Wysiadłam z samochodu otępiała z informacji jaką przed chwilą usłyszałam. Mimo tego iż byłam pod wpływem leków starałam się z całych sił nie płakać, chociaż łzy jak szalone cisnęły mi do oczu. Szłam w stronę żółtych policyjnych taśm. Bolał mnie brzuch, ale ten ból był jakiś... hym.. do zniesienia. Podeszłam do Ryana, bo musiałam mu wszystko jeszcze raz powiedzieć co działo się wczoraj. Nie wiem jakim cudem moje odciski znalazły się dosłownie wszędzie skoro dzień wcześniej dotykałam zaledwie kilku rzeczy. Drukarki, kubka, stolika i krzesła... A moje odciski są wszędzie.
- Don ja tego nie zrobiłam... jak ja mogę pomóc? - pytałam przerażona, ponieważ policjanci chcieli mnie skuć w kajdanki. - Czy to aby konieczne? Nigdzie nie ucieknę.. jestem stróżem prawa. - oburzałam się.
- Jasmine pojedziemy tam razem. Najgorsze jest tylko to, że w sprawę włącza się FBI...
- FBI? Przecież ja go nie zabiłam! - mówiłam podenerwowana.
- Spokojnie. Chodź jedziemy do biura, już tam czekają.
Szłam za Donem nie bardzo zastanawiając się nad tym co mam powiedzieć. Bardziej zastanawiało mnie kto mnie tak wrabia.. Moje podejrzenia padły od razu na mężczyznę, który zostawił mnie w szpitalu a potem uciekł... Chociaż nie wiedziałam też kto mnie postrzelił w tym lesie. Opuszczając lekko szybę w hummerze cichutko płakałam. Wiatr owiewał mi twarz a ja ledwo widząc szukałam odpowiedzi i znaków na niebie.
- Czemu to akurat mnie musi się przydarzyć? Nawet nie znam miasta, nie znam ludzi prócz naszej grupy i Liama. Wierzysz mi, prawda?
- Oczywiście kochanie. FBI usłyszą to co masz do powiedzenia i puszczą Ciebie wolno.
Już nic nie mówiłam. Oszczędzałam siły, bo musiałam stoczyć ciężką bitwę z władzami, które mają większy wpływ na otoczenie niż wydział zabójstw. Nie będę ukrywać, że bardzo się bałam.. Nie wiedziałam co mam z sobą począć, czułam się tak jakby cały świat obrócił się przeciwko mnie i jeszcze dla frajdy uderzył mnie w policzek. Bolało. Dobrze, że Don mi wierzył, tak samo jak ekipa. Chodź znali mnie krótko nie tracili we mnie wiary i mieli nadzieję. Kiedy dojechaliśmy pod budynek policji czułam się tak jakbym miała zaraz zapaść się pod ziemię. Szłam obok Dona, a za mną dwóch policjantów w mundurach nadzorujący każdy mój krok. W windzie patrzyli się na mnie z odrazą. A najgorsze jest to, że to jeszcze nie koniec. Wysiedliśmy na trzecim piętrze i poszliśmy do pokoju przesłuchań.
- Będzie dobrze. Mów wszystko tak jak było. Wierzę w Ciebie, Snow. - pocałował mnie w czoło.
Uśmiechnęłam się niby dla pocieszenia, ale zamiast ładnego uśmiechu wyszedł krzywy grymas. Usiadłam w pokoju tam gdzie zawsze zajmowała miejsce policja. Po 5 minutach zrozumiałam, że akurat dzisiaj zajmuję te drugie miejsce. Przesiadłam się i teraz siedziałam na przeciw lustra weneckiego. Nie mogłam ukazywać żadnych emocji, bo za pewne już na mnie patrzyli i oceniali moje reakcje z nad przeciwka. Znałam takich typów jak oni. Jeszcze w Miami kazali mi na nich uważać... Czekałam i czekałam, aż do pokoju w końcu weszło dwóch mężczyzn. Byli dobrze zbudowani, w dopasowanych garniturach. Jeden wprawdzie bardziej wysportowany od drugiego, oboje mieli jasne włosy, ale to nie robiło z nich aniołów. Jeden usiadł na przeciwko mnie, a drugi stał z boku. Mieli już na mnie dowody, a teraz musieli tylko na mnie wymusić przyznanie się do winy, żeby było po sprawie.
- Pani Snow jak długo pani pracuje w policji? - spytał jeden z nich.
- 3 lata. Znam procedury i byłoby mi bardzo miło gdyby się panowie przedstawili. - powiedziałam cierpko.
- Ah tak. Agenci Ian Bosso i Alan Cooker. - powiedział drugi. - Proszę nam powiedzieć o sytuacji z dzisiaj.
- Kiedy wyszłam ze szpitala wróciłam do pracy żeby pomóc kolegom w prowadzeniu śledztwa. - powiedziałam najkrócej jak to było tylko możliwe.
- A co działo się wcześniej?
- Wcześniej to znaczy? Proszę o konkretne pytania. - poprosiłam najuprzejmiej jak potrafiłam, chociaż miałam teraz tyle jadu w sobie do nich, że to był po prostu cud.
- Wcześniej.. - wpadł w zakłopotanie. - To znaczy wczoraj dokładnie od momentu przyjazdu na miejsce zbrodni.
- Przyjechałam z detektywem Donem Payne na miejsce zbrodni. Kiedy już tam dotarliśmy to się rozdzieliliśmy. Mój partner podszedł do innego policjanta i o czymś za pewne rozmawiali, a ja podeszłam do Natalii Montez, naszego lekarza sądowego żeby zapytać o przyczynę zgonu. Następnie podeszłam do jednego z osