Kiedy się przebudziłam dalej leżałam w tym samym miejscu. Zmieniła się tylko pogoda, znacznie się ochłodziło i ściemniło, ale nie było wieczora. Zbierało się po prostu na deszcz i porządną burzę. Oddychałam głęboko żeby nie zacząć panikować. Wypuściłam z siebie powietrze i wyliczałam co mam, a czego mi brakuje. Na szczęście z tego wszystkiego telefon dalej działał mimo tego, że bateria była na wyczerpaniu jakoś się trzymała. Spróbowałam zadzwonić do Dona, ale wciąż brak zasięgu. Wzięłam pod uwagę, że noga mi trochę odpoczęła i wstałam. Trochę ją rozmasowałam i postanowiłam iść dalej i wyjść stąd przed ulewą. Szłam przed siebie wypatrując linii brzegu jeziora, ale póki co nic. Po kilku minutach dobrego chodzenia usłyszałam strzał. Przykucnęłam pod drzewem sparaliżowana strachem... Po kilku sekundach drugi strzał i zapanowała cisza. Przestraszyłam się nie na żarty i zaczęłam biec przed siebie. Na oślep byle jak najdalej z miejsca, w którym się znajdowałam. Myślałam, że biegnę z całych sił, ale to nie pomogło. Kolejny strzał, ale tym razem trafił mnie. Spojrzałam na swój brzuch, który zaczął rozrywać mnie od środka... moja ulubiona koszula zabarwiła się na czerwono. Starałam się zatamować krwawienie, ale na darmo.. Krzyczałam głośno, ale to był już tylko niemy krzyk...
Lekko otworzyłam oczy. Nie widziałam nic więcej niż białe ściany i biały sufit. Oczy łzawiły, ponieważ było zbyt jasno w miejscu, w którym się znajdowałam. Pomału analizując szczegóły starałam się otworzyć oczy bardziej i dokładniej przyjrzeć się pomieszczeniu. Próbowałam się podnieść, ale kiedy tylko delikatnie się uniosłam zapłakałam z bólu i złapałam się za brzuch. Kiedy zobaczyłam jakieś dziwne rurki podniosłam się szybko i zaklęłam z bólu, ale zaczęłam odłączać ten sprzęt i próbowałam wstać na własne nogi. Wtedy do pokoju weszła pielęgniarka.
- Pani Jasmine proszę leżeć, takie ma pani zalecenia od lekarza. Została pani postrzelona i musi pani odpoczywać. - powiedziała pomagając mi z powrotem przyjąć pozycję leżącą.
- Ale co się stało? Gdzie ja jestem?
- Jest pani w szpitalu. Przywiózł tu panią jakiś mężczyzna po czym uciekł ze szpitala. Nikt nie wie kim jest. A co się pani stało. Zgubiła się pani w lesie nad jeziorem, a potem została pani postrzelona. Już jest wszystko dobrze, tylko musi pani wypoczywać.
- A gdzie Don?
- Pan Payne? Wypełnia dokumenty w recepcji. Chce panią wypisać, ale odradzamy mu to.
- Bardzo dobrze, chce stąd wyjść! - zaprotestowałam jak mała dziewczynka. - Szpitale mnie przerażają, chce wrócić do swojego pokoju..
- Wszystko rozumiem. Pan Payne zaraz do pani wróci.
Podczepiła mnie na nowo do aparatury i leżałam tak jak wielka poszkodowana. A ja tak bardzo chciałam podziękować temu kto mnie znalazł, który mnie tu przyprowadził. Chciałam mieć Dona przy sobie i znowu czuć się bezpieczna. Kiedy pielęgniarka wyszła włączyłam telewizję i oglądałam jakiś nudny serial czekając na partnera. Musiałam przysnąć bo obudził mi delikatny pocałunek.
- Dzień dobry cukiereczku. Jak się czujesz? - spytał zatroskany Don.
- Hej. Wszystko dobrze. Będę mogła wrócić do pracy? Chciałabym móc podziękować mężczyźnie, który mnie znalazł. Inaczej bym umarła w samotności w jakimś lesie podczas szukania linii dębów.
- Co? - spytał rozbawiony.
- Słuchaj poszłam z leśniczym po ważne dokumenty. Brzeg na którym znaleziono martwego faceta to teren myśliwych. Szłam do jego domku po dokumenty. On musi wystawić pozwolenie na polowanie, więc można wyłowić z tego potencjalnych morderców. Chce pomóc...
- Dziewczyno! Wymarzłaś! Kiedy trafiłaś do szpitala byłaś zimna jak lód do tego z wielką raną brzucha i to postrzałową. A Ty chcesz wrócić do pracy? Wypisałem Ciebie ze szpitala żeby mieć na Ciebie oko. Oficjalnie śledztwo przejął Ryan, a nas informuje na bieżąco.
- Chcę pomóc i pomogę.
