosto przed siebie, myśląc, że tak właśnie trafię nad jezioro. Spojrzałam na zegarek... chodziłam sama już 30 minut i dalej nie widziałam linii brzegu jeziora. Spróbowałam zadzwonić do Dona, ale oczywiście brak sygnału. Zaczynałam panikować, bo moja orientacja w terenie była na poziomie zero lub jeszcze niżej. Zaczęłam się na prawdę bać.
- Gdzie ta cholerna linia dębów! - uniosłam głos gadając sama do siebie.
Przemęczyłam już nogę i kostka dawała po sobie znać. Usiadłam pod jakimś wielkim drzewem i zaczerpnęłam powietrza. Było jasno, ale odkąd tata szukał mnie w ulewie a ja biegałam wśród drzew straciłam ochotę na podróżowanie po lasach tym bardziej sama. Siedziałam tak i zaczęłam pogrążać się w myślach, coraz głębiej i głębiej. Próbowałam jeszcze raz zadzwonić ale brak sygnału... co gorsza bateria była na wyczerpaniu.
- Pomocy! Halo!
Jednak wśród drzew było głuche echo mojego głosu. Patrzyłam na zegarek, a czas leciał jak oszalały...
- Błagam niech mnie ktoś tu znajdzie!
Zaczynało brakować mi powietrza, chodź to śmieszne skoro miałam go pod dostatkiem. Próbowałam głęboko oddychać, gdy nagle zrobiło się ciemno...
*****
Hej! Co tam u was słychać? U mnie jakoś leci, dzień w pracy nawet udany. Chociaż pogoda mogłaby się poprawić. Jutro mam plan pojechać na jakieś zakupy, bo w lipcu i sierpniu czekają mnie dwa śluby kuzynek. Mam nadzieję, że kolejna część się podoba :) Staram się was cały czas zaskakiwać, mam nadzieję, że w jakimś stopniu to mi się udaje :) Pozdrawiam serdecznie!!
wtorek, 25 czerwca 2013
6. Mam Cię!
Całowaliśmy się gwałtowanie, porywczo... Tak jakby zaraz miało się stać coś okropnego. Uniósł mnie i niósł w stronę kanapy, usiadł... Nie odrywałam się od niego nawet na centymetr. W ten sposób starałam się zapamiętać jak najwięcej szczegółów z budowy jego ciała, jego gestów. Było tak namiętnie, tak cudownie... a ja oczywiście musiałam wszystko zepsuć.
- Don, Don. - oderwałam się od niego i złapałam oddech. - Wiesz, że nie możemy. Pracujemy razem.
- Cukiereczku pogodzimy to, damy radę. - i zaczął pieścić moją szyję.
- Don. - teraz wstałam. - Kręcisz mnie i to bardzo, nie potrafię się przy Tobie wystarczająco skupić, ale romans z kolegą z pracy nie wróży niczego dobrego. To też moja pierwsza sprawa nie chce tego zawalić. Przepraszam.. - powiedziałam ze smutkiem, teraz chciało mi się płakać.
- Rozumiem. W takim razie ja również przepraszam, odprowadzę Cię do sypialni. - chwycił mnie za rękę i poprowadził w ciemnościach.
- Don, na prawdę nie gniewaj się na mnie. Gdybym mogła tylko coś zrobić... - ciągnęłam, ale mi przerwano.
- Tak możesz. Połóż się i wyśpij, bo za 3 godziny pobudka i lecimy do pracy. - pocałował mnie w czoło. - Śpij dobrze.
- Dobranoc.
Zamknął drzwi. Kiedy jego kroki ustały odnalazłam łóżko i położyłam się spać.
- Ryan! Masz coś nowego? - spytał Don jak tylko weszliśmy do pomieszczenia.
- Tak mam. Profil, który stworzył Twój kolega okazał się bardzo przydatny i ze stu podejrzanych, do sprawdzenia mamy już tylko 10. Ja z Jaredem wezmę połowę, a wam oddamy tę drugą. Pójdzie szybciej.
- Jasne. Od kogo mamy zacząć? - spytałam.
- Tutaj macie wszystkie dokumenty. Tak się składa, że my wzięliśmy prawników, a wam zostali sami lekarze. Także do boju. Powodzenia. Zostało nam 14 godzin.
Wyszliśmy z budynku. Don cały czas ze mną dyskutował tak jakby sytuacja w nocy zupełnie nie miała miejsca. Nie wiedziałam czy mam płakać czy się cieszyć z tego powodu. Jedno jest pewne.. ma zabójcze ciało i super całuje. Jednak czemu został mi przypisany jako partner? Z tego co wiem Taylor dostał upomnienie za nocną głupotę i dzisiaj jeszcze mnie przepraszał. Pierwszym punktem na naszej liście był Thomas Jeffrey. Dobrze usytuowany lekarz, kardiolog. Dobrze zarabia, kawaler do wzięcia.
- Wiesz Don. Ten Jeffrey nie pasuje mi do naszego profilu. Spodziewałam się żonatego mężczyzny. A ten odskok to miała być dobra zabawa, a nie przypuszczał, że się tak to skończy.
- Nie wiem Cukiereczku. Zobaczymy. Mamy zapowiedzianą wizytę u niego w gabinecie. Masz wszystko?
- Tak, wszystko jest.
Lekarz upierał się, że nie znał żadnej takiej dziewczyny i kiedy sprawdziliśmy jego alibi, które okazało się prawdziwe, przeprosiliśmy za najście i opuściliśmy szpital. Z tego co wiedziałam reszta wizyt była niezapowiedziana. Po godzinie przesłuchaliśmy kolejnego lekarza, z którego nic nie wyciągnęliśmy, do tego był samotny, a jego alibi również się zgadzało. Zostało tylko trzech. Dwóch lekarzy zastaliśmy w prywatnej klinice, byli dobrymi kolegami, więc z Donem podzieliliśmy się, żeby też szybciej poszło. Don skończył szybciej co prawda, ale i żadna z naszych rozmów nie przyniosła żadnych efektów. Został ostatni, doktor Alan Cruger, żonaty z dwójką dzieci. Jechaliśmy do niego prawie pół miasta, bo jego dom stał na obrzeżach miasta.
- To tu. Jeśli tylko wpadnie Ci coś do głowy to pytaj Cukiereczku.
- Dobrze. Don.. - spróbowałam. - Jeśli chodzi o te nocne zajście to ja...
- Nie szkodzi. Poczekam. - przerwał mi. - Rozumiem, że nie chcesz zawalić pracy, pociągasz mnie i czasem ciężko będzie mi się opanować, ale dam radę. - zaśmiał się cicho. - A teraz Snow, do roboty!
Weszliśmy do mieszkania zaproszeni przez Panią Cruger. Ugościła nas domowymi wypiekami i ciepłą kawą. Po domu biegały dwa cudne szkraby. Bliźniaki, chłopiec i dziewczynka. Kobieta była miła i bez żadnego zastanowienia odpowiadała na pytania. Widać, że bardzo kochała swoją rodzinę.
- A czy mąż wracał późno z pracy?
- Tak, owszem. To bardzo dobry lekarz. Chirurg plastyczny. Często wyjeżdża na jakieś spotkania biznesowe i nie ma go kilka dni. Na przykład ostatnio był w Californii na dorocznym spotkaniu chirurgów. - ciągnęła dumna żona.
- A kiedy było to spotkanie? - spytałam zaciekawiona nowym faktem.
- To było jakoś w ostatni piątek. Wyszedł jakoś po 18, a wrócił dopiero w niedzielę po południu. Dzieciakom kupił fajne zabawki w ramach przeprosin, że nie był z nimi w dniu urodzin.
W tym momencie wymieniliśmy znaczące spojrzenia między sobą z Donem i wiedziałam, że trzeba drążyć ten temat. Co najgorsze trzeba było zapytać o niewierność partnera. A czy taka kobieta chciałaby wierzyć, że tak wspaniały ojciec i mąż ją zdradza?
- A jakim samochodem jeździ Pani mąż? Prywatny czy służbowy, i jaka marka? - spytałam.
- Prywatnym BMW. Dalej nic nie powiem, bo się nie znam. - zaśmiała się nerwowo. - A właściwie państwo w jakiej sprawie?
- Prowadzimy śledztwo w sprawie morderstwa młodej dziewczyny.
- Ojej. To straszne, ale co Alan ma z tym wspólnego? - spytała z nutką przerażenia w głosie.
- A jaki kolor, czarny? - ciągnęłam.
- Tak. Stoi w garażu. Ostatnio wie Pan co, ukradli mu tablice rejestracyjną. - kobieta wstała i podeszła do okna. - O właśnie mąż idzie, chętnie pomoże ująć sprawcę. - powiedziała po czym zniknęła w przedpokoju.
- Myślisz, że to właśnie Cruger ją zabił? - zapytałam po cichu Payna. - W końcu dużo rzeczy się zgadza.
- Zobaczymy jego reakcję. - powiedział.
Za nim doktor dotarł do salonu pozwolił sobie zjeść obiad, więc troszkę na niego poczekaliśmy. Ja korzystając z tego czasu rozeszłam się po salonie. Popijając pyszną kawę oglądałam zdjęcia rodzinne, które znajdowały się tak na prawdę wszędzie. Bliźniaki blisko taty uśmiechnięte i rozbawione. Ich urodziny, na każdym zdjęciu są z rodzicami i tworzą cudowną, kochająca się rodzinę. Po obejrzeniu kilku zdjęć zaczęłam zwracać na posturę pana Alana. Jak się okazało na moje oko, pasował wzrost, który oszacowałam. Był dobrze zbudowany. Przy ostatnim zdjęciu zatrzymałam się na dłużej. Na zdjęciu wręczano mu za coś puchar, był uśmiechnięty i chyba lekko wzruszony, a najbardziej moją uwagę przykuła czapka z daszkiem, którą miał na głowie. Po kryjomu schowałam to zdjęcie pod sweterek, który trzymałam w rękach. Kiedy akurat zajmowałam ponownie miejsce na kanapie, do salonu wszedł pan doktor.
- Dzień dobry państwu. W czym mogę pomóc? - spytał i rozsiadł się wygodnie na jednym z trzech foteli.
- Dzień dobry. - przywitał się grzecznie Don. - Czy mogłaby Pani zabrać dzieci? Chcielibyśmy porozmawiać z Panem na osobności.
- Ależ oczywiście. Dzieci chodźcie na ogródek. - powiedziała kobieta zamykając drzwi do salonu.
- Chodzi nam o Angelicę Grass. Została zamordowana.
Kiedy Don wymówił te słowa, mężczyzna zacisnął ręce w pięści i tak jakby przyjął postawę obronną. Chciałam mu zadawać pytania, dlaczego to zrobił i po co mu to było, ale czekałam na kolej partnera, nie do końca wiedziałam jak się wykłada karty na stół.
- To ta córka miliardera? Każdy ją znał z tych dziwnych jej wyczynów. Co też mieli z nią rodzice. - powiedział niby niezruszony.
- Wydaje nam się, że spotkali się państwo w jakimś klubie. Jakoś V club, czyż nie? - spytał Don, ale nie dając szansy na odpowiedź. - Poznaliśmy Pana po czapce ze zdjęcia, które znaleźliśmy u pana w domu.
Teraz ja wstałam i pokazałam zdjęcie właścicielowi. Trochę było mi go żal, w końcu miał wspaniałą rodzinę, a on wszystko zepsuł. W między czasie zadzwonił Ryan z opowieścią, że u nich nic ciekawego, po czym zdałam mu relację z naszej akcji.
- Zostaje Pan zatrzymany pod zarzutem zabójstwa Angelicy Grass. Wyjdzie Pan sam czy mam nałożyć kajdanki?
- Proszę dajcie mi tylko czas żeby pożegnać się z rodziną. Opowiem wam jak to było, tylko dajcie mi pożegnać dzieci, one są dla mnie wszystkim.
Przystaliśmy na tą prośbę. Chciał się przyznać to winy i wszystko nam opowiedzieć. Moja reakcja była jeszcze na tyle emocjonalna, że serce mi się krajało na widok, kiedy kucał przy dzieciach i coś im tłumaczył. Daliśmy mu 10 min. Odeszłam na bok żeby zadzwonić do Ryana, że sprawa zamknięta i mamy sprawce, gdy nagle słyszę.
- Snow, on ucieka! Dawaj od bramy wejściowej ja lecę za nim! - powiedział Don zaczynając pościg za nim.
Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej poleciałam jak błyskawica. Nie straszne były mi przeszkody, które śmiało pokonywałam. Widziałam Dona również był dość szybki, ale lekarz był cwany. Kręte uliczki i alejki żeby jak najszybciej móc na zgubić. W prawdzie nie znałam jeszcze planu miała i każdej uliczki, ale postawiłam na intuicję. Skręciłam w lewo i biegnąc między domami widziałam doktora. Szybko skręciłam w prawo i za chwilę biegłam już obok lekarza.. jedyne co nas dzieliło to jeden wielki, biały płot. Chciał mi się wymknąć, ale postawiłam wszystko na jedną kartę. Wskoczyłam na jakiś metalowy pojemnik i przedarłam się przez płot. Kiedy spadałam musiałam skręcić kostkę, bo ból był straszny, a ja nie byłam w stanie dalej iść. Starałam się jakoś wytrzymać ból, ale nie dawałam rady. Wyjęłam broń i wycelowałam. Strzeliłam. Zamknęłam oczy, bo jakaś mocniejsza ta broń niż w Miami, a kiedy znowu je otworzyłam Alan leżał na chodniku. Bałam się, że go zraniłam a co gorsza zabiłam. Starałam się do niego jakoś dostać, ale każdy kolejny krok sprawiał cierpienie. Koło niego był już Don. Zakładał mu kajdanki. Usiadłam i opatrzyłam kostkę.
- Musiałam ją mieć już jakoś nadwyrężoną jak spadłam z tych schodów. - powiedziałam kiedy podszedł Don. - A co z nim? Postrzeliłam go? - spytałam przerażona.
- Nie. Nawet go nie drasnęłaś. Strzeliłaś w powietrze, a on się przestraszył. Dobra robota. Zaraz będzie karetka to Ciebie zabierze. Spotkamy się w szpitalu.
Lekarz opatrzył moją kostkę. Zalecono mi chodź dwa dni wypoczynku, żeby noga mogła sobie spokojnie odpocząć od nowych wrażeń, których zdaniem lekarza miałam za dużo jak na pierwszy dzień w Los Angeles. Dostałam kule, żebym mogła się sama poruszać. Pomału schodząc ze schodów na dole czekała na mnie cała czwórka. Jared, Ryan, Natalia i Don. Uśmiechnęłam się na ich widok i chciałam zejść szybciej... oczywiście musiałam się poślizgnąć, jednak w porę złapał mnie Payne.
- Dzięki. Ratujesz mi życie. - powiedziałam z rozbawieniem.
- To co? Idziemy na jakąś imprezkę? W końcu rozwiązałaś swoją pierwszą sprawę! - powiedział zadowolony Jared.
- Młody, jest jeszcze sporo papierkowej roboty, a Jasmine jak widzisz potrzebuje odpoczynku. Może innym razem. - powiedziała Natalia, odwdzięczyłam się jej, był mi potrzebny odpoczynek.
Na parkingu się rozdzieliśmy. Jared i Ryan z Natalią pojechali do biura, pozałatwiać sprawy papierkowe. Pan Alan miał już adwokata i obstawialiśmy ile lat dostanie odsiadki. Ojciec Angelicy gratulował nam i przepraszam, że nie wierzył w tutejszą policję. Don odwiózł mnie do domu, pomógł wejść po schodach. Zostawił moje rzeczy w saloniku i szedł w stronę wyjścia.
- A Ty nie zostajesz? - spytałam zasmucona. - Ktoś musi się mną zająć... - uśmiechnęłam się kusząco. - Wiem co mówiłam... ale nie ja potrafię... - powiedziałam. - Chcę spróbować. Jeśli się nie uda, to zrezygnuje albo zmienię wydział.
- Kiedy Ty się nad tym zastanowiłaś? Jesteś tego pewna? - spytał Don.
- Przemyślałam to w drodze od sali po schodach aż do was. - zaśmiałam się. - Upadek wszystko zepsuł. Nie umiem jakoś trzymać się z daleka od Ciebie, a jak na Ciebie patrzę to nie chcesz wiedzieć co dzieję się w mojej głowie... - zarumieniłam się.
- Ja myślę takie rzeczy odkąd Ciebie zobaczyłem na lotnisku. A wziąłem Ciebie nie tylko dlatego, że mi się spodobałaś chociaż i owszem, ale masz dziewczyno dar, a tu masz szasnę rozwoju. Widzisz jak sobie świetnie poradziłaś!
- Cieszę się. Tylko mam jeden warunek. - powiedziałam.
- Co tylko chcesz Cukiereczku.
- Póki co nie pokazujmy, że jesteśmy parą. Chciałabym się na to jakoś przygotować, a co najważniejsze zacząć to godzić z pracą.
- Rozumiem, tak będzie. Chodź tu do mnie. - rozłożył ręce.
- Niezły żart! - zaśmiałam się.
Podszedł do mnie i pocałował mnie delikatnie. Tego dnia mogłam odpoczywać u jego boku i nikt miał nam nie przeszkadzać.
*****
Hej! Jak tam u was? Pogoda w Trójmieście właśnie padła trupem. Ciągle leje i mamy już zalane pierwsze ulice. A więc lato póki co u mnie dobiegło końca. Mam nadzieję, że notka się podoba. W dodatku mam remont i to tylko przeszkadza hehe.
Pozdrawiam! :*
- Don, Don. - oderwałam się od niego i złapałam oddech. - Wiesz, że nie możemy. Pracujemy razem.
- Cukiereczku pogodzimy to, damy radę. - i zaczął pieścić moją szyję.
- Don. - teraz wstałam. - Kręcisz mnie i to bardzo, nie potrafię się przy Tobie wystarczająco skupić, ale romans z kolegą z pracy nie wróży niczego dobrego. To też moja pierwsza sprawa nie chce tego zawalić. Przepraszam.. - powiedziałam ze smutkiem, teraz chciało mi się płakać.
- Rozumiem. W takim razie ja również przepraszam, odprowadzę Cię do sypialni. - chwycił mnie za rękę i poprowadził w ciemnościach.
- Don, na prawdę nie gniewaj się na mnie. Gdybym mogła tylko coś zrobić... - ciągnęłam, ale mi przerwano.
- Tak możesz. Połóż się i wyśpij, bo za 3 godziny pobudka i lecimy do pracy. - pocałował mnie w czoło. - Śpij dobrze.
- Dobranoc.
Zamknął drzwi. Kiedy jego kroki ustały odnalazłam łóżko i położyłam się spać.
- Ryan! Masz coś nowego? - spytał Don jak tylko weszliśmy do pomieszczenia.
- Tak mam. Profil, który stworzył Twój kolega okazał się bardzo przydatny i ze stu podejrzanych, do sprawdzenia mamy już tylko 10. Ja z Jaredem wezmę połowę, a wam oddamy tę drugą. Pójdzie szybciej.
- Jasne. Od kogo mamy zacząć? - spytałam.
- Tutaj macie wszystkie dokumenty. Tak się składa, że my wzięliśmy prawników, a wam zostali sami lekarze. Także do boju. Powodzenia. Zostało nam 14 godzin.
Wyszliśmy z budynku. Don cały czas ze mną dyskutował tak jakby sytuacja w nocy zupełnie nie miała miejsca. Nie wiedziałam czy mam płakać czy się cieszyć z tego powodu. Jedno jest pewne.. ma zabójcze ciało i super całuje. Jednak czemu został mi przypisany jako partner? Z tego co wiem Taylor dostał upomnienie za nocną głupotę i dzisiaj jeszcze mnie przepraszał. Pierwszym punktem na naszej liście był Thomas Jeffrey. Dobrze usytuowany lekarz, kardiolog. Dobrze zarabia, kawaler do wzięcia.
- Wiesz Don. Ten Jeffrey nie pasuje mi do naszego profilu. Spodziewałam się żonatego mężczyzny. A ten odskok to miała być dobra zabawa, a nie przypuszczał, że się tak to skończy.
- Nie wiem Cukiereczku. Zobaczymy. Mamy zapowiedzianą wizytę u niego w gabinecie. Masz wszystko?
- Tak, wszystko jest.
Lekarz upierał się, że nie znał żadnej takiej dziewczyny i kiedy sprawdziliśmy jego alibi, które okazało się prawdziwe, przeprosiliśmy za najście i opuściliśmy szpital. Z tego co wiedziałam reszta wizyt była niezapowiedziana. Po godzinie przesłuchaliśmy kolejnego lekarza, z którego nic nie wyciągnęliśmy, do tego był samotny, a jego alibi również się zgadzało. Zostało tylko trzech. Dwóch lekarzy zastaliśmy w prywatnej klinice, byli dobrymi kolegami, więc z Donem podzieliliśmy się, żeby też szybciej poszło. Don skończył szybciej co prawda, ale i żadna z naszych rozmów nie przyniosła żadnych efektów. Został ostatni, doktor Alan Cruger, żonaty z dwójką dzieci. Jechaliśmy do niego prawie pół miasta, bo jego dom stał na obrzeżach miasta.
- To tu. Jeśli tylko wpadnie Ci coś do głowy to pytaj Cukiereczku.
- Dobrze. Don.. - spróbowałam. - Jeśli chodzi o te nocne zajście to ja...
- Nie szkodzi. Poczekam. - przerwał mi. - Rozumiem, że nie chcesz zawalić pracy, pociągasz mnie i czasem ciężko będzie mi się opanować, ale dam radę. - zaśmiał się cicho. - A teraz Snow, do roboty!
Weszliśmy do mieszkania zaproszeni przez Panią Cruger. Ugościła nas domowymi wypiekami i ciepłą kawą. Po domu biegały dwa cudne szkraby. Bliźniaki, chłopiec i dziewczynka. Kobieta była miła i bez żadnego zastanowienia odpowiadała na pytania. Widać, że bardzo kochała swoją rodzinę.
- A czy mąż wracał późno z pracy?
- Tak, owszem. To bardzo dobry lekarz. Chirurg plastyczny. Często wyjeżdża na jakieś spotkania biznesowe i nie ma go kilka dni. Na przykład ostatnio był w Californii na dorocznym spotkaniu chirurgów. - ciągnęła dumna żona.
- A kiedy było to spotkanie? - spytałam zaciekawiona nowym faktem.
- To było jakoś w ostatni piątek. Wyszedł jakoś po 18, a wrócił dopiero w niedzielę po południu. Dzieciakom kupił fajne zabawki w ramach przeprosin, że nie był z nimi w dniu urodzin.
W tym momencie wymieniliśmy znaczące spojrzenia między sobą z Donem i wiedziałam, że trzeba drążyć ten temat. Co najgorsze trzeba było zapytać o niewierność partnera. A czy taka kobieta chciałaby wierzyć, że tak wspaniały ojciec i mąż ją zdradza?
- A jakim samochodem jeździ Pani mąż? Prywatny czy służbowy, i jaka marka? - spytałam.
- Prywatnym BMW. Dalej nic nie powiem, bo się nie znam. - zaśmiała się nerwowo. - A właściwie państwo w jakiej sprawie?
- Prowadzimy śledztwo w sprawie morderstwa młodej dziewczyny.
- Ojej. To straszne, ale co Alan ma z tym wspólnego? - spytała z nutką przerażenia w głosie.
- A jaki kolor, czarny? - ciągnęłam.
- Tak. Stoi w garażu. Ostatnio wie Pan co, ukradli mu tablice rejestracyjną. - kobieta wstała i podeszła do okna. - O właśnie mąż idzie, chętnie pomoże ująć sprawcę. - powiedziała po czym zniknęła w przedpokoju.
- Myślisz, że to właśnie Cruger ją zabił? - zapytałam po cichu Payna. - W końcu dużo rzeczy się zgadza.
- Zobaczymy jego reakcję. - powiedział.
Za nim doktor dotarł do salonu pozwolił sobie zjeść obiad, więc troszkę na niego poczekaliśmy. Ja korzystając z tego czasu rozeszłam się po salonie. Popijając pyszną kawę oglądałam zdjęcia rodzinne, które znajdowały się tak na prawdę wszędzie. Bliźniaki blisko taty uśmiechnięte i rozbawione. Ich urodziny, na każdym zdjęciu są z rodzicami i tworzą cudowną, kochająca się rodzinę. Po obejrzeniu kilku zdjęć zaczęłam zwracać na posturę pana Alana. Jak się okazało na moje oko, pasował wzrost, który oszacowałam. Był dobrze zbudowany. Przy ostatnim zdjęciu zatrzymałam się na dłużej. Na zdjęciu wręczano mu za coś puchar, był uśmiechnięty i chyba lekko wzruszony, a najbardziej moją uwagę przykuła czapka z daszkiem, którą miał na głowie. Po kryjomu schowałam to zdjęcie pod sweterek, który trzymałam w rękach. Kiedy akurat zajmowałam ponownie miejsce na kanapie, do salonu wszedł pan doktor.
- Dzień dobry państwu. W czym mogę pomóc? - spytał i rozsiadł się wygodnie na jednym z trzech foteli.
- Dzień dobry. - przywitał się grzecznie Don. - Czy mogłaby Pani zabrać dzieci? Chcielibyśmy porozmawiać z Panem na osobności.
- Ależ oczywiście. Dzieci chodźcie na ogródek. - powiedziała kobieta zamykając drzwi do salonu.
- Chodzi nam o Angelicę Grass. Została zamordowana.
Kiedy Don wymówił te słowa, mężczyzna zacisnął ręce w pięści i tak jakby przyjął postawę obronną. Chciałam mu zadawać pytania, dlaczego to zrobił i po co mu to było, ale czekałam na kolej partnera, nie do końca wiedziałam jak się wykłada karty na stół.
- To ta córka miliardera? Każdy ją znał z tych dziwnych jej wyczynów. Co też mieli z nią rodzice. - powiedział niby niezruszony.
- Wydaje nam się, że spotkali się państwo w jakimś klubie. Jakoś V club, czyż nie? - spytał Don, ale nie dając szansy na odpowiedź. - Poznaliśmy Pana po czapce ze zdjęcia, które znaleźliśmy u pana w domu.
Teraz ja wstałam i pokazałam zdjęcie właścicielowi. Trochę było mi go żal, w końcu miał wspaniałą rodzinę, a on wszystko zepsuł. W między czasie zadzwonił Ryan z opowieścią, że u nich nic ciekawego, po czym zdałam mu relację z naszej akcji.
- Zostaje Pan zatrzymany pod zarzutem zabójstwa Angelicy Grass. Wyjdzie Pan sam czy mam nałożyć kajdanki?
- Proszę dajcie mi tylko czas żeby pożegnać się z rodziną. Opowiem wam jak to było, tylko dajcie mi pożegnać dzieci, one są dla mnie wszystkim.
Przystaliśmy na tą prośbę. Chciał się przyznać to winy i wszystko nam opowiedzieć. Moja reakcja była jeszcze na tyle emocjonalna, że serce mi się krajało na widok, kiedy kucał przy dzieciach i coś im tłumaczył. Daliśmy mu 10 min. Odeszłam na bok żeby zadzwonić do Ryana, że sprawa zamknięta i mamy sprawce, gdy nagle słyszę.
- Snow, on ucieka! Dawaj od bramy wejściowej ja lecę za nim! - powiedział Don zaczynając pościg za nim.
Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej poleciałam jak błyskawica. Nie straszne były mi przeszkody, które śmiało pokonywałam. Widziałam Dona również był dość szybki, ale lekarz był cwany. Kręte uliczki i alejki żeby jak najszybciej móc na zgubić. W prawdzie nie znałam jeszcze planu miała i każdej uliczki, ale postawiłam na intuicję. Skręciłam w lewo i biegnąc między domami widziałam doktora. Szybko skręciłam w prawo i za chwilę biegłam już obok lekarza.. jedyne co nas dzieliło to jeden wielki, biały płot. Chciał mi się wymknąć, ale postawiłam wszystko na jedną kartę. Wskoczyłam na jakiś metalowy pojemnik i przedarłam się przez płot. Kiedy spadałam musiałam skręcić kostkę, bo ból był straszny, a ja nie byłam w stanie dalej iść. Starałam się jakoś wytrzymać ból, ale nie dawałam rady. Wyjęłam broń i wycelowałam. Strzeliłam. Zamknęłam oczy, bo jakaś mocniejsza ta broń niż w Miami, a kiedy znowu je otworzyłam Alan leżał na chodniku. Bałam się, że go zraniłam a co gorsza zabiłam. Starałam się do niego jakoś dostać, ale każdy kolejny krok sprawiał cierpienie. Koło niego był już Don. Zakładał mu kajdanki. Usiadłam i opatrzyłam kostkę.
- Musiałam ją mieć już jakoś nadwyrężoną jak spadłam z tych schodów. - powiedziałam kiedy podszedł Don. - A co z nim? Postrzeliłam go? - spytałam przerażona.
- Nie. Nawet go nie drasnęłaś. Strzeliłaś w powietrze, a on się przestraszył. Dobra robota. Zaraz będzie karetka to Ciebie zabierze. Spotkamy się w szpitalu.
Lekarz opatrzył moją kostkę. Zalecono mi chodź dwa dni wypoczynku, żeby noga mogła sobie spokojnie odpocząć od nowych wrażeń, których zdaniem lekarza miałam za dużo jak na pierwszy dzień w Los Angeles. Dostałam kule, żebym mogła się sama poruszać. Pomału schodząc ze schodów na dole czekała na mnie cała czwórka. Jared, Ryan, Natalia i Don. Uśmiechnęłam się na ich widok i chciałam zejść szybciej... oczywiście musiałam się poślizgnąć, jednak w porę złapał mnie Payne.
- Dzięki. Ratujesz mi życie. - powiedziałam z rozbawieniem.
- To co? Idziemy na jakąś imprezkę? W końcu rozwiązałaś swoją pierwszą sprawę! - powiedział zadowolony Jared.
- Młody, jest jeszcze sporo papierkowej roboty, a Jasmine jak widzisz potrzebuje odpoczynku. Może innym razem. - powiedziała Natalia, odwdzięczyłam się jej, był mi potrzebny odpoczynek.
Na parkingu się rozdzieliśmy. Jared i Ryan z Natalią pojechali do biura, pozałatwiać sprawy papierkowe. Pan Alan miał już adwokata i obstawialiśmy ile lat dostanie odsiadki. Ojciec Angelicy gratulował nam i przepraszam, że nie wierzył w tutejszą policję. Don odwiózł mnie do domu, pomógł wejść po schodach. Zostawił moje rzeczy w saloniku i szedł w stronę wyjścia.
- A Ty nie zostajesz? - spytałam zasmucona. - Ktoś musi się mną zająć... - uśmiechnęłam się kusząco. - Wiem co mówiłam... ale nie ja potrafię... - powiedziałam. - Chcę spróbować. Jeśli się nie uda, to zrezygnuje albo zmienię wydział.
- Kiedy Ty się nad tym zastanowiłaś? Jesteś tego pewna? - spytał Don.
- Przemyślałam to w drodze od sali po schodach aż do was. - zaśmiałam się. - Upadek wszystko zepsuł. Nie umiem jakoś trzymać się z daleka od Ciebie, a jak na Ciebie patrzę to nie chcesz wiedzieć co dzieję się w mojej głowie... - zarumieniłam się.
- Ja myślę takie rzeczy odkąd Ciebie zobaczyłem na lotnisku. A wziąłem Ciebie nie tylko dlatego, że mi się spodobałaś chociaż i owszem, ale masz dziewczyno dar, a tu masz szasnę rozwoju. Widzisz jak sobie świetnie poradziłaś!
- Cieszę się. Tylko mam jeden warunek. - powiedziałam.
- Co tylko chcesz Cukiereczku.
- Póki co nie pokazujmy, że jesteśmy parą. Chciałabym się na to jakoś przygotować, a co najważniejsze zacząć to godzić z pracą.
- Rozumiem, tak będzie. Chodź tu do mnie. - rozłożył ręce.
- Niezły żart! - zaśmiałam się.
Podszedł do mnie i pocałował mnie delikatnie. Tego dnia mogłam odpoczywać u jego boku i nikt miał nam nie przeszkadzać.
*****
Hej! Jak tam u was? Pogoda w Trójmieście właśnie padła trupem. Ciągle leje i mamy już zalane pierwsze ulice. A więc lato póki co u mnie dobiegło końca. Mam nadzieję, że notka się podoba. W dodatku mam remont i to tylko przeszkadza hehe.
Pozdrawiam! :*
poniedziałek, 24 czerwca 2013
5. Zaczynam się uczyć.
W budynku rozdzieliliśmy się za co chciałam go od razu pociąć.. mój pierwszy dzień w pracy co prawda dobiegał końca, bo było już bardzo późno, ale wciąż nie znałam rozkładu budynku tak jakbym tego chciała. Wsiadłam do windy i jedyne co pamiętałam, że nasza ekipa znajduje się na trzecim piętrze. Wjechałam na trzecie piętro i wysiadłam z windy. Czułam się zakłopotana i zagubiona tym, że nie wiem gdzie mam się teraz udać. Z początku szłam po prostu przed siebie, oglądając się na prawo i lewo szukając znajomych twarzy. Kiedy korytarz powoli zaczął mi się kończył usłyszałam wołanie, o które modliłam się odkąd wyszłam z windy.
- Jasmin! Jasmin Snow! Tutaj!
Obróciłam się żeby zobaczyć kto jest wybawicielem mojej męki i jak to się okazało był to młody mężczyzna, którego widział w motelu, jeden z moich kolegów, ten z wyglądu najmłodszy. Szłam w jego stronę uśmiechając się delikatnie w ramach podziękowania.
- Cześć. Dzięki, że mnie jakoś znalazłeś, bo ja nie miałam pojęcia dokąd iść. - powiedziałam podając mu rękę na przywitanie.
- Jestem Jared, chodź pokażę Ci Twoje biurko. - powiedział uprzejmie i ruszył przed siebie.
Szłam za nim zapamiętując szczegóły, nie chciałabym żeby jutro też mnie tak ktoś wołał na cały korytarz. Pewnie też z tego powodu zna mnie już cały budynek. Zaśmiałam się pod nosem i akurat wtedy weszliśmy do dużego pomieszczenia, w którym stały cztery w pełni wyposażone biurka. Na blatach stały nowoczesne laptopy, były porobione specjalne miejsca na dokumenty i za pewne inne takie papierki. Przy jednym z biurek siedział nasz drugi kolega, w skupieniu oglądał jakieś nagrania.
- Tu jest nasz pokój że tak powiem, czuj się jak u siebie. Twoje biurko jest pod oknem, myśleliśmy, że Ci się spodoba. Natalię i Dona już znasz, a tam przy kompie zapracowany siedzi Ryan. Ja idę teraz do Natalii po dokumenty z sekcji.
- Dzięki. - podeszłam teraz do siedzącego mężczyzny. - Mogę Ci jakoś pomóc?
- Tak, pewnie. Siadaj. A tak w ogóle jestem Ryan. - podał mi rękę na przywitanie.
- Jasmine. Co oglądasz?
- Nagrania z monitoringu. Oglądam już po raz kolejny jak wchodzi z tym gościem do motelu, ale nie mogę z tego nic wywnioskować, może Ty coś zauważysz. - wstał od biurka trochę zrezygnowany.
- Ryan spokojnie. Fakt, że mamy dobę na odnalezienie typa, ale damy radę. Od którego momentu?
- No już Ci cofam. Skup się może coś wyłapiesz.
Przesunął mi moment nagrania, w którym faktycznie widać Angelicę z jakimś facetem. Najgorsze było tylko to, że nie było widać jego twarzy, bo zasłonił się daszkiem czapki. Przejrzałam nagranie chyba z pięć razy i dopiero za szóstym chwyciłam o co chodzi. Mężczyzna podtrzymał ją za rękę, a ona jeszcze jakby szarpała się...
- Ryan.. wiesz wydaje mi się, że oni w tym klubie musieli dobrze zaszaleć. Ona ledwo trzyma się na nogach. - pokazałam zatrzymując w odpowiednim momencie.
- No coś w tym jest, ona rzeczywiście jakoś chwiejnie idzie.
- Chodź przetestujemy to i zobaczymy czy będzie to wyglądało na chodź trochę podobne do nagrania.
Wstałam i podeszłam z Ryanem na drugi koniec pokoju, żeby móc się swobodnie przejść po pomieszczeniu. Chwyciłam go pod rękę, a on jeszcze mocniej ujął moją dłoń żeby odtworzyć dokładną kopie zachowania pary z przed motelu. Zaczęliśmy iść. Szarpałam się delikatnie, oczywiście udając że jestem pod wpływem alkoholu. Kiedy tak szliśmy drugi raz do pokoju równocześnie weszli Don z Jardem, śmiejąc się z nas.
- Bardzo zabawne. Snow zostawić Ciebie na 10 minut a Ty już paradujesz za rękę z kolegą z pracy. - zaśmiał się Don.
- Bardzo śmieszne Payne. Odtwarzaliśmy sytuację z nagrania. Doszliśmy do wniosku z Ryanem, że Angelica była czymś odurzona albo rzeczywiście wypiła zbyt wiele. - przewinęłam teraz trochę nagranie. - Widzicie. W tym miejscu widać też, że stawia jakiś lekki opór, więc nie do końca chciała się tam znaleźć.
- Świetna robota. - powiedział Jared. - Ja też coś mam od Natalii. Sekcja wykazała, że faktycznie została uduszona, a stosunku płciowego jako takiego nie odbyła. Za to właśnie w tym no wiecie miejscu, znaleziono wepchnięte cztery długopisy. - skrzywił się na te słowa.
- Długopisy? - powtórzyłam. - Ten facet jest jakiś nienormalny. Masakryczna penetracja. Czyli jej się to nie podobało, wkurzyła się.. musiała go obrazić w jakiś dość mocno brutalny sposób, chwycił za poduszkę i ją udusił.
- To pasuje.. czyli, że tak powiem mamy motyw. - powiedział Ryan. - Widać na nagraniu jego posturę, ale nie widać twarzy... Czapka z daszkiem. Wiedział co robi. A co z poduszką? - spytał Jareda.
- No właśnie szukam. - przerzucał papiery. - Z ekspertyzy wynika, że na jednej ze stron poduszki znaleziono ślady śliny dziewczyny. Więc mamy narzędzie zbrodni. Niepozorne a jednak. - powiedział. - Don czy ja mogę wyjść wcześniej?
- Tak śmiało. Na dzisiaj dużo zrobiłeś.
- Dzięki na razie.
Pożegnaliśmy się z Jaredem. Ryan wrócił do oglądania nagrań z monitoringu, a ja usiałam przy swoim biurku. Jeszcze nic, oprócz laptopa na nim nie było, ale nie przejmowałam się tym. Miałam ładny widok na park z okna. Na dół nie chciałam patrzeć, bo mój lęk wysokości zrobiłby swoje. Wzięłam swój notatnik i czystą kartkę papieru. Przepisałam wszystkie dane dopisując nowe. Kiedy już teraz widziałam wyraźnie wszystko na jednej kartce patrzyło mi się lepiej. Z zamysłu wyrwał mnie głos Ryana.
- Ten gość o 23.13 wychodzi sam z motelu. Wsiada do czarnego BWM. Niestety nie ma tablicy rejestracyjnej.
- Zadzwonię do kolegi, on tworzy portery psychologiczne. Miejmy nadzieję, że nam pomoże, bo czas ucieka. - powiedział Don. - Ryan możesz iść do domu.
- Dzięki, na razie.
Pożegnaliśmy się z Ryanem i na moje szczęście lub nie szczęście w pokoju zostałam sama z Donem. Don siedział przy swoim biurku i skrupulatnie przeglądał jakieś papiery. A ja od niechcenia przeglądałam jeszcze raz te nagrania. Z kolejnym razem spróbowałam już oszacować jego rozmiary.
- Jest dobrze zbudowany. Ma jakieś 180 lub 190 centymetrów wzrostu. Łączy style jeśli chodzi o ubiór. Znajdziemy Cię. - powiedziałam do ekranu.
- Mój kolega zaraz tu będzie. Stworzy nam profil i będzie nam też łatwiej. To szybki człowiek, jeśli chodzi o takie sprawy i bardzo dokładny.
- A kto to taki?
- Ryan Collins z FBI. Zna się na swoim fachu.
- No skoro tak mówisz, niech nam pomoże. - powiedziałam wpatrując się w sylwetkę naszego podejrzanego.
Była już noc. Collins faktycznie stworzył niezły profil psychologiczny. Nie do końca wiedziałam na czym to polega jednak wszystko się zgadzało z tym co myślałam. Z zawodu mógł być lekarzem lub prawnikiem. Ma nienaganna opinię wśród ludzi, nie miał żadnego konfliktu z prawem. Dobrze zbudowany, jeździ dobrym samochodem, ubiera się elegancko. Jednym zdaniem, z daleka czuć, że ma sporo pieniędzy i jest do wzięcia. Droga do domu minęła bardzo szybko. Nawet nie wiem kiedy, a Don otwierał moje drzwi. Wysiadłam...
- No to dobrej nocy. O której po mnie jutro będziesz?
- Cukiereczku, nie żegnaj się ze mną. Ja też wchodzę. - uśmiechnął się.
- Don nie myśl sobie, że wpuszczę Cię do swojego łóżka. Mogę Ci co jedynie odstąpić wycieraczkę przed drzwiami. - uśmiechnęłam się zgryźliwie.
- Na to bym nie wpadł. Jesteś bestyjką chodź nie wyglądasz. - śmiał się ze mnie. - Nie musisz mnie gościć, bo to ja goszczę Ciebie. To ogólnie mój teren, a ja mam mieszkanie najdalej w korytarzu. I Mamy wspólną kuchnię Snow.
- Czemu mi o tym nie powiedziałeś? - spytałam lekko oburzona.
- Bo nie pytałaś. Chodźmy do środka, bo jest zimno.
Faktycznie noc była chłodna. Wchodząc po schodach wróciła mi sytuacja z tą dziwną kobietą, ale nie myślałam o tym za długo, bo kiedy otworzyłam drzwi, chciałam biegiem rzucić się na łóżko i odpocząć. Zatrzymałam się przed wejściem do środka.
- Dobrej nocy Don. - uśmiechnęłam się.
- Śpij dobrze, cukiereczku. - posłał mi całusa.
Zarumieniłam się, więc szybko weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Odłożyłam torebkę na fotel, a sama poszłam do sypialni. Rozebrałam się, poszukałam szlafroka i piżamy w walizkach i udałam się do łazienki żeby wziąć kojący prysznic. Kiedy ciepła woda oblewała moje chłodne ciało, myślałam o tej biednej dziewczynie, która była zaledwie 5 lat młodsza ode mnie i zakończyła swój żywot. Ja też mam niebezpieczną prace, ale chciałabym dożyć starości. Potem moje myśli od razu przeskoczyły na dział Don. Zastanawiałam się czy teraz też bierze prysznic, jakie ma ciało, jak całuje.. Po prostu odpłynęłam. Kiedy skończyłam relaksujący prysznic, umyłam zęby i rozczesałam włosy. Potem otworzyłam wszystkie walizki i zaczęłam się rozpakowywać. Ułożyłam ciuchy w komódkach. Bieliznę schowałam jak najdalej od drzwi wejściowych, kosmetyki ustawiłam w łazience i w końcu mogłam odetchnąć. Usiadłam na kanapie w salonie i wzrokiem szukałam pilota. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Poprawiłam mokre włosy i otworzyłam. Przed drzwiami stał oparty o framugę Taylor. Śmierdział alkoholem.
- Co jest Taylor, pomóc Ci jakoś?
- Snow. - chciał wejść do mieszkania, ale zagrodziłam mu ręką.
- Taylor jesteś pijany, wróć do łóżka. - powiedziałam najgrzeczniej jak potrafiłam.
- Jasmine Snow chodź ze mną, będzie miło.
- Taylor stanowczo nalegam, żebyś poszedł już do siebie. - traciłam cierpliwość do kolegi.
- Nie chcesz przyjść do mnie, to ja przyjdę do Ciebie.
Zaczął się do mnie przepychać, a kiedy go wypchnęłam przyparł do mnie i zaczął mnie gwałtownie całować. Chciałam mu się wyrwać, ale nie miałam sił.. Kiedy złapałam trochę tchu, zdołałam go odepchnąć.
- Taylor dość! Zostaw mnie w spokoju!! - krzyczałam, a kiedy przysunął się raz jeszcze uderzyłam go z całej siły w policzek.
- O Ty mała Snow.
Chciał mnie uderzyć, ale wtedy ktoś złapał za jego rękę. Byłam tak zszokowana tym co się stało, że nie bardzo wiedziałam gdzie mam się teraz podziać.
- Nie słyszałeś co powiedziała Jasmine. Wynocha do siebie i żebym Cię tu więcej nie widział! - uniósł głos Don, mój wybawiciel.
Nie umiałam mu nawet podziękować. Weszłam do salonu, opadłam na kanapkę. Szlafrok ledwo na mnie wisiał był tak potarmoszony. Patrzyłam się na ścianę czując, że się zaraz rozryczę. Pojedyncza łza właśnie spływała mi z oka, kiedy usłyszałam...
- Nic Ci nie jest? - spytał Don.
- Nie, wszystko dobrze. - wierzchem dłoni otarłam zbłąkaną łzę. - Jasmine tylko nie teraz. - powiedziałam teraz sama do siebie.
- Co za typ z tego Taylora. Jutro rozmawiam z jego przełożonym, co on sobie myśli... - mówił zdenerwowany.
- Nic mi nie jest, był pijany, to wina alkoholu.
- To nie jest żadne wytłumaczenie. Chciał Ciebie uderzyć.. kretyn.
- To ja go uderzyłam... - powiedziałam zawstydzona.
- Jak to? Co się stało?
- Rzucił się na mnie był natrętny. Pocałował mnie. I oberwał...
- No teraz to ja zaraz pójdę mu przyłożyć. - szedł w stronę drzwi.
- Nie! Proszę Cię to nie potrzebne.. Zrób to dla mnie, proszę..
Zatrzymał się. Nie wiedziałam do końca co takiego wywołało tę reakcję, ale cieszyłam się, że nic nie zrobi Taylorowi. Fakt postąpił okropnie, ale nie chciałam żeby miał kłopoty.
- No dobrze. - wrócił się do mnie. - Potrzebujesz czegoś? - zapytał z troską.
- Tak. Ciebie! - krzyknęłam w duchu. - Nie. Jak już mówiłam wszystko dobrze. - powiedziałam wkładając w to tyle spokoju ile tylko zdołałam. - Położę się spać.
- Zostaje u Ciebie na noc. - powiedział stanowczo. - Położę się na kanapie tutaj, bądź spokojna, nie wkradnę Ci się do łóżka, chodź jest to bardzo kusząca wersja. - uśmiechnął się łobuzersko.
- No skoro chcesz, zaraz poszukam jakiś koc i oddam Ci jedną z moich poduszek.
Poszłam do sypialni, wzięłam poduszkę i koc, który leżał na skraju łóżka. Kiedy wróciłam ten stał już w samych bokserkach. Stanęłam jak wryta, nie mogłam się ruszyć. Był taki umięśniony, taki wspaniały, taki cudowny... Zarumieniłam się. Na taki widok czekałam odkąd go ujrzałam. Podeszłam nieśmiało do niego i podałam mu rzeczy...
- Snow. Rumienisz się. - powiedział.
- Chciałbyś. A Ty nie masz innej piżamy, przepraszam bardzo? - spytałam, chociaż chciałabym mu zaproponować miejsce obok siebie w łóżku.
- Niestety nie, jak widzisz nie mam ze sobą bagażu.
Położył się na kanapie i przykrył kocem. Wracając do sypialni zastanawiałam się czemu jak na złość kiedy poznam swój ideał to nie mogę z nim być.. Brak szczęścia to jest to. Zamknęłam za sobą drzwi. Ściągnęłam z siebie szlafrok i założyłam piżamkę, na którą składały się bokserki i szeroka bluzka. Zapomniałam torebki, a chciałam napisać jeszcze do rodziców, bo jak wstanę w ogóle nie będzie na to czasu. W salonie też nie paliło się światło, więc i w sypialni zgasiłam żeby nie robić żadnego jasnego punktu kiedy otworzę drzwi. Moje oczy w końcu przyzwyczaiły się do ciemności i ruszyłam w trasę. Oczywiście z dwa razy potknęłam się o jakieś przedmioty. No, ale w końcu po omacku dotarłam do fotela, na którym zostawiłam torebkę, wyszukałam telefon i zaczęłam wracać. Po kilku krokach wpadłam kogoś. Jedyne co teraz mogło dać trochę światła to wyświetlacz mojego telefonu. Kliknęłam pierwszy lepszy klawisz, który czułam pod opuszkiem palca i podniosłam rękę do góry. Moje oczy kiedy zaczęły widzieć ujrzały cudownie umięśnione ciało, a kiedy wzrokiem powędrowałam w górę widziałam oczy, które również się we mnie wpatrywały. Te spojrzenie biło podnieceniem i pożądaniem. Don nachylił się ku mnie.. wiedziałam, że nie powinnam, ale objęłam go za szyję, przyciągnęłam do siebie... Kiedy nasze usta w końcu się odnalazły, przywarły do siebie w płomieniu namiętności...
*****
Hej! Co tam u was słychać? Mam nadzieję, że opowiadanko się podoba, powoli zaczynam się rozkręcać :) Pogoda w trójmieście rewelacyjna! Wczoraj byłam na ognisku z okazji nocy świętojańskiej, było miło, dużo śmiechu i zabawy. A jak wróciłam włączyłam sobie lekarzy. Wkręciła mnie w to Limonka przez swoje cudne i wciągające opowiadania. Jeśli jesteście fanami tego serialu lub lubicie czytać ciekawe opowiadania, to wystarczy zrobić klik w linkach nr 6 :)
Pozdrawiam serdecznie! :*
- Jasmin! Jasmin Snow! Tutaj!
Obróciłam się żeby zobaczyć kto jest wybawicielem mojej męki i jak to się okazało był to młody mężczyzna, którego widział w motelu, jeden z moich kolegów, ten z wyglądu najmłodszy. Szłam w jego stronę uśmiechając się delikatnie w ramach podziękowania.
- Cześć. Dzięki, że mnie jakoś znalazłeś, bo ja nie miałam pojęcia dokąd iść. - powiedziałam podając mu rękę na przywitanie.
- Jestem Jared, chodź pokażę Ci Twoje biurko. - powiedział uprzejmie i ruszył przed siebie.
Szłam za nim zapamiętując szczegóły, nie chciałabym żeby jutro też mnie tak ktoś wołał na cały korytarz. Pewnie też z tego powodu zna mnie już cały budynek. Zaśmiałam się pod nosem i akurat wtedy weszliśmy do dużego pomieszczenia, w którym stały cztery w pełni wyposażone biurka. Na blatach stały nowoczesne laptopy, były porobione specjalne miejsca na dokumenty i za pewne inne takie papierki. Przy jednym z biurek siedział nasz drugi kolega, w skupieniu oglądał jakieś nagrania.
- Tu jest nasz pokój że tak powiem, czuj się jak u siebie. Twoje biurko jest pod oknem, myśleliśmy, że Ci się spodoba. Natalię i Dona już znasz, a tam przy kompie zapracowany siedzi Ryan. Ja idę teraz do Natalii po dokumenty z sekcji.
- Dzięki. - podeszłam teraz do siedzącego mężczyzny. - Mogę Ci jakoś pomóc?
- Tak, pewnie. Siadaj. A tak w ogóle jestem Ryan. - podał mi rękę na przywitanie.
- Jasmine. Co oglądasz?
- Nagrania z monitoringu. Oglądam już po raz kolejny jak wchodzi z tym gościem do motelu, ale nie mogę z tego nic wywnioskować, może Ty coś zauważysz. - wstał od biurka trochę zrezygnowany.
- Ryan spokojnie. Fakt, że mamy dobę na odnalezienie typa, ale damy radę. Od którego momentu?
- No już Ci cofam. Skup się może coś wyłapiesz.
Przesunął mi moment nagrania, w którym faktycznie widać Angelicę z jakimś facetem. Najgorsze było tylko to, że nie było widać jego twarzy, bo zasłonił się daszkiem czapki. Przejrzałam nagranie chyba z pięć razy i dopiero za szóstym chwyciłam o co chodzi. Mężczyzna podtrzymał ją za rękę, a ona jeszcze jakby szarpała się...
- Ryan.. wiesz wydaje mi się, że oni w tym klubie musieli dobrze zaszaleć. Ona ledwo trzyma się na nogach. - pokazałam zatrzymując w odpowiednim momencie.
- No coś w tym jest, ona rzeczywiście jakoś chwiejnie idzie.
- Chodź przetestujemy to i zobaczymy czy będzie to wyglądało na chodź trochę podobne do nagrania.
Wstałam i podeszłam z Ryanem na drugi koniec pokoju, żeby móc się swobodnie przejść po pomieszczeniu. Chwyciłam go pod rękę, a on jeszcze mocniej ujął moją dłoń żeby odtworzyć dokładną kopie zachowania pary z przed motelu. Zaczęliśmy iść. Szarpałam się delikatnie, oczywiście udając że jestem pod wpływem alkoholu. Kiedy tak szliśmy drugi raz do pokoju równocześnie weszli Don z Jardem, śmiejąc się z nas.
- Bardzo zabawne. Snow zostawić Ciebie na 10 minut a Ty już paradujesz za rękę z kolegą z pracy. - zaśmiał się Don.
- Bardzo śmieszne Payne. Odtwarzaliśmy sytuację z nagrania. Doszliśmy do wniosku z Ryanem, że Angelica była czymś odurzona albo rzeczywiście wypiła zbyt wiele. - przewinęłam teraz trochę nagranie. - Widzicie. W tym miejscu widać też, że stawia jakiś lekki opór, więc nie do końca chciała się tam znaleźć.
- Świetna robota. - powiedział Jared. - Ja też coś mam od Natalii. Sekcja wykazała, że faktycznie została uduszona, a stosunku płciowego jako takiego nie odbyła. Za to właśnie w tym no wiecie miejscu, znaleziono wepchnięte cztery długopisy. - skrzywił się na te słowa.
- Długopisy? - powtórzyłam. - Ten facet jest jakiś nienormalny. Masakryczna penetracja. Czyli jej się to nie podobało, wkurzyła się.. musiała go obrazić w jakiś dość mocno brutalny sposób, chwycił za poduszkę i ją udusił.
- To pasuje.. czyli, że tak powiem mamy motyw. - powiedział Ryan. - Widać na nagraniu jego posturę, ale nie widać twarzy... Czapka z daszkiem. Wiedział co robi. A co z poduszką? - spytał Jareda.
