Wstałam rano jak zwykle przed budzikiem. Dzień zapowiadał się ciekawie, bo w pracy nadeszły zmiany. Pracuję w policji w Miami. Tutaj jest co robić. A czemu zmiany? Bo zmieniają mi szefa i partnera, bynajmniej tylko tyle wiem. Wyciągnęłam się na łóżku i poszłam pod prysznic. Ciepła woda obmywała moje ciało, a ja myślami szukałam swojego ideału. Po kąpieli związałam włosy, ubrałam się i wyszłam z domu. Do pracy miałam nie daleko i byłam uzależniona od pogody. Jeśli padało to jechałam samochodem, jak świeciło słońce szłam pieszo. Dzisiaj trasa minęła mi szybko, po drodze wstąpiłam po kawę i w sumie chwile później stałam już w holu głównym.
- Jasmine! - usłyszałam wołanie.
Odwróciłam się. W moją stronę biegł mój partner. Mam nadzieję, że tak zostanie.. dobrze mi się współpracuje z Davidem. Miał fantastyczną żonę i dwójkę cudownych dzieciaków. Zawsze mu tego zazdrościłam.
- No hej. Co tam? Wiesz kto będzie nami rządził? - zażartowałam.
- Hej. Nie mam pojęcia. Ponoć to straszna szycha i będą wyprowadzki. Tak mówił Rob wczoraj.. Jestem ciekawy co to będzie.
- Ja też.
Resztę drogi przeszliśmy w milczeniu. Popijając kawę zastanawiałam się kto to taki i o jakich przeprowadzkach wspomniał David. Wchodząc do wielkiej auli widzieliśmy wszystkich naszych kolegów, równie zestresowanych jak ja. Usiadłam na krześle i czekałam na rozwój wydarzeń. Po 15 minutach do pomieszczenie wszedł nasz szef Brook, a za nim nieznany mi mężczyzna. Przyglądałam mu się uważnie.
- Niezmiernie mi miło, że jesteście wszyscy na czas. - zaczął Brook. - Jak już wiecie przechodzę na emeryturę i zajmie się wami nie kto inny jak Inspektor Robert Morris. Ja już wychodzę, spokojna starość czeka, a was zostawiam w dobrych rękach. Grzecznie mi tu!
Pożegnaliśmy Brooka brawami, był dla nas dobrym szefem i dobrym znajomym. Wiedział kiedy jest czas na żarty i na poważną robotę. No nic.. wyszedł. Spojrzałam na Davida i czekałam.
- Witam. Nazywam się Robert Morris. Od dzisiaj jak to powiedział Brook zajmę się wami. Od razu mówię, że nasz budżet jest za mały, by was wszystkich, bardzo dobrych policjantów trzymać w Miami. Wraz z moimi ludźmi brałem pod uwagę wasze rodziny. Wyczytam teraz nazwiska, które zostają tu na swoich stanowiskach. Te osoby też będą mogły opuścić tę salę. Dla nich mam przewidziane jeszcze jedno spotkanie organizacyjne. A teraz nazwiska: Collin, Mark, Anders, Petterson, Vans, Lytee...
Jeny gdzie te moje nazwisko! Musi gdzieś tu być.. David już był, a ja! O co chodzi.. nie no pewnie zaraz mnie wymieni.
- I ostatni Miller. Te osoby proszę o opuszczenie auli. Zobaczymy się tutaj ponownie za 2 godziny.
Patrzyłam z przerażeniem na Davida. On wychodził a ja czekałam na swoją kolej. O co chodzi?! Czemu mnie nie wyczytał? David wyszedł za drzwi i spojrzał się na mnie z nadzieją. Posłałam mu blady uśmiech i czekałam. Kiedy wszyscy z listy opuścili aule Morris zaczął ponownie.
- Jak już wspomniałem, nie stać nas na utrzymanie tylu dobrych gliniarzy. Mój znajomy Wolfe z Los Angeles poszukuje dobrych ludzi, a ja mu ich podeślę. Każdy z was jednak zostanie przydzielony do innego wydziału...
- Zaraz, zaraz! To znaczy przeprowadzkę? - przerwał mu Taylor.
- Niestety tak. Dlatego wybraliśmy tylko tych, którzy nie posiadają tu własnych, założonych rodzin. Tak po prostu będzie łatwiej dla was. W LA macie wynajęte mieszkania, na czas póki sobie czegoś nie znajdziecie. Również postaraliśmy się o transport. Jutro o 10 przyjeżdża po was samochód i zabiera na lotnisko...
- Ale jak to sobie Pan wyobraża?! - uniosłam się. - Mam się przeprowadzić w ciągu nocy, zmienić otoczenie i zacząć nową pracę? Tylko dlatego, że nie mam męża i dzieci.. To chore! Mam dopiero 25 lat!
- Pani...
- Snow. Jasmine Snow.
- Pani Snow. Pani akurat trafiła na najlepszy wydział. Myślę, że odniesie pani duży sukces. Przepraszam bardzo, ale nie mam wiele czasu, czekają inni na sprawy do omówienia. Niestety od razu podkreślam, że nie można się nijak odwołać.
- Świetnie. - powiedziałam obrażana już na cały świat.
- A więc tak: Taylor, Sparks, Tayson- dochodzeniówka. I Pani Snow- wydział zabójstw.
Oniemiałam. Wydział zabójstw i ja? Niedowierzałam. Morris wyszedł. Panowie sobie gratulowali, a ja siedziałam wbita w te krzesło. Wszedł do auli David.
- No i co? - zapytał trochę zasmucony.
- Przeprowadzam się do Las Angeles. Wydział zabójstw wita.
- No co Ty?! To świetnie! - poskoczył uradowany.
- Ej, ej.. mam spakować się dzisiaj, dobrze wyspać i jutro jadę. Podstawią po mnie samochód i jadę na lotnisko. A to tylko dlatego, że nie mam męża ani dzieci... Masz szczęście...
- Ja? No tylko z tej strony, że zostaje tu. Ale zobacz wydział zabójstw! Wspaniale! Ale będziesz o mnie pamiętać? - spytał.
- No pewnie, że tak. Nawet postaram się wpaść na obiad. - uśmiechnęłam się. - No nic ja uciekam. Nie mogę się nawet odwołać, a muszę się spakować i wyspać, bo od jutra zaczynam nową pracę, wśród nowych ludzi i w nowym mieście.
Pożegnałam się z Davidem i wyszłam. Już nic nie mówiłam, podeszłam do swojego biurka i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Nie było tego wiele, prawie wszystko zmieściłam do torebki. Zostawiłam kartkę dla Davida i wyszłam. Droga do domu chodź krótka, ciągnęła się w nieskończoność. Otworzyłam drzwi, poszłam do pokoju i opadłam na łóżko.
Czemu zawsze jest tak, kiedy myślę, że będzie dobrze.. to.. dzieje się jeszcze gorzej! Byłam trochę zła, ale z drugiej strony David miał rację. Wydział zabójstw... w końcu jakiś awans i możliwość rozwoju w pracy. Zadzwoniłam do rodziców i pokrótce opowiedziałam im o moim przeniesieniu, poprosiłam o sprzedaż mieszkania. Kiedy już mama się wypłakała grzecznie się pożegnałam i zaczęłam się pakować. Rzeczy w sumie nie miałam za wiele. Nie było się dla kogo stroić, ani czasu na zakupy. Trzy walizki po 2 godzinach pakowania. Nie jest źle. Poszłam wziąć prysznic. Po odprężającej kąpieli schowałam jeszcze potrzebne klamoty do pudeł i kładłam się spać. Musiałam się wyspać.. jutro nie dosyć, że lecę do nowego miasta, to jeszcze z marszu zaczynam pracę.
*****
Hej! Mam nadzieję, że pierwsze opowiadanie się podoba :) Właśnie w takich klimatach będę tworzyć, postaram się też pisać regularnie. No cóż, komentujcie!
Pozdrawiam!!
śWITNE OPOWIADANIE - JESTEM TU DZIĘKI TEMU ŻE NAPISAŁAŚ NA BLOGU O lekarzach komentarz z linkiem do twojego- FAJNIE SIE ZACZYNA - BEDE CZYTAŁĄ :)
OdpowiedzUsuń