wtorek, 25 czerwca 2013

6. Mam Cię!

Całowaliśmy się gwałtowanie, porywczo... Tak jakby zaraz miało się stać coś okropnego. Uniósł mnie i niósł w stronę kanapy, usiadł... Nie odrywałam się od niego nawet na centymetr. W ten sposób starałam się zapamiętać jak najwięcej szczegółów z budowy jego ciała, jego gestów. Było tak namiętnie, tak cudownie... a ja oczywiście musiałam wszystko zepsuć.
- Don, Don. - oderwałam się od niego i złapałam oddech. - Wiesz, że nie możemy. Pracujemy razem.
- Cukiereczku pogodzimy to, damy radę. - i zaczął pieścić moją szyję.
- Don. - teraz wstałam. - Kręcisz mnie i to bardzo, nie potrafię się przy Tobie wystarczająco skupić, ale romans z kolegą z pracy nie wróży niczego dobrego. To też moja pierwsza sprawa nie chce tego zawalić. Przepraszam.. - powiedziałam ze smutkiem, teraz chciało mi się płakać.
- Rozumiem. W takim razie ja również przepraszam, odprowadzę Cię do sypialni. - chwycił mnie za rękę i poprowadził w ciemnościach.
- Don, na prawdę nie gniewaj się na mnie. Gdybym mogła tylko coś zrobić... - ciągnęłam, ale mi przerwano.
- Tak możesz. Połóż się i wyśpij, bo za 3 godziny pobudka i lecimy do pracy. - pocałował mnie w czoło. - Śpij dobrze.
- Dobranoc.
Zamknął drzwi. Kiedy jego kroki ustały odnalazłam łóżko i położyłam się spać.