- No właśnie szukam. - przerzucał papiery. - Z ekspertyzy wynika, że na jednej ze stron poduszki znaleziono ślady śliny dziewczyny. Więc mamy narzędzie zbrodni. Niepozorne a jednak. - powiedział. - Don czy ja mogę wyjść wcześniej?
- Tak śmiało. Na dzisiaj dużo zrobiłeś.
- Dzięki na razie.
Pożegnaliśmy się z Jaredem. Ryan wrócił do oglądania nagrań z monitoringu, a ja usiałam przy swoim biurku. Jeszcze nic, oprócz laptopa na nim nie było, ale nie przejmowałam się tym. Miałam ładny widok na park z okna. Na dół nie chciałam patrzeć, bo mój lęk wysokości zrobiłby swoje. Wzięłam swój notatnik i czystą kartkę papieru. Przepisałam wszystkie dane dopisując nowe. Kiedy już teraz widziałam wyraźnie wszystko na jednej kartce patrzyło mi się lepiej. Z zamysłu wyrwał mnie głos Ryana.
- Ten gość o 23.13 wychodzi sam z motelu. Wsiada do czarnego BWM. Niestety nie ma tablicy rejestracyjnej.
- Zadzwonię do kolegi, on tworzy portery psychologiczne. Miejmy nadzieję, że nam pomoże, bo czas ucieka. - powiedział Don. - Ryan możesz iść do domu.
- Dzięki, na razie.
Pożegnaliśmy się z Ryanem i na moje szczęście lub nie szczęście w pokoju zostałam sama z Donem. Don siedział przy swoim biurku i skrupulatnie przeglądał jakieś papiery. A ja od niechcenia przeglądałam jeszcze raz te nagrania. Z kolejnym razem spróbowałam już oszacować jego rozmiary.
- Jest dobrze zbudowany. Ma jakieś 180 lub 190 centymetrów wzrostu. Łączy style jeśli chodzi o ubiór. Znajdziemy Cię. - powiedziałam do ekranu.
- Mój kolega zaraz tu będzie. Stworzy nam profil i będzie nam też łatwiej. To szybki człowiek, jeśli chodzi o takie sprawy i bardzo dokładny.
- A kto to taki?
- Ryan Collins z FBI. Zna się na swoim fachu.
- No skoro tak mówisz, niech nam pomoże. - powiedziałam wpatrując się w sylwetkę naszego podejrzanego.
Była już noc. Collins faktycznie stworzył niezły profil psychologiczny. Nie do końca wiedziałam na czym to polega jednak wszystko się zgadzało z tym co myślałam. Z zawodu mógł być lekarzem lub prawnikiem. Ma nienaganna opinię wśród ludzi, nie miał żadnego konfliktu z prawem. Dobrze zbudowany, jeździ dobrym samochodem, ubiera się elegancko. Jednym zdaniem, z daleka czuć, że ma sporo pieniędzy i jest do wzięcia. Droga do domu minęła bardzo szybko. Nawet nie wiem kiedy, a Don otwierał moje drzwi. Wysiadłam...
- No to dobrej nocy. O której po mnie jutro będziesz?
- Cukiereczku, nie żegnaj się ze mną. Ja też wchodzę. - uśmiechnął się.
- Don nie myśl sobie, że wpuszczę Cię do swojego łóżka. Mogę Ci co jedynie odstąpić wycieraczkę przed drzwiami. - uśmiechnęłam się zgryźliwie.
- Na to bym nie wpadł. Jesteś bestyjką chodź nie wyglądasz. - śmiał się ze mnie. - Nie musisz mnie gościć, bo to ja goszczę Ciebie. To ogólnie mój teren, a ja mam mieszkanie najdalej w korytarzu. I Mamy wspólną kuchnię Snow.
- Czemu mi o tym nie powiedziałeś? - spytałam lekko oburzona.
- Bo nie pytałaś. Chodźmy do środka, bo jest zimno.
Faktycznie noc była chłodna. Wchodząc po schodach wróciła mi sytuacja z tą dziwną kobietą, ale nie myślałam o tym za długo, bo kiedy otworzyłam drzwi, chciałam biegiem rzucić się na łóżko i odpocząć. Zatrzymałam się przed wejściem do środka.
- Dobrej nocy Don. - uśmiechnęłam się.
- Śpij dobrze, cukiereczku. - posłał mi całusa.
Zarumieniłam się, więc szybko weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Odłożyłam torebkę na fotel, a sama poszłam do sypialni. Rozebrałam się, poszukałam szlafroka i piżamy w walizkach i udałam się do łazienki żeby wziąć kojący prysznic. Kiedy ciepła woda oblewała moje chłodne ciało, myślałam o tej biednej dziewczynie, która była zaledwie 5 lat młodsza ode mnie i zakończyła swój żywot. Ja też mam niebezpieczną prace, ale chciałabym dożyć starości. Potem moje myśli od razu przeskoczyły na dział Don. Zastanawiałam się czy teraz też bierze prysznic, jakie ma ciało, jak całuje.. Po prostu odpłynęłam. Kiedy skończyłam relaksujący prysznic, umyłam zęby i rozczesałam włosy. Potem otworzyłam wszystkie walizki i zaczęłam się rozpakowywać. Ułożyłam ciuchy w komódkach. Bieliznę schowałam jak najdalej od drzwi wejściowych, kosmetyki ustawiłam w łazience i w końcu mogłam odetchnąć. Usiadłam na kanapie w salonie i wzrokiem szukałam pilota. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Poprawiłam mokre włosy i otworzyłam. Przed drzwiami stał oparty o framugę Taylor. Śmierdział alkoholem.
- Co jest Taylor, pomóc Ci jakoś?
- Snow. - chciał wejść do mieszkania, ale zagrodziłam mu ręką.
- Taylor jesteś pijany, wróć do łóżka. - powiedziałam najgrzeczniej jak potrafiłam.
- Jasmine Snow chodź ze mną, będzie miło.
- Taylor stanowczo nalegam, żebyś poszedł już do siebie. - traciłam cierpliwość do kolegi.
- Nie chcesz przyjść do mnie, to ja przyjdę do Ciebie.
Zaczął się do mnie przepychać, a kiedy go wypchnęłam przyparł do mnie i zaczął mnie gwałtownie całować. Chciałam mu się wyrwać, ale nie miałam sił.. Kiedy złapałam trochę tchu, zdołałam go odepchnąć.
- Taylor dość! Zostaw mnie w spokoju!! - krzyczałam, a kiedy przysunął się raz jeszcze uderzyłam go z całej siły w policzek.
- O Ty mała Snow.
Chciał mnie uderzyć, ale wtedy ktoś złapał za jego rękę. Byłam tak zszokowana tym co się stało, że nie bardzo wiedziałam gdzie mam się teraz podziać.
- Nie słyszałeś co powiedziała Jasmine. Wynocha do siebie i żebym Cię tu więcej nie widział! - uniósł głos Don, mój wybawiciel.
Nie umiałam mu nawet podziękować. Weszłam do salonu, opadłam na kanapkę. Szlafrok ledwo na mnie wisiał był tak potarmoszony. Patrzyłam się na ścianę czując, że się zaraz rozryczę. Pojedyncza łza właśnie spływała mi z oka, kiedy usłyszałam...
- Nic Ci nie jest? - spytał Don.
- Nie, wszystko dobrze. - wierzchem dłoni otarłam zbłąkaną łzę. - Jasmine tylko nie teraz. - powiedziałam teraz sama do siebie.
- Co za typ z tego Taylora. Jutro rozmawiam z jego przełożonym, co on sobie myśli... - mówił zdenerwowany.
- Nic mi nie jest, był pijany, to wina alkoholu.
- To nie jest żadne wytłumaczenie. Chciał Ciebie uderzyć.. kretyn.
- To ja go uderzyłam... - powiedziałam zawstydzona.
- Jak to? Co się stało?
- Rzucił się na mnie był natrętny. Pocałował mnie. I oberwał...
- No teraz to ja zaraz pójdę mu przyłożyć. - szedł w stronę drzwi.
- Nie! Proszę Cię to nie potrzebne.. Zrób to dla mnie, proszę..
Zatrzymał się. Nie wiedziałam do końca co takiego wywołało tę reakcję, ale cieszyłam się, że nic nie zrobi Taylorowi. Fakt postąpił okropnie, ale nie chciałam żeby miał kłopoty.
- No dobrze. - wrócił się do mnie. - Potrzebujesz czegoś? - zapytał z troską.
- Tak. Ciebie! - krzyknęłam w duchu. - Nie. Jak już mówiłam wszystko dobrze. - powiedziałam wkładając w to tyle spokoju ile tylko zdołałam. - Położę się spać.
- Zostaje u Ciebie na noc. - powiedział stanowczo. - Położę się na kanapie tutaj, bądź spokojna, nie wkradnę Ci się do łóżka, chodź jest to bardzo kusząca wersja. - uśmiechnął się łobuzersko.
- No skoro chcesz, zaraz poszukam jakiś koc i oddam Ci jedną z moich poduszek.
Poszłam do sypialni, wzięłam poduszkę i koc, który leżał na skraju łóżka. Kiedy wróciłam ten stał już w samych bokserkach. Stanęłam jak wryta, nie mogłam się ruszyć. Był taki umięśniony, taki wspaniały, taki cudowny... Zarumieniłam się. Na taki widok czekałam odkąd go ujrzałam. Podeszłam nieśmiało do niego i podałam mu rzeczy...
- Snow. Rumienisz się. - powiedział.
- Chciałbyś. A Ty nie masz innej piżamy, przepraszam bardzo? - spytałam, chociaż chciałabym mu zaproponować miejsce obok siebie w łóżku.
- Niestety nie, jak widzisz nie mam ze sobą bagażu.
Położył się na kanapie i przykrył kocem. Wracając do sypialni zastanawiałam się czemu jak na złość kiedy poznam swój ideał to nie mogę z nim być.. Brak szczęścia to jest to. Zamknęłam za sobą drzwi. Ściągnęłam z siebie szlafrok i założyłam piżamkę, na którą składały się bokserki i szeroka bluzka. Zapomniałam torebki, a chciałam napisać jeszcze do rodziców, bo jak wstanę w ogóle nie będzie na to czasu. W salonie też nie paliło się światło, więc i w sypialni zgasiłam żeby nie robić żadnego jasnego punktu kiedy otworzę drzwi. Moje oczy w końcu przyzwyczaiły się do ciemności i ruszyłam w trasę. Oczywiście z dwa razy potknęłam się o jakieś przedmioty. No, ale w końcu po omacku dotarłam do fotela, na którym zostawiłam torebkę, wyszukałam telefon i zaczęłam wracać. Po kilku krokach wpadłam kogoś. Jedyne co teraz mogło dać trochę światła to wyświetlacz mojego telefonu. Kliknęłam pierwszy lepszy klawisz, który czułam pod opuszkiem palca i podniosłam rękę do góry. Moje oczy kiedy zaczęły widzieć ujrzały cudownie umięśnione ciało, a kiedy wzrokiem powędrowałam w górę widziałam oczy, które również się we mnie wpatrywały. Te spojrzenie biło podnieceniem i pożądaniem. Don nachylił się ku mnie.. wiedziałam, że nie powinnam, ale objęłam go za szyję, przyciągnęłam do siebie... Kiedy nasze usta w końcu się odnalazły, przywarły do siebie w płomieniu namiętności...
*****
Hej! Co tam u was słychać? Mam nadzieję, że opowiadanko się podoba, powoli zaczynam się rozkręcać :) Pogoda w trójmieście rewelacyjna! Wczoraj byłam na ognisku z okazji nocy świętojańskiej, było miło, dużo śmiechu i zabawy. A jak wróciłam włączyłam sobie lekarzy. Wkręciła mnie w to Limonka przez swoje cudne i wciągające opowiadania. Jeśli jesteście fanami tego serialu lub lubicie czytać ciekawe opowiadania, to wystarczy zrobić klik w linkach nr 6 :)
Pozdrawiam serdecznie! :*
sobota, 22 czerwca 2013
4. Bo wszystko dopiero się zaczyna...
Wchodząc do środka rozglądałam się na boki. Kroczyliśmy przez długi przedpokój, który był zdobiony rodzinnymi zdjęciami, kwiatami i inne rodzaju ozdobami. Na wszystkich zdjęcia małżeństwo wyglądało na udane i kwitnące, a Angelica wyglądała na zadowoloną z życia. Kiedy korytarzyk się skończył po kilku schodach zeszliśmy do salonu. Był ogromny, przestronny, a ten kto go urządzał miał zbliżony gust do mojego. Podeszliśmy do wielkiej kanapy i poczekaliśmy na pana domu. Ten do nas podszedł i pokazując na kanapę, prosił byśmy się rozgościli.
- A więc o co chodzi? - spytał trochę podenerwowany Pan Grass.
- O Pańską córkę. - odpowiedziałam.
- Co z Angelicą? Nie zapłaciła zaległych mandatów, tak? Ja ureguluję to, ile to będzie? - spojrzał się na nas wyciągając portfel z kieszonki w marynarce.
- Nie o to chodzi. - odparłam, ale nie umiałam dokończyć. - Ona..
- Nie żyje. Bardzo nam przykro. - Dokończył Don.
Podziękowałam mu wzrokiem. To mój pierwszy dzień, a już informuję rodzinę o ich stracie. Pewnie z czasem będę opanowana i nie będę reagowała tak emocjonalnie. Po krótkiej chwili zamysłu spojrzałam na mężczyznę. Siedział teraz z rękami złożonymi w pięści, był czerwony, a z oczu popłynęła pojedyncza łza. Wzruszył mnie ten widok, ścisnęło mnie gardło i nie umiałam nic z siebie teraz wydusić.
- Kto to zrobił? Jak zginęła? - dopytywał się żądny informacji ojciec.
- Została zamordowana. Jej ciało zostało znalezione w motelu przy wschodnim wylocie z miasta. Myślimy jednak, że znała mordercę. Pracujemy nad tym, złapiemy go. - powiedział Don zapewniając ojca.
- Ile ludzi pracuje nad tą sprawą? - nie dawał za wygraną Pan Grass.
- Moja ekipa liczy 5 osób, ale są to najlepsi policjanci w Los Angeles. Właśnie tworzony jest portret pamięciowy zabójcy, a technicy przeglądają nagrania z monitoringu. - mówił spokojnie Don.
- 5 osób?! Moja córka nie żyje, a tego gnoja szuka tylko 5 osób! - teraz pan Grass wstał i nerwowo przechadzał się po salonie. - Dzisiaj dam ogłoszenie do prasy i telewizji. Wyznaczam nagrodę, 50 tys. dla tego kto da informację o tym, gdzie podziewa się ten dupek. Chce go mieć! - unosił głos.
- Proszę Pana, z całym szacunkiem, ale to nie jest dobry pomysł. - wtrąciłam się, a Don patrzył na mnie z zaciekawieniem. - Rozumiem pańską stratę, ale jeśli damy takie ogłoszenia w prasę to sprawa nabierze rozgłosu, możemy przestraszyć mordercę, a na centralę będą dzwonić ludzie, którzy potrzebują pieniędzy, a to najłatwiejszy sposób na zarobek. - ciągnęłam. - Niech Pan da nam szanse, damy radę. - zapewniałam.
- Zgadzam się ze swoją partnerką. Taka nagroda tylko zrzuci nam więcej niepotrzebnych obowiązków, a wszystkie tropy trzeba sprawdzać. - dorzucił Don.
- Dobrze, w takim razie daje wam 24 godziny. Nie będę czekał dłużej, wiem jak działa policja w dzisiejszych czasach. - odparł zły i wyżywał się właśnie na nas.
- Dobrze. A czy Angelica miała chłopaka, wrogów? Wie pan gdzie wychodziła ostatnim razem? - spytałam szukając nowych informacji.
- Nie ma chłopaka. Wiedziałem, że pod tym względem jest wybredna, a i rodzina musiała kawalera zaakceptować. Wrogów ma każdy bogacz, dużo osób zazdrości nam majątku. A ostatni raz widziałem ją w piątek wychodziła do klubu na imprezę, mówiła, że nie wie kiedy wróci.
- A co to za klub?
- V club o ile dobrze pamiętam.
- Dziękujemy. W takim razie my zabieramy się do pracy. Dziękujemy za potrzebne informację.
Wstaliśmy i uściskami dłoni pożegnaliśmy się. Wyjście znaleźliśmy sami. Pan Grass dzwonił do kogoś. Do samochodu szliśmy w milczeniu. Ja przetwarzałam zdobyte informację i myślałam, kto to może być. Don coś pisał w telefonie, więc w ciszy zajęłam miejsce w hummerze i czekałam aż skończy pisać. Kiedy skończył poprosiłam go o podjechanie do domu.
Wchodząc po schodach do pokoju Don zaproponował, że zrobi nam kawę. A kawa była mi bardzo potrzebna, bo od rana żadnej nie wypiłam. Otworzyłam drzwi, klucze i torebkę rzuciłam na komódkę, a sama poleciałam do walizek. Otworzyłam tę, w której miałam bluzki, koszulki i inne takie ciuszki. Wybrałam czerwoną tunikę, ale tylko dlatego, że była na wierzchu walizki, a nie chciałam chomikować, kiedy to partner jest w pobliżu. Położyłam ją na łóżku i skoczyłam do łazienki się odświeżyć. Umyłam zęby, bo od rana krzyczały o świeżość i uczesałam włosy, zrobiłam lekkiego koka i wróciłam do sypialni. Stałam tyłem do wyjście w samym biustonoszu, kiedy wszedł Don. Pierwsze co zrobiłam to się odwróciłam do niego przodem, czego od razu pożałowałam.
- Odwróć się! - krzyknęłam trochę speszona.
Odwrócił się posłusznie podśmiewając się pod nosem. Szybko nałożyłam tunikę i podeszłam do niego. Wzięłam swój kubek i uśmiechnęłam się. W sumie nie wiem dlaczego, ale bawiła mnie ta sytuacja, w sumie też chciałabym żeby wyniknęło z tego coś więcej.
- No wiesz co? Miało się rozkręcić a Ty wszystko popsułaś! - powiedział zasmucony.
- Chodź wypijemy spokojnie a potem do pracy. Trzeba złapać tego typa. - powiedziałam i poszłam zająć miejsce.
Usiedliśmy obok siebie i zaczęliśmy rozmawiać. Z początku rozmowa była dosyć płytka, tematy dotyczyły filmów, zespołów, zainteresowań... dużo też żartowaliśmy. Jednak po dłuższej chwili tematy stały się dość poważne. Nie wstydziłam się na nie odpowiadać, nie czułam się skrępowana. Przyznam szczerze, że rozmowa z Donem przynosiła mi lekkość i ukojenie nerwów związanych z pracą. Odpływałam w tę przyjemniejszą stronę. Szczególnie, że w mojej wyobraźni Don nie siedział na tej kanapie tylko leżał i całował mnie gorąco. Z zamyślenia i marzeń wyrwał mnie jego głos.
- A tak właściwie Pani Snow, czemu wstąpiłaś do policji?
- Mam odpowiedzieć szczerze? - zaśmiałam się lekko nerwowo, bo wiedziałam, że mój powód był dość błahy.
- Tylko takich ludzi cenię. - uśmiechnął się i szturchnął mnie delikatnie.
- A więc... tylko się nie śmiej! Do policji wstąpiłam tylko dlatego, że nigdy nie miałam powodzenia u chłopaków. - widziałam, że chciał się śmiać, ale potrafił się opanować, słuchał dalej. - Fakt, że to od zawsze lubiłam ich towarzystwo i najwięcej miałam znajomych właśnie płci męskiej, ale dla wszystkich byłam siostrą, koleżanką, przyjaciółką. Nikt nie traktował mnie tak, jak tego pragnęłam. No, więc wstąpiłam do policji, żeby dalej żyć w strefie męskiej, odpowiada mi po prostu towarzystwo, ale też chciałam wzbudzić respekt wśród wszystkich dziewczyn, które zazdrościły mi przystojnych braci. - zaśmiałam się na samo wspomnienie o tej sprawie. - A Ty dlaczego?
- Ja? Ja dlatego, że od zawsze kręciły mnie mundury, a po drugim jest powiedzenie, że za mundurem panny idą sznurem. Wybrałem też taką służbę, ponieważ dziadek był wojskowym, poległ na misji w Afganistanie, a brat był policjantem. Niestety straciłem go 6 lat temu, kiedy został postrzelony na swojej służbie. Zasłonił kobietę swoim własnym ciałem...
- Oh tak bardzo mi przykro. - powiedziałam kładąc moją rękę na jego. - Przepraszam, że zapytałam.
- Nie szkodzi. Nie wiedziałaś to po pierwsze, a po drugie z Tobą przyjemnie mi się rozmawia i czuję, że nie będziemy mieć tematu tabu.
- No coś w tym jest. - powiedziałam. - Ale mimo wszystko już pierwszego dnia widziałeś mnie w staniku! Uważaj na siebie, bo potrafię drapać. - powiedziałam niby groźnie, ale i tak nie umiałam utrzymać poważnej miny.
- Oj tam! Zgrabna jesteś, sama przyjemność dla oczu. - spojrzał na mnie takim wzrokiem... ummm nie umiałam tego opisać, ale miałam ochotę przytulić się do niego i pocałować go namiętnie.
- No cóż. Koniec tego dobrego. Zaniesiesz kubki? Ja zamknę drzwi. - odparłam poganiając go z kanapy.
- Pewnie, spotkamy się na dole.
Don wyszedł. Ja idąc do wyjścia wzięłam torebkę, zamknęłam drzwi i zbiegłam ze schodów. Do samego końca zostało mi kilka schodów, ale straciłam równowagę. Jednak zamiast szukać barierki żeby się potrzymać przyjrzałam się kobiecie stojącej w progu. Była wysoka, o ciemnych włosach. Przyglądała mi się nienawistnie. Kiedy usłyszałam kroki na schodach, obróciłam się, a kiedy ponownie wróciłam wzrokiem na przejście, jej już nie było.
- Matko! Jas nic Ci nie jest?! - podbiegł Don i pomógł mi wstać.
- Nie. Jestem ciamajdą. Wszystko dobrze. Boli trochę kostka, ale dam radę.
- Co się stało? - pytał przejęty.
- Zbiegałam po schodach, kiedy zobaczyłam w przejściu o tam jakąś ciemnowłosą. Niby nie wyglądała groźnie, ale jej wzrok mówił, że najchętniej by mnie rozszarpała. - odparłam poprawiając włosy.
Oczywiście do samochodu już nie mogłam iść sama, Don mnie prowadził pod rękę jak małą dziewczynkę przez co czułam się że zaraz wybuchnę, ale z drugiej strony podobało mi się to, bo był taki czuły i opiekuńczy. W samochodzie zapięłam pasy i pogrążyłam się w myślach.
- Jestem w Los Angeles zaledwie 10 godzin, a ludzie mnie już nienawidzą. - powiedziałam. - Nie znam tu jeszcze żadnej kobiety prócz Natalii.. czego ona by ode mnie chciała. - szukałam odpowiedzi.
- Nie wiem cukiereczku. Dowiemy się kto to.
W drodze do biura rozmawialiśmy o naszych przemyśleniach dotyczących naszej pierwszej wspólnej sprawy. Musiałam zacząć panować nad emocjami, bo patrząc na Dona miałam takie grzeszne myśli, że rumieniłam się, a nie chciałam tego pokazać partnerowi. Oparłam się wygodnie na siedzeniu i starałam się zrelaksować. Słuchając jego pomysłu na tok wydarzeń w motelu jechaliśmy pod budynek główny policji.
- A więc o co chodzi? - spytał trochę podenerwowany Pan Grass.
- O Pańską córkę. - odpowiedziałam.
- Co z Angelicą? Nie zapłaciła zaległych mandatów, tak? Ja ureguluję to, ile to będzie? - spojrzał się na nas wyciągając portfel z kieszonki w marynarce.
- Nie o to chodzi. - odparłam, ale nie umiałam dokończyć. - Ona..
- Nie żyje. Bardzo nam przykro. - Dokończył Don.
Podziękowałam mu wzrokiem. To mój pierwszy dzień, a już informuję rodzinę o ich stracie. Pewnie z czasem będę opanowana i nie będę reagowała tak emocjonalnie. Po krótkiej chwili zamysłu spojrzałam na mężczyznę. Siedział teraz z rękami złożonymi w pięści, był czerwony, a z oczu popłynęła pojedyncza łza. Wzruszył mnie ten widok, ścisnęło mnie gardło i nie umiałam nic z siebie teraz wydusić.
- Kto to zrobił? Jak zginęła? - dopytywał się żądny informacji ojciec.
- Została zamordowana. Jej ciało zostało znalezione w motelu przy wschodnim wylocie z miasta. Myślimy jednak, że znała mordercę. Pracujemy nad tym, złapiemy go. - powiedział Don zapewniając ojca.
- Ile ludzi pracuje nad tą sprawą? - nie dawał za wygraną Pan Grass.
- Moja ekipa liczy 5 osób, ale są to najlepsi policjanci w Los Angeles. Właśnie tworzony jest portret pamięciowy zabójcy, a technicy przeglądają nagrania z monitoringu. - mówił spokojnie Don.
- 5 osób?! Moja córka nie żyje, a tego gnoja szuka tylko 5 osób! - teraz pan Grass wstał i nerwowo przechadzał się po salonie. - Dzisiaj dam ogłoszenie do prasy i telewizji. Wyznaczam nagrodę, 50 tys. dla tego kto da informację o tym, gdzie podziewa się ten dupek. Chce go mieć! - unosił głos.
- Proszę Pana, z całym szacunkiem, ale to nie jest dobry pomysł. - wtrąciłam się, a Don patrzył na mnie z zaciekawieniem. - Rozumiem pańską stratę, ale jeśli damy takie ogłoszenia w prasę to sprawa nabierze rozgłosu, możemy przestraszyć mordercę, a na centralę będą dzwonić ludzie, którzy potrzebują pieniędzy, a to najłatwiejszy sposób na zarobek. - ciągnęłam. - Niech Pan da nam szanse, damy radę. - zapewniałam.
- Zgadzam się ze swoją partnerką. Taka nagroda tylko zrzuci nam więcej niepotrzebnych obowiązków, a wszystkie tropy trzeba sprawdzać. - dorzucił Don.
- Dobrze, w takim razie daje wam 24 godziny. Nie będę czekał dłużej, wiem jak działa policja w dzisiejszych czasach. - odparł zły i wyżywał się właśnie na nas.
- Dobrze. A czy Angelica miała chłopaka, wrogów? Wie pan gdzie wychodziła ostatnim razem? - spytałam szukając nowych informacji.
- Nie ma chłopaka. Wiedziałem, że pod tym względem jest wybredna, a i rodzina musiała kawalera zaakceptować. Wrogów ma każdy bogacz, dużo osób zazdrości nam majątku. A ostatni raz widziałem ją w piątek wychodziła do klubu na imprezę, mówiła, że nie wie kiedy wróci.
- A co to za klub?
- V club o ile dobrze pamiętam.
- Dziękujemy. W takim razie my zabieramy się do pracy. Dziękujemy za potrzebne informację.
Wstaliśmy i uściskami dłoni pożegnaliśmy się. Wyjście znaleźliśmy sami. Pan Grass dzwonił do kogoś. Do samochodu szliśmy w milczeniu. Ja przetwarzałam zdobyte informację i myślałam, kto to może być. Don coś pisał w telefonie, więc w ciszy zajęłam miejsce w hummerze i czekałam aż skończy pisać. Kiedy skończył poprosiłam go o podjechanie do domu.
Wchodząc po schodach do pokoju Don zaproponował, że zrobi nam kawę. A kawa była mi bardzo potrzebna, bo od rana żadnej nie wypiłam. Otworzyłam drzwi, klucze i torebkę rzuciłam na komódkę, a sama poleciałam do walizek. Otworzyłam tę, w której miałam bluzki, koszulki i inne takie ciuszki. Wybrałam czerwoną tunikę, ale tylko dlatego, że była na wierzchu walizki, a nie chciałam chomikować, kiedy to partner jest w pobliżu. Położyłam ją na łóżku i skoczyłam do łazienki się odświeżyć. Umyłam zęby, bo od rana krzyczały o świeżość i uczesałam włosy, zrobiłam lekkiego koka i wróciłam do sypialni. Stałam tyłem do wyjście w samym biustonoszu, kiedy wszedł Don. Pierwsze co zrobiłam to się odwróciłam do niego przodem, czego od razu pożałowałam.
- Odwróć się! - krzyknęłam trochę speszona.
Odwrócił się posłusznie podśmiewając się pod nosem. Szybko nałożyłam tunikę i podeszłam do niego. Wzięłam swój kubek i uśmiechnęłam się. W sumie nie wiem dlaczego, ale bawiła mnie ta sytuacja, w sumie też chciałabym żeby wyniknęło z tego coś więcej.
- No wiesz co? Miało się rozkręcić a Ty wszystko popsułaś! - powiedział zasmucony.
- Chodź wypijemy spokojnie a potem do pracy. Trzeba złapać tego typa. - powiedziałam i poszłam zająć miejsce.
Usiedliśmy obok siebie i zaczęliśmy rozmawiać. Z początku rozmowa była dosyć płytka, tematy dotyczyły filmów, zespołów, zainteresowań... dużo też żartowaliśmy. Jednak po dłuższej chwili tematy stały się dość poważne. Nie wstydziłam się na nie odpowiadać, nie czułam się skrępowana. Przyznam szczerze, że rozmowa z Donem przynosiła mi lekkość i ukojenie nerwów związanych z pracą. Odpływałam w tę przyjemniejszą stronę. Szczególnie, że w mojej wyobraźni Don nie siedział na tej kanapie tylko leżał i całował mnie gorąco. Z zamyślenia i marzeń wyrwał mnie jego głos.
- A tak właściwie Pani Snow, czemu wstąpiłaś do policji?
- Mam odpowiedzieć szczerze? - zaśmiałam się lekko nerwowo, bo wiedziałam, że mój powód był dość błahy.
- Tylko takich ludzi cenię. - uśmiechnął się i szturchnął mnie delikatnie.
- A więc... tylko się nie śmiej! Do policji wstąpiłam tylko dlatego, że nigdy nie miałam powodzenia u chłopaków. - widziałam, że chciał się śmiać, ale potrafił się opanować, słuchał dalej. - Fakt, że to od zawsze lubiłam ich towarzystwo i najwięcej miałam znajomych właśnie płci męskiej, ale dla wszystkich byłam siostrą, koleżanką, przyjaciółką. Nikt nie traktował mnie tak, jak tego pragnęłam. No, więc wstąpiłam do policji, żeby dalej żyć w strefie męskiej, odpowiada mi po prostu towarzystwo, ale też chciałam wzbudzić respekt wśród wszystkich dziewczyn, które zazdrościły mi przystojnych braci. - zaśmiałam się na samo wspomnienie o tej sprawie. - A Ty dlaczego?
- Ja? Ja dlatego, że od zawsze kręciły mnie mundury, a po drugim jest powiedzenie, że za mundurem panny idą sznurem. Wybrałem też taką służbę, ponieważ dziadek był wojskowym, poległ na misji w Afganistanie, a brat był policjantem. Niestety straciłem go 6 lat temu, kiedy został postrzelony na swojej służbie. Zasłonił kobietę swoim własnym ciałem...
- Oh tak bardzo mi przykro. - powiedziałam kładąc moją rękę na jego. - Przepraszam, że zapytałam.
- Nie szkodzi. Nie wiedziałaś to po pierwsze, a po drugie z Tobą przyjemnie mi się rozmawia i czuję, że nie będziemy mieć tematu tabu.
- No coś w tym jest. - powiedziałam. - Ale mimo wszystko już pierwszego dnia widziałeś mnie w staniku! Uważaj na siebie, bo potrafię drapać. - powiedziałam niby groźnie, ale i tak nie umiałam utrzymać poważnej miny.
- Oj tam! Zgrabna jesteś, sama przyjemność dla oczu. - spojrzał na mnie takim wzrokiem... ummm nie umiałam tego opisać, ale miałam ochotę przytulić się do niego i pocałować go namiętnie.
- No cóż. Koniec tego dobrego. Zaniesiesz kubki? Ja zamknę drzwi. - odparłam poganiając go z kanapy.
- Pewnie, spotkamy się na dole.
Don wyszedł. Ja idąc do wyjścia wzięłam torebkę, zamknęłam drzwi i zbiegłam ze schodów. Do samego końca zostało mi kilka schodów, ale straciłam równowagę. Jednak zamiast szukać barierki żeby się potrzymać przyjrzałam się kobiecie stojącej w progu. Była wysoka, o ciemnych włosach. Przyglądała mi się nienawistnie. Kiedy usłyszałam kroki na schodach, obróciłam się, a kiedy ponownie wróciłam wzrokiem na przejście, jej już nie było.
- Matko! Jas nic Ci nie jest?! - podbiegł Don i pomógł mi wstać.
- Nie. Jestem ciamajdą. Wszystko dobrze. Boli trochę kostka, ale dam radę.
- Co się stało? - pytał przejęty.
- Zbiegałam po schodach, kiedy zobaczyłam w przejściu o tam jakąś ciemnowłosą. Niby nie wyglądała groźnie, ale jej wzrok mówił, że najchętniej by mnie rozszarpała. - odparłam poprawiając włosy.
Oczywiście do samochodu już nie mogłam iść sama, Don mnie prowadził pod rękę jak małą dziewczynkę przez co czułam się że zaraz wybuchnę, ale z drugiej strony podobało mi się to, bo był taki czuły i opiekuńczy. W samochodzie zapięłam pasy i pogrążyłam się w myślach.
- Jestem w Los Angeles zaledwie 10 godzin, a ludzie mnie już nienawidzą. - powiedziałam. - Nie znam tu jeszcze żadnej kobiety prócz Natalii.. czego ona by ode mnie chciała. - szukałam odpowiedzi.
- Nie wiem cukiereczku. Dowiemy się kto to.
W drodze do biura rozmawialiśmy o naszych przemyśleniach dotyczących naszej pierwszej wspólnej sprawy. Musiałam zacząć panować nad emocjami, bo patrząc na Dona miałam takie grzeszne myśli, że rumieniłam się, a nie chciałam tego pokazać partnerowi. Oparłam się wygodnie na siedzeniu i starałam się zrelaksować. Słuchając jego pomysłu na tok wydarzeń w motelu jechaliśmy pod budynek główny policji.
piątek, 21 czerwca 2013
3. Pierwsza sprawa, pierwsze wzloty i upadki.
Pierwsza piosenka Lopez dobiegła końca, a ja postanowiłam przyjrzeć się swojemu nowemu partnerowi. W końcu muszę wiedzieć jak wygląda i jaki jest... Nie skłamię jeśli powiem, że mnie kręci. Niestety minusem jest to, że razem pracujemy i nie mogę pozwolić sobie na romans z kolegą z pracy. Udawałam, że podziwiam miasto przez jego szybę i spoglądałam na jego wyraz twarzy. Na pierwszy rzut oka rzucały się oczywiście jego włosy, ciemny blond, więc chyba śmiało mogę stwierdzić, że jest cudnym szatynem i szarych i zabójczych oczach. Jeśli by tak w nie długo patrzeć, to na pewno w końcu zmiękłyby mi kolana. Kontur twarzy był ostry, ale nie groźny. Wyraz twarzy był przyjazny, ale mówił też coś w stylu "uważaj na mnie". Styl ubioru miał ciekawy i podobny do mojego. Łączył elegancję z nutką sportu. Wyglądał seksownie.. Musiałam palnąć coś głośniej, bo za chwilkę z zadumy wyrwał mnie jego głos.
- Mówiłaś coś? - uśmiechnął się czarująco.
- Nie, nic. Hym kto będzie na miejscu? - spytałam.
- Jared i Ryan. Badają już jakieś ślady i oczywiście Natalia. Poznasz ekipę.
- No to super, z tego akurat się cieszę.
Uśmiechnęłam się na całego a kiedy spojrzałam w jego oczach czułam, że mięknę i odwróciłam wzrok i udawałam, że zainteresował mnie budynek po mojej stronie. Miałam takie silne rumieńce na twarzy, a najgorsze było to, że zupełnie nad tym nie umiałam zapanować...
- Weź się w garść!- powiedziałam do siebie w myślach.
Po kilku krętych uliczkach w końcu dojechaliśmy na miejsce. Nie do końca wiedziałam czego mam się spodziewać. Trzymałam się blisko Dona i szukałam denata. O dziwo szliśmy w stronę obskurnego motelu. Nie wyglądał na zaniedbany, ale uroczy też nie był. Byłam ciut przestraszona, ale starałam się tego nie pokazywać. W końcu doszliśmy do pokoju 116 i tam zobaczyłam coś okropnego. Dziewczyna była blada jak ściana, w całym motelowym pokoju czuło się zapach stęchlizny i po prostu odchodzącą śmierć. Don podszedł do jakiegoś chłopaka, no z wyglądu był młody, ale tu wszystko może się zdarzyć. Ja może i miałam 25 lat, ale jeszcze czasem w sklepach pytają mnie o dowód kiedy kupuję alkohol. Chłopak trzymał aparat, więc stwierdziłam, że to musi być chłopak od robienia fotek śladów. Nie do końca jeszcze wiem jak się na takich specjalistów mówi. Podeszłam bliżej ciała. Obok kucała i sprawdzała coś blondynka.
- Cześć. - powiedziałam kucając po drugiej stronie. - Nazywam się Jasmine i jestem tu nowa. Wydaje mi się, że jesteś Natalia, zgadza się?
- Hej. Tak, jestem Natalia Montez, koroner czy też lekarz sądowy, kto jak woli. - uśmiechnęła się. Miała cudowny uśmiech, szczery i pełen blasku.
- Nie bardzo wiem o co spytać. Mam notesik, ale co mam zapisać? - spytałam lekko rozdrażniona tym, że nie wiem co mam robić, ale chciałam być pomocna, a nie stać z boku i się przyglądać.
- Zapisz to co Ci powiem.
- Dobrze, w takim razie co tu mamy? - spytałam pokazując długopisem na nieżyjącą dziewczynę.
- Dziewczyna, brunetka po 20-stce na pewno. Została uduszona. Widzisz ten ślad na szyi? To właśnie było coś w rodzaju linii, z której skorzystał nasz zabójca.
- Zapisałam. Czuje się jak dziecko, dalej nie wiem co mam robić. - było mi z tym bardzo źle.
- Powiem Ci, że ta dziewczyna to córka milionera Los Angeles. Nazywa się Angelica Grass.
- Co taka dziewczyna z dobrego domu robi w takim obskurnym motelu? - zapytałam prawie samej siebie, ale Natalia słyszała.
- To już Twoje zadanie. - zaśmiała się cicho. - Don rozmawia z Jaredem, a łazienkę przeszukuje Ryan. To chłopcy z naszej ekipy. Jak to się mówicie, jesteście technikami. Nie zapomnij założyć lateksowych rękawiczek.
- Dzięki Natalia za wprowadzenie. Rozejrzę się trochę.
Wstałam i do notatnika dopisałam dane o dziewczynie, jej imię i nazwisko. Podeszłam do okna tego pomieszczenia i rozejrzałam się po pokoju. Oczywiście mój wzrok musiał utkwić trochę na Donie, ale kiedy się na mnie spojrzałam szybko uciekłam wzrokiem na łóżko. Założyłam lateksowe rękawiczki i podeszłam do niego. Skoro dziewczyna z tak dobrego i bogatego domu znajduje się w takim miejscu...
- Na pewno chodzi o seks. - powiedziałam niechcący na głos.
- No cukiereczku szybko zabierasz się do roboty. - powiedział Don podchodząc do mnie. - Robimy to tu czy kulturalnie zmienimy lokum? - spytał szturchając mnie w ramię.
- Chciałbyś. - odparłam niby od niechcenia, bo byłam zainteresowana łóżkiem.
- Jared powiedział, że przy łóżku nie znaleźli prezerwatywy, więc na pewno nie chodzi o seks.
- Nigdy nie badałam miejsca zbrodni, ale daj mi iść na przód słuchając mojej intuicji. Czuję, że coś znajdę.
- Skoro tak uważasz. - odpowiedział, ale bacznie mi się przyglądałam.
Na początku zajrzałam pod łóżko. Głupio się czułam wypinając tyłek kiedy w pomieszczeniu sami chłopi, ale nie miałam wyboru, liczyła się praca. Pod łóżkiem nic. Przejrzałam szafki nocne, ale też nic. Nie poddawałam się i szukałam dalej. Podniosłam pościel i poduszki też nic... Hym...
- Mówiłem Ci cukiereczku, że tam nic nie ma...
Puściłam tą uwagę wolno i myślałam... Przecież nie sprawdzałam między ramą a materacem. Podniosłam materac i zaczęłam macać ręką szukając czegokolwiek. I się udało!
- No i co teraz powiesz, Payne? - powiedziałam do niego z wyższością pokazując mu zużytą prezerwatywę.
- No.. ten.. mówiłem, że nadajesz się do tej pracy.
Podszedł do mnie jak mniemam drugi technik Ryan i zabezpieczył dowód.