Po południu mogłam już opuścić szpital. Don cały czas mi pomagał szczególnie na schodach kiedy każdy krok sprawiał olbrzymi ból. W sypialni położyłam się na łóżku i zadzwoniłam do Ryana. Zapytałam go jak idzie śledztwo i czy moja lista im pomogła. Jak się okazało moja lista w ogóle nie trafiła w ręce policji co bardzo mnie zmartwiło. Było tam wiele ważnych informacji. Postanowiłam poleżeć jeszcze chwilę i wybrać się do leśniczego... tym razem z Paynem żebym się nigdzie nie zgubiła. Zgodził się chodź niechętnie.. cały czas marudził jak mu z tym źle, że o siebie nie dbam. Przez całą drogę opowiadał mu jak wpadłam na pomysł zgubienia się w lesie i o próbie powrotu na miejsce do grupy. Śmiał się cały czas ze mnie, ale mimo wszystko widziałam, że się martwił.
- To tu. - powiedziałam pokazując palcem na dom leśniczego.
- No to chodźmy.
Idąc tak między drzewami cały czas podpierałam się Dona. Dawałam sobie radę sama, ale tak się o mnie bał, że pilnował mnie jak małej dziewczynki. Las wyglądał na przyjazny, ale to już nie dla mnie. Zapukaliśmy do drzwi lecz nikt nie otwierał. Rozejrzałam się dookoła, ale oprócz tysiąca drzew nie było widać żywej duszy. Mimo, że czułam się bezpiecznie było mi jakoś nieswojo. Zapukaliśmy kolejny raz, ale dalej cisza. Don zajrzał przez okno i usłyszałam tylko:
- Cholera! Dzwoń po karetkę i Ryana.
Wykonałam polecenie nie zastanawiając się długo o co chodzi. Don wyważył drzwi i wbiegł do środka. Stanęłam w drzwiach przerażona, a tak na środku wisiał leśniczy. Chciałam zacząć krzyczeć, ale nie byłam wstanie. Poinformowałam Ryana, ale po karetkę nie trzeba było już dzwonić.. Don stwierdził, że nie żyje, więc pozostało nam wezwać Natalię. Przytuliłam się do Dona, bo zrobiło mi się bardzo przykro.
- Don, czemu ja tak reaguje. Nie chce tak reagować. Pracuje w policji a moje emocje biorą górę. Nie chce taka być... nigdy nie będę profesjonalistką.
- Kochanie uspokój się. Jesteś też na lekach i być może to też jest spowodowane Twoimi reakcjami. Poza tym to jego widziałaś wczoraj jako ostatnia... to dla Ciebie szok. Nie możesz od siebie też dużo wymagać, jesteś w tym nowa.. dopiero się uczysz.
- Ale ja nie mogę taka być. Prawie krzyknęłam jak go zobaczyłam nie mówiąc nic o tym, że zbiera mi się na płacz.
- Przyjedzie Ryan z Natalią i Jaredem a my wrócimy do domu, odpoczniesz. Potrzebujesz tego i przestań protestować.
- No dobrze, ale zabierz mnie już stąd. - rozpłakałam się.
Czułam się jak jakaś naćpana. Te leki jakoś mnie ogłupiły, reagowałam tak jak tego nie chciałam i nie umiałam nic na to poradzić. Kiedy przyjechała reszta grupy powiedzieliśmy im wszystko co wiedzieliśmy i uciekliśmy do domu. Bałam się strasznie, byłam roztrzęsiona i płakałam z byle powodu. Rzeczywiście te leki działały na mnie negatywnie. Don był cierpliwy i co najważniejsze był ze mną podczas tych trudnych chwil. Cały dzień spędziliśmy na siedzeniu i rozmawianiu, a wieczorem usiedliśmy wygodnie na kanapie przed telewizorem i wkręciliśmy się w maraton filmowy. Było cudownie i grzecznie, chodź bardzo tego żałowałam. I kiedy był emocjonujący moment zadzwonił Ryan.
- Ryan? Co jest? - spytał Don.
= Mamy duży problem... Leśniczy musiał o czymś wiedzieć..
- Ryan mów szybko.
= W domku leśniczego są same odciski Jasmine, nawet na linie... no wiesz...
- Jak to? Przecież Jas go nie zabiła!! - wrzasnął Don.
= Wiem. Tym bardziej trzeba to wytłumaczyć.
- Dobra. Będziemy za godzinę na miejscu. Złapiemy tego gnoja co wrabia naszych!
Rozłączył się. Był tak zdenerwowany. Podał mi lekarstwa i posprzątałam po naszym już skończonym maratonie. Ubrałam się cieplej i czekałam na Dona. Kiedy był gotowy wziął mnie na ręce. Zamknęłam szybko drzwi i zbiegł po schodach ze mną na barana. Kiedy już siedziałam wygodnie w samochodzie zapytałam o co dokładnie chodzi.
- Kochanie... są ślady, że to Ty przyczyniłaś się do śmierci leśniczego.
Oniemiałam. Nic nie umiałam na to odpowiedzieć, chociaż wiedziałam, że nawet muchy bym nie skrzywdziła.
*****
Hej! Co tam u was? Przepraszam, że tak późno z notką, ale dzisiaj na prawdę zabrakło mi czasu :( Mam nadzieję, że udało mi się was zaciekawić :) Dzisiaj szukałam ogólnie butów do sukienek na śluby. Jedną mam różowo-czarną (różowy jest koronkowym materiałem) a drugą granatową (z koronki). Jakieś takie ładne te sukienki hehe, najgorsze jest to, że nie mogę znaleźć ładnych butów, które będą pasować do obu sukienek.. Może macie jakieś pomysły?
Pozdrawiam!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz