środa, 26 czerwca 2013

7. Jest słodko, ale trzeba być ostrożnym.

Dostałam od lekarza dwa dni wolnego, które zleciały w mgnieniu oka. Don nie zawsze mógł być przy mnie, w końcu on jednak musiał chodzić normalnie do pracy. Ze sprawą Angelicy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Moja noga na prawdę była w dobrym stanie, więc jutro wracam na szczęście do pracy. Powoli ruszyłam do łazienki żeby wziąć relaksujący prysznic. Kiedy woda obmywała moje ciało zastanawiałam się na tym czy dobrze zdecydowałam jeśli chodzi o mnie i Dona. Prysznic koił zmysły.. Wychodząc przeczesałam włosy rękoma, założyłam szlafrok i udałam się do sypialni żeby się ubrać. Wybrałam rurki, białą bokserkę i niebieską koszulę. Do torebki spakowałam potrzebne rzeczy i czekałam cierpliwie na partnera.

- Snow! - biegł do mnie Don.
- Słucham. - powiedziałam od niechcenia.
- Przepraszam Ciebie strasznie... nie mogłem się wyrwać a do tego padła mi komórka. - tłumaczył się.
- Jasne to nic. Co z tego, że czekałam na Ciebie 4 godziny zanim dotarłam do pracy. W końcu jakoś sobie poradziłam, ale wystawiłam się na pośmiewisko, że policjanta nie wiedziała gdzie stoi główny budynek policji. Nawet nie wiesz jak mi wstyd. - mówiłam zdenerwowana.
- Payne, Snow zapraszam do gabinetu.. - powiedział Liam wychylając się zza drzwi.
Nikt z nas nie wiedział o co chodzi. Z początku Liam mówił o jakiś swoich prywatnych sprawach.. Byłam tak zamyślona, że wyłapałam tylko słowa:
- Don mnie zastąpi. Gratuluję szybko rozwiązanej sprawy związanej z państwem Grass. Szczególnie gratuluję Tobie, Snow. - tu spojrzał na mnie. - Pierwsza sprawa i poszło Ci nieźle, z tego co słyszałem byłaś szybka i spostrzegawcza. - podał mi rękę w ramach gratulacji. - Nie będzie mnie tydzień, a jak wrócę wszystko tu ma być tak jak to zostawiłem. Payne - tu zwrócił się prostu do Dona - grzecznie mi tu. - powiedział to tak jakby wyczuł jakąś chemię między nami.
Po tej krótkiej rozmowie dowiedzieliśmy się, że mamy nową sprawę. Don i ja wsiedliśmy do samochodu i jechaliśmy na miejsce zbrodni. Z tego co wiem Ryan i Jared już tam są, ale tylko dlatego, że Ryan jest informowany jako pierwszy przez swoją Natalię. Przez całą drogę Don trzymał rękę na moim udzie, robiąc mi delikatny masażyk.. wiedziałam o co mu chodzi, ale musiałam się pilnować. Na ostatnich światłach za nim dotarliśmy na miejsce pocałowałam go namiętnie, ale dałam mu do zrozumienia, że teraz musimy się skupić na pracy.

Miejsce wyglądało na niezwykłe. Kiedy wysiadłam z samochodu zobaczyłam piękną przystań nad jeziorem. Była ładna pogoda i oczywiście wszystko musiało popsuć morderstwo. Szliśmy pomału, łatwo tutaj było o poślizg, a ja już jedną kontuzję mam za sobą i zrobiłam się pod tym względem bardzo ostrożna. Przed wejściem na miejsce musieliśmy pokazać odznaki, a potem weszliśmy na miejsce odznaczone żółtą taśmą. Don już do kogoś podszedł, a ja chyba standardowo podeszłam i przykucnęłam przy Natalii.

- Hej. Co mamy? - spytałam wyciągając notatnik.
- Mężczyzna, około 37 lat. Został postrzelony.. podejrzewam, że był to strzał z daleka. Ryan zabezpieczył kule, pójdzie do badań balistycznych.
- Coś jeszcze powinnam wiedzieć? - spytałam.
- To nikt ważny jeśli o to pytasz. - zaśmiała się. - Wiem tylko, że nawet teraz śmierdzi od niego alkoholem.
- No dobrze. Rozejrzę się troszkę. Słuchaj, a Ty tak na poważnie z Ryanem? - spytałam.
- Jejku to aż tak widać? - zarumieniła się. - Staramy się tego nie pokazywać w pracy, ale skoro Ty to zauważyłaś to znaczy, że kiepsko nam idzie. Ja uciekam do pracy. Powodzenia.
Wstałam od mężczyzny i podeszłam do linii drzew. Zawsze z większej odległości lepiej mi się obserwowało. Teren wyglądał na zadbany i to bardzo, więc co w takim miejscu robił ten facet. Pól namiotowych w pobliżu nie było, ale postanowiłam się upewnić. Podeszłam do jednego z obserwatorów widowiska, przedstawiłam się i zaczęłam zadawać pytania.
- Znał pan tego mężczyznę?
- Niestety nie. Pierwszy raz takiego tu widzę.
- A co pan robi w tych terenach? Są tu jakieś pola namiotowe? - pytałam.
- Pani zwariowała. - spojrzałam na niego krzywo. - Znaczy przepraszam... Chodzi o to, że gdzie tu pola namiotowe, jak tu są tereny łowieckie...
- Jak to łowieckie?
- Pani tu się biega z prawdziwą bronią i amunicją. Na zwierzynę się poluje...
- A kim pan jest?
- Jestem tutejszym leśniczym. Żeby ludzie mogli tu polować muszą prosić mnie o pozwolenie.
- Rozumiem.  W takim razie poproszę pana o informacje o stałych myśliwych, dokładne dane. Pójdę z panem. - powiedziałam.
Szłam z tym facetem przez las, co chwilę potykałam się o jakieś wystające korzenie drzew. W trakcie naszego spaceru cały czas mówił o tych myśliwych, a ja starałam się zapamiętać jak najwięcej informacji o wszystkich. Mężczyzna znał ten las jak własną kieszeń. Kiedy dotarliśmy do jego, hym.. można nazwać budki podał mi herbatę i dalej mówił o tym co wiedział. O tym lesie wiedział dużo więcej niż o polityce w kraju. Kiedy dostałam cały stos kopii dokumentów, które posiadał zostałam skazana na samotny powrót nad jezioro. Leśniczy udzielił mi wskazówki, że powinnam trzymać się linii dębów. Ha! Żebym ja jeszcze wiedziała jak taki dąb wygląda. Zaczęłam się śmiać sama z siebie i ze swojej głupoty. Szłam prosto przed siebie, myśląc, że tak właśnie trafię nad jezioro. Spojrzałam na zegarek... chodziłam sama już 30 minut i dalej nie widziałam linii brzegu jeziora. Spróbowałam zadzwonić do Dona, ale oczywiście brak sygnału. Zaczynałam panikować, bo moja orientacja w terenie była na poziomie zero lub jeszcze niżej. Zaczęłam się na prawdę bać.
- Gdzie ta cholerna linia dębów! - uniosłam głos gadając sama do siebie.

Przemęczyłam już nogę i kostka dawała po sobie znać. Usiadłam pod jakimś wielkim drzewem i zaczerpnęłam powietrza. Było jasno, ale odkąd tata szukał mnie w ulewie a ja biegałam wśród drzew straciłam ochotę na podróżowanie po lasach tym bardziej sama. Siedziałam tak i zaczęłam pogrążać się w myślach, coraz głębiej i głębiej. Próbowałam jeszcze raz zadzwonić ale brak sygnału... co gorsza bateria była na wyczerpaniu.
- Pomocy! Halo!
Jednak wśród drzew było głuche echo mojego głosu. Patrzyłam na zegarek, a czas leciał jak oszalały...
- Błagam niech mnie ktoś tu znajdzie!
Zaczynało brakować mi powietrza, chodź to śmieszne skoro miałam go pod dostatkiem. Próbowałam głęboko oddychać, gdy nagle zrobiło się ciemno...
*****

Hej! Co tam u was słychać? U mnie jakoś leci, dzień w pracy nawet udany. Chociaż pogoda mogłaby się poprawić. Jutro mam plan pojechać na jakieś zakupy, bo w lipcu i sierpniu czekają mnie dwa śluby kuzynek. Mam nadzieję, że kolejna część się podoba :) Staram się was cały czas zaskakiwać, mam nadzieję, że w jakimś stopniu to mi się udaje :) Pozdrawiam serdecznie!!

3 komentarze:

  1. Jak można urwać w takim momencie;/// Kiedy dodasz kolejną
    Zimno wieje i nic mi się nie chce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cookie jutro będzie nowa część :)
      Mi też nic.. mam remont w domu, a ledwo skupiam się żeby jakoś pomagać :o

      Usuń
  2. Ale ta Jasmine ma pecha, kostka, zgubienie się...
    Liczę tylko na to, że Don ją uratuje. ;)

    I spokojna głowa, udaje ci się nas zaskakiwać.

    OdpowiedzUsuń