- Ryan! Masz coś nowego? - spytał Don jak tylko weszliśmy do pomieszczenia.
- Tak mam. Profil, który stworzył Twój kolega okazał się bardzo przydatny i ze stu podejrzanych, do sprawdzenia mamy już tylko 10. Ja z Jaredem wezmę połowę, a wam oddamy tę drugą. Pójdzie szybciej.
- Jasne. Od kogo mamy zacząć? - spytałam.
- Tutaj macie wszystkie dokumenty. Tak się składa, że my wzięliśmy prawników, a wam zostali sami lekarze. Także do boju. Powodzenia. Zostało nam 14 godzin.
Wyszliśmy z budynku. Don cały czas ze mną dyskutował tak jakby sytuacja w nocy zupełnie nie miała miejsca. Nie wiedziałam czy mam płakać czy się cieszyć z tego powodu. Jedno jest pewne.. ma zabójcze ciało i super całuje. Jednak czemu został mi przypisany jako partner? Z tego co wiem Taylor dostał upomnienie za nocną głupotę i dzisiaj jeszcze mnie przepraszał. Pierwszym punktem na naszej liście był Thomas Jeffrey. Dobrze usytuowany lekarz, kardiolog. Dobrze zarabia, kawaler do wzięcia.
- Wiesz Don. Ten Jeffrey nie pasuje mi do naszego profilu. Spodziewałam się żonatego mężczyzny. A ten odskok to miała być dobra zabawa, a nie przypuszczał, że się tak to skończy.
- Nie wiem Cukiereczku. Zobaczymy. Mamy zapowiedzianą wizytę u niego w gabinecie. Masz wszystko?
- Tak, wszystko jest.
Lekarz upierał się, że nie znał żadnej takiej dziewczyny i kiedy sprawdziliśmy jego alibi, które okazało się prawdziwe, przeprosiliśmy za najście i opuściliśmy szpital. Z tego co wiedziałam reszta wizyt była niezapowiedziana. Po godzinie przesłuchaliśmy kolejnego lekarza, z którego nic nie wyciągnęliśmy, do tego był samotny, a jego alibi również się zgadzało. Zostało tylko trzech. Dwóch lekarzy zastaliśmy w prywatnej klinice, byli dobrymi kolegami, więc z Donem podzieliliśmy się, żeby też szybciej poszło. Don skończył szybciej co prawda, ale i żadna z naszych rozmów nie przyniosła żadnych efektów. Został ostatni, doktor Alan Cruger, żonaty z dwójką dzieci. Jechaliśmy do niego prawie pół miasta, bo jego dom stał na obrzeżach miasta.
- To tu. Jeśli tylko wpadnie Ci coś do głowy to pytaj Cukiereczku.
- Dobrze. Don.. - spróbowałam. - Jeśli chodzi o te nocne zajście to ja...
- Nie szkodzi. Poczekam. - przerwał mi. - Rozumiem, że nie chcesz zawalić pracy, pociągasz mnie i czasem ciężko będzie mi się opanować, ale dam radę. - zaśmiał się cicho. - A teraz Snow, do roboty!
Weszliśmy do mieszkania zaproszeni przez Panią Cruger. Ugościła nas domowymi wypiekami i ciepłą kawą. Po domu biegały dwa cudne szkraby. Bliźniaki, chłopiec i dziewczynka. Kobieta była miła i bez żadnego zastanowienia odpowiadała na pytania. Widać, że bardzo kochała swoją rodzinę.
- A czy mąż wracał późno z pracy?
- Tak, owszem. To bardzo dobry lekarz. Chirurg plastyczny. Często wyjeżdża na jakieś spotkania biznesowe i nie ma go kilka dni. Na przykład ostatnio był w Californii na dorocznym spotkaniu chirurgów. - ciągnęła dumna żona.
- A kiedy było to spotkanie? - spytałam zaciekawiona nowym faktem.
- To było jakoś w ostatni piątek. Wyszedł jakoś po 18, a wrócił dopiero w niedzielę po południu. Dzieciakom kupił fajne zabawki w ramach przeprosin, że nie był z nimi w dniu urodzin.
W tym momencie wymieniliśmy znaczące spojrzenia między sobą z Donem i wiedziałam, że trzeba drążyć ten temat. Co najgorsze trzeba było zapytać o niewierność partnera. A czy taka kobieta chciałaby wierzyć, że tak wspaniały ojciec i mąż ją zdradza?
- A jakim samochodem jeździ Pani mąż? Prywatny czy służbowy, i jaka marka? - spytałam.
- Prywatnym BMW. Dalej nic nie powiem, bo się nie znam. - zaśmiała się nerwowo. - A właściwie państwo w jakiej sprawie?
- Prowadzimy śledztwo w sprawie morderstwa młodej dziewczyny.
- Ojej. To straszne, ale co Alan ma z tym wspólnego? - spytała z nutką przerażenia w głosie.
- A jaki kolor, czarny? - ciągnęłam.
- Tak. Stoi w garażu. Ostatnio wie Pan co, ukradli mu tablice rejestracyjną. - kobieta wstała i podeszła do okna. - O właśnie mąż idzie, chętnie pomoże ująć sprawcę. - powiedziała po czym zniknęła w przedpokoju.
- Myślisz, że to właśnie Cruger ją zabił? - zapytałam po cichu Payna. - W końcu dużo rzeczy się zgadza.
- Zobaczymy jego reakcję. - powiedział.
Za nim doktor dotarł do salonu pozwolił sobie zjeść obiad, więc troszkę na niego poczekaliśmy. Ja korzystając z tego czasu rozeszłam się po salonie. Popijając pyszną kawę oglądałam zdjęcia rodzinne, które znajdowały się tak na prawdę wszędzie. Bliźniaki blisko taty uśmiechnięte i rozbawione. Ich urodziny, na każdym zdjęciu są z rodzicami i tworzą cudowną, kochająca się rodzinę. Po obejrzeniu kilku zdjęć zaczęłam zwracać na posturę pana Alana. Jak się okazało na moje oko, pasował wzrost, który oszacowałam. Był dobrze zbudowany. Przy ostatnim zdjęciu zatrzymałam się na dłużej. Na zdjęciu wręczano mu za coś puchar, był uśmiechnięty i chyba lekko wzruszony, a najbardziej moją uwagę przykuła czapka z daszkiem, którą miał na głowie. Po kryjomu schowałam to zdjęcie pod sweterek, który trzymałam w rękach. Kiedy akurat zajmowałam ponownie miejsce na kanapie, do salonu wszedł pan doktor.
- Dzień dobry państwu. W czym mogę pomóc? - spytał i rozsiadł się wygodnie na jednym z trzech foteli.
- Dzień dobry. - przywitał się grzecznie Don. - Czy mogłaby Pani zabrać dzieci? Chcielibyśmy porozmawiać z Panem na osobności.
- Ależ oczywiście. Dzieci chodźcie na ogródek. - powiedziała kobieta zamykając drzwi do salonu.
- Chodzi nam o Angelicę Grass. Została zamordowana.
Kiedy Don wymówił te słowa, mężczyzna zacisnął ręce w pięści i tak jakby przyjął postawę obronną. Chciałam mu zadawać pytania, dlaczego to zrobił i po co mu to było, ale czekałam na kolej partnera, nie do końca wiedziałam jak się wykłada karty na stół.
- To ta córka miliardera? Każdy ją znał z tych dziwnych jej wyczynów. Co też mieli z nią rodzice. - powiedział niby niezruszony.
- Wydaje nam się, że spotkali się państwo w jakimś klubie. Jakoś V club, czyż nie? - spytał Don, ale nie dając szansy na odpowiedź. - Poznaliśmy Pana po czapce ze zdjęcia, które znaleźliśmy u pana w domu.
Teraz ja wstałam i pokazałam zdjęcie właścicielowi. Trochę było mi go żal, w końcu miał wspaniałą rodzinę, a on wszystko zepsuł. W między czasie zadzwonił Ryan z opowieścią, że u nich nic ciekawego, po czym zdałam mu relację z naszej akcji.
- Zostaje Pan zatrzymany pod zarzutem zabójstwa Angelicy Grass. Wyjdzie Pan sam czy mam nałożyć kajdanki?
- Proszę dajcie mi tylko czas żeby pożegnać się z rodziną. Opowiem wam jak to było, tylko dajcie mi pożegnać dzieci, one są dla mnie wszystkim.
Przystaliśmy na tą prośbę. Chciał się przyznać to winy i wszystko nam opowiedzieć. Moja reakcja była jeszcze na tyle emocjonalna, że serce mi się krajało na widok, kiedy kucał przy dzieciach i coś im tłumaczył. Daliśmy mu 10 min. Odeszłam na bok żeby zadzwonić do Ryana, że sprawa zamknięta i mamy sprawce, gdy nagle słyszę.
- Snow, on ucieka! Dawaj od bramy wejściowej ja lecę za nim! - powiedział Don zaczynając pościg za nim.
Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej poleciałam jak błyskawica. Nie straszne były mi przeszkody, które śmiało pokonywałam. Widziałam Dona również był dość szybki, ale lekarz był cwany. Kręte uliczki i alejki żeby jak najszybciej móc na zgubić. W prawdzie nie znałam jeszcze planu miała i każdej uliczki, ale postawiłam na intuicję. Skręciłam w lewo i biegnąc między domami widziałam doktora. Szybko skręciłam w prawo i za chwilę biegłam już obok lekarza.. jedyne co nas dzieliło to jeden wielki, biały płot. Chciał mi się wymknąć, ale postawiłam wszystko na jedną kartę. Wskoczyłam na jakiś metalowy pojemnik i przedarłam się przez płot. Kiedy spadałam musiałam skręcić kostkę, bo ból był straszny, a ja nie byłam w stanie dalej iść. Starałam się jakoś wytrzymać ból, ale nie dawałam rady. Wyjęłam broń i wycelowałam. Strzeliłam. Zamknęłam oczy, bo jakaś mocniejsza ta broń niż w Miami, a kiedy znowu je otworzyłam Alan leżał na chodniku. Bałam się, że go zraniłam a co gorsza zabiłam. Starałam się do niego jakoś dostać, ale każdy kolejny krok sprawiał cierpienie. Koło niego był już Don. Zakładał mu kajdanki. Usiadłam i opatrzyłam kostkę.
- Musiałam ją mieć już jakoś nadwyrężoną jak spadłam z tych schodów. - powiedziałam kiedy podszedł Don. - A co z nim? Postrzeliłam go? - spytałam przerażona.
- Nie. Nawet go nie drasnęłaś. Strzeliłaś w powietrze, a on się przestraszył. Dobra robota. Zaraz będzie karetka to Ciebie zabierze. Spotkamy się w szpitalu.

Lekarz opatrzył moją kostkę. Zalecono mi chodź dwa dni wypoczynku, żeby noga mogła sobie spokojnie odpocząć od nowych wrażeń, których zdaniem lekarza miałam za dużo jak na pierwszy dzień w Los Angeles. Dostałam kule, żebym mogła się sama poruszać. Pomału schodząc ze schodów na dole czekała na mnie cała czwórka. Jared, Ryan, Natalia i Don. Uśmiechnęłam się na ich widok i chciałam zejść szybciej... oczywiście musiałam się poślizgnąć, jednak w porę złapał mnie Payne.
- Dzięki. Ratujesz mi życie. - powiedziałam z rozbawieniem.
- To co? Idziemy na jakąś imprezkę? W końcu rozwiązałaś swoją pierwszą sprawę! - powiedział zadowolony Jared.
- Młody, jest jeszcze sporo papierkowej roboty, a Jasmine jak widzisz potrzebuje odpoczynku. Może innym razem. - powiedziała Natalia, odwdzięczyłam się jej, był mi potrzebny odpoczynek.
Na parkingu się rozdzieliśmy. Jared i Ryan z Natalią pojechali do biura, pozałatwiać sprawy papierkowe. Pan Alan miał już adwokata i obstawialiśmy ile lat dostanie odsiadki. Ojciec Angelicy gratulował nam i przepraszam, że nie wierzył w tutejszą policję. Don odwiózł mnie do domu, pomógł wejść po schodach. Zostawił moje rzeczy w saloniku i szedł w stronę wyjścia.
- A Ty nie zostajesz? - spytałam zasmucona. - Ktoś musi się mną zająć... - uśmiechnęłam się kusząco. - Wiem co mówiłam... ale nie ja potrafię... - powiedziałam. - Chcę spróbować. Jeśli się nie uda, to zrezygnuje albo zmienię wydział.
- Kiedy Ty się nad tym zastanowiłaś? Jesteś tego pewna? - spytał Don.
- Przemyślałam to w drodze od sali po schodach aż do was. - zaśmiałam się. - Upadek wszystko zepsuł. Nie umiem jakoś trzymać się z daleka od Ciebie, a jak na Ciebie patrzę to nie chcesz wiedzieć co dzieję się w mojej głowie... - zarumieniłam się.
- Ja myślę takie rzeczy odkąd Ciebie zobaczyłem na lotnisku. A wziąłem Ciebie nie tylko dlatego, że mi się spodobałaś chociaż i owszem, ale masz dziewczyno dar, a tu masz szasnę rozwoju. Widzisz jak sobie świetnie poradziłaś!
- Cieszę się. Tylko mam jeden warunek. - powiedziałam.
- Co tylko chcesz Cukiereczku.
- Póki co nie pokazujmy, że jesteśmy parą. Chciałabym się na to jakoś przygotować, a co najważniejsze zacząć to godzić z pracą.
- Rozumiem, tak będzie. Chodź tu do mnie. - rozłożył ręce.
- Niezły żart! - zaśmiałam się.
Podszedł do mnie i pocałował mnie delikatnie. Tego dnia mogłam odpoczywać u jego boku i nikt miał nam nie przeszkadzać.
*****
Hej! Jak tam u was? Pogoda w Trójmieście właśnie padła trupem. Ciągle leje i mamy już zalane pierwsze ulice. A więc lato póki co u mnie dobiegło końca. Mam nadzieję, że notka się podoba. W dodatku mam remont i to tylko przeszkadza hehe.
Pozdrawiam! :*

6 komentarzy:

  1. Nie dopisałam tego w notce, ale jeśli byłby jakieś literówki to przepraszam :) Czasem tak szybko piszę, że myle te klawisze ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :) nie mogę doczekać się ich kolejnej sprawy:) co do pogody w Warszawie znowu pada :( popołudnie było ładne i słoneczne a teraz znowu pada :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to samo. Na zmianę pada i wieje. Gdzie te lato?:(

      Usuń
  4. Ciekawe zakończenie notki, jestem ciekawa jak się dalej potoczy ich związek, no i oczywiście jaka będzie następna sprawa. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. WOW :) interesujący blog:) I jestem pewna że gdyby było więcej postów to i tak wszystko przeczytałabym jednego dnia :)Zapraszam na mojego bloga, który ma więcej rozdziałów ale za to są znacznie krótsze od twoich :) przygodykat.blogspot.com :D Nie jest co prawda tego typu co twój za to mam nadzieję że też zostawisz po sobie jakiś ślad :D Czekam na następnego posta :D

    OdpowiedzUsuń