- Co myślisz? - zapytał mnie wkładając dowód do plastikowego woreczka.
- Hym.. Walić prosto z mostu?
- No pewnie, że tak. - Wtrącił się Don.
- No więc wydaje mi się, że skoro Angelica zgodziła się na seks w takim miejscu, to facet musi być bardzo bogaty, lub dobrze ustawiony.. Jeździ dobrym samochodem, jest prawnikiem albo lekarzem. Spodobali się sobie i wylądowali tutaj. - spojrzałam na dziewczynę. - Zostawił szampana na pół wypitego, musieli coś świętować. Coś też musiało mu się nie spodobać, jakiś bunt dziewczyny, coś ją bolało, albo przestał ją podniecać i się facet wkurzył. Taką mam teorie i jak? - spytałam zadowolona z siebie.
- Może być. Jared zdobądź od właściciela motelu nagrania z parkingu i korytarzy. Ryan- chce wiedzieć gdzie i z kim spędzała ostatni tydzień swojego życia.
- A ja? - spytałam czując się pominięta.
- Ty jedziesz ze mną do jej rodziców. Trzeba ich poinformować i zebrać informację. Sprawa ma być cicha, jeśli się o tym dowiedzą brukowce to będzie jedna wielka masakra. - powiedział do wszystkich.
Chciałam być twarda i wytrzymać ten obraz, który miałam przed swoimi oczami, ale nie zdołałam trzymać tego dłużej. Ten smród, rozkładające się ciało, pusty wzrok.. moja pierwsza bardzo głośna. Wybiegłam z motelu i schowałam się między samochodami. Wymiotowałam.. Ale wstyd.
- Uciekłaś. Chcesz chusteczkę? - śmiał się Don, ale widać było, że się martwi.
- Nic mi nie jest. To pewnie przez lot samolotem.
- Powiedz, że to przez ten widok nie będę się śmiać. - powiedział czule.
- Ty może i nie. Ale jestem jedyną dziewczyną, prócz Natalii, która jest przyzwyczajona i nie chcę dawać po sobie znać, że nie daję rady. Chce być szanowaną gliną.
- No już dobrze, dobrze. Lepiej? Musimy jechać.
- Tak.
W ciszy poszłam do jego samochodu, zajęłam swoje miejsce i otworzyłam sobie okno. Żeby nie było, mój dzień jeszcze się nie kończy, teraz najgorsze tak na prawdę. Powiedzieć rodzicom o śmierci ich jedynego dziecka. Don jechał spokojnie, co jakiś czas zerkając na mnie z czułością w spojrzeniu. Mówiłam mu setki razy, że jest wszystko dobrze, ale ten ciągle swoje. Zatrzymaliśmy się na najpiękniejszej ulicy jaką kiedykolwiek widziałam. Domy były duże i schludne, piękne płoty i ogrody, kwiaty i drzewa. Na parkingach i podjazdach do garaży stałe same markowe samochody.
- A więc to jest dzielnica bogaczy. - stwierdziłam podziwiając cudne domy jednorodzinne. Zaparkowaliśmy przed ceglanym domem z białymi wykończeniami. Don zgasił silnik, a ja wyskoczyłam z hummera. Szłam w stronę drzwi frontowych. Trochę się stresowałam, ale czułam obecność Dona.. byłam spokojna. Zapukałam do drzwi. Po kilku minutach drzwi otworzył mężczyzna. Na moje oko był dobre po 50stce. Był ubrany w dopasowany garnitur ze szklanką w ręku. Można wyczuć, że w tak piękny dzień pił sobie whisky.
- Słucham? - zapytał niewzruszony.
- Dzień dobry Panie Grass. Don Payne i Jasmine Snow z wydziału zabójstw, możemy wejść? - przedstawił nas kulturalnie Don.
- Bardzo proszę, tylko nie wiem czego policja poszukuje w moim domu.
*****
Hej! Na pomorzu piękna pogoda, normalnie szkoda siedzieć w domu i zaraz wychodzę na spacer z koleżankami. U was też pogoda cudna? Mam nadzieję, że tak i dobrze spędzacie ten czas, w jak najbardziej relaksujący sposób :) Kolejna notka, oby się podobała. Pozdrawiam i życzę wszystkim miłego dnia! :)
- Mówiłaś coś? - uśmiechnął się czarująco.
- Nie, nic. Hym kto będzie na miejscu? - spytałam.
- Jared i Ryan. Badają już jakieś ślady i oczywiście Natalia. Poznasz ekipę.
- No to super, z tego akurat się cieszę.
Uśmiechnęłam się na całego a kiedy spojrzałam w jego oczach czułam, że mięknę i odwróciłam wzrok i udawałam, że zainteresował mnie budynek po mojej stronie. Miałam takie silne rumieńce na twarzy, a najgorsze było to, że zupełnie nad tym nie umiałam zapanować...
- Weź się w garść!- powiedziałam do siebie w myślach.
Po kilku krętych uliczkach w końcu dojechaliśmy na miejsce. Nie do końca wiedziałam czego mam się spodziewać. Trzymałam się blisko Dona i szukałam denata. O dziwo szliśmy w stronę obskurnego motelu. Nie wyglądał na zaniedbany, ale uroczy też nie był. Byłam ciut przestraszona, ale starałam się tego nie pokazywać. W końcu doszliśmy do pokoju 116 i tam zobaczyłam coś okropnego. Dziewczyna była blada jak ściana, w całym motelowym pokoju czuło się zapach stęchlizny i po prostu odchodzącą śmierć. Don podszedł do jakiegoś chłopaka, no z wyglądu był młody, ale tu wszystko może się zdarzyć. Ja może i miałam 25 lat, ale jeszcze czasem w sklepach pytają mnie o dowód kiedy kupuję alkohol. Chłopak trzymał aparat, więc stwierdziłam, że to musi być chłopak od robienia fotek śladów. Nie do końca jeszcze wiem jak się na takich specjalistów mówi. Podeszłam bliżej ciała. Obok kucała i sprawdzała coś blondynka.
- Cześć. - powiedziałam kucając po drugiej stronie. - Nazywam się Jasmine i jestem tu nowa. Wydaje mi się, że jesteś Natalia, zgadza się?
- Hej. Tak, jestem Natalia Montez, koroner czy też lekarz sądowy, kto jak woli. - uśmiechnęła się. Miała cudowny uśmiech, szczery i pełen blasku.
- Nie bardzo wiem o co spytać. Mam notesik, ale co mam zapisać? - spytałam lekko rozdrażniona tym, że nie wiem co mam robić, ale chciałam być pomocna, a nie stać z boku i się przyglądać.
- Zapisz to co Ci powiem.
- Dobrze, w takim razie co tu mamy? - spytałam pokazując długopisem na nieżyjącą dziewczynę.
- Dziewczyna, brunetka po 20-stce na pewno. Została uduszona. Widzisz ten ślad na szyi? To właśnie było coś w rodzaju linii, z której skorzystał nasz zabójca.
- Zapisałam. Czuje się jak dziecko, dalej nie wiem co mam robić. - było mi z tym bardzo źle.
- Powiem Ci, że ta dziewczyna to córka milionera Los Angeles. Nazywa się Angelica Grass.
- Co taka dziewczyna z dobrego domu robi w takim obskurnym motelu? - zapytałam prawie samej siebie, ale Natalia słyszała.
- To już Twoje zadanie. - zaśmiała się cicho. - Don rozmawia z Jaredem, a łazienkę przeszukuje Ryan. To chłopcy z naszej ekipy. Jak to się mówicie, jesteście technikami. Nie zapomnij założyć lateksowych rękawiczek.
- Dzięki Natalia za wprowadzenie. Rozejrzę się trochę.
Wstałam i do notatnika dopisałam dane o dziewczynie, jej imię i nazwisko. Podeszłam do okna tego pomieszczenia i rozejrzałam się po pokoju. Oczywiście mój wzrok musiał utkwić trochę na Donie, ale kiedy się na mnie spojrzałam szybko uciekłam wzrokiem na łóżko. Założyłam lateksowe rękawiczki i podeszłam do niego. Skoro dziewczyna z tak dobrego i bogatego domu znajduje się w takim miejscu...
- Na pewno chodzi o seks. - powiedziałam niechcący na głos.
- No cukiereczku szybko zabierasz się do roboty. - powiedział Don podchodząc do mnie. - Robimy to tu czy kulturalnie zmienimy lokum? - spytał szturchając mnie w ramię.
- Chciałbyś. - odparłam niby od niechcenia, bo byłam zainteresowana łóżkiem.
- Jared powiedział, że przy łóżku nie znaleźli prezerwatywy, więc na pewno nie chodzi o seks.
- Nigdy nie badałam miejsca zbrodni, ale daj mi iść na przód słuchając mojej intuicji. Czuję, że coś znajdę.
- Skoro tak uważasz. - odpowiedział, ale bacznie mi się przyglądałam.
Na początku zajrzałam pod łóżko. Głupio się czułam wypinając tyłek kiedy w pomieszczeniu sami chłopi, ale nie miałam wyboru, liczyła się praca. Pod łóżkiem nic. Przejrzałam szafki nocne, ale też nic. Nie poddawałam się i szukałam dalej. Podniosłam pościel i poduszki też nic... Hym...
- Mówiłem Ci cukiereczku, że tam nic nie ma...
Puściłam tą uwagę wolno i myślałam... Przecież nie sprawdzałam między ramą a materacem. Podniosłam materac i zaczęłam macać ręką szukając czegokolwiek. I się udało!
- No i co teraz powiesz, Payne? - powiedziałam do niego z wyższością pokazując mu zużytą prezerwatywę.
- No.. ten.. mówiłem, że nadajesz się do tej pracy.
Podszedł do mnie jak mniemam drugi technik Ryan i zabezpieczył dowód.
- Co myślisz? - zapytał mnie wkładając dowód do plastikowego woreczka.
- Hym.. Walić prosto z mostu?
- No pewnie, że tak. - Wtrącił się Don.
- No więc wydaje mi się, że skoro Angelica zgodziła się na seks w takim miejscu, to facet musi być bardzo bogaty, lub dobrze ustawiony.. Jeździ dobrym samochodem, jest prawnikiem albo lekarzem. Spodobali się sobie i wylądowali tutaj. - spojrzałam na dziewczynę. - Zostawił szampana na pół wypitego, musieli coś świętować. Coś też musiało mu się nie spodobać, jakiś bunt dziewczyny, coś ją bolało, albo przestał ją podniecać i się facet wkurzył. Taką mam teorie i jak? - spytałam zadowolona z siebie.
- Może być. Jared zdobądź od właściciela motelu nagrania z parkingu i korytarzy. Ryan- chce wiedzieć gdzie i z kim spędzała ostatni tydzień swojego życia.
- A ja? - spytałam czując się pominięta.
- Ty jedziesz ze mną do jej rodziców. Trzeba ich poinformować i zebrać informację. Sprawa ma być cicha, jeśli się o tym dowiedzą brukowce to będzie jedna wielka masakra. - powiedział do wszystkich.
Chciałam być twarda i wytrzymać ten obraz, który miałam przed swoimi oczami, ale nie zdołałam trzymać tego dłużej. Ten smród, rozkładające się ciało, pusty wzrok.. moja pierwsza bardzo głośna. Wybiegłam z motelu i schowałam się między samochodami. Wymiotowałam.. Ale wstyd.
- Uciekłaś. Chcesz chusteczkę? - śmiał się Don, ale widać było, że się martwi.
- Nic mi nie jest. To pewnie przez lot samolotem.
- Powiedz, że to przez ten widok nie będę się śmiać. - powiedział czule.
- Ty może i nie. Ale jestem jedyną dziewczyną, prócz Natalii, która jest przyzwyczajona i nie chcę dawać po sobie znać, że nie daję rady. Chce być szanowaną gliną.
- No już dobrze, dobrze. Lepiej? Musimy jechać.
- Tak.
W ciszy poszłam do jego samochodu, zajęłam swoje miejsce i otworzyłam sobie okno. Żeby nie było, mój dzień jeszcze się nie kończy, teraz najgorsze tak na prawdę. Powiedzieć rodzicom o śmierci ich jedynego dziecka. Don jechał spokojnie, co jakiś czas zerkając na mnie z czułością w spojrzeniu. Mówiłam mu setki razy, że jest wszystko dobrze, ale ten ciągle swoje. Zatrzymaliśmy się na najpiękniejszej ulicy jaką kiedykolwiek widziałam. Domy były duże i schludne, piękne płoty i ogrody, kwiaty i drzewa. Na parkingach i podjazdach do garaży stałe same markowe samochody.
- A więc to jest dzielnica bogaczy. - stwierdziłam podziwiając cudne domy jednorodzinne. Zaparkowaliśmy przed ceglanym domem z białymi wykończeniami. Don zgasił silnik, a ja wyskoczyłam z hummera. Szłam w stronę drzwi frontowych. Trochę się stresowałam, ale czułam obecność Dona.. byłam spokojna. Zapukałam do drzwi. Po kilku minutach drzwi otworzył mężczyzna. Na moje oko był dobre po 50stce. Był ubrany w dopasowany garnitur ze szklanką w ręku. Można wyczuć, że w tak piękny dzień pił sobie whisky.
- Słucham? - zapytał niewzruszony.
- Dzień dobry Panie Grass. Don Payne i Jasmine Snow z wydziału zabójstw, możemy wejść? - przedstawił nas kulturalnie Don.
- Bardzo proszę, tylko nie wiem czego policja poszukuje w moim domu.
*****
Hej! Na pomorzu piękna pogoda, normalnie szkoda siedzieć w domu i zaraz wychodzę na spacer z koleżankami. U was też pogoda cudna? Mam nadzieję, że tak i dobrze spędzacie ten czas, w jak najbardziej relaksujący sposób :) Kolejna notka, oby się podobała. Pozdrawiam i życzę wszystkim miłego dnia! :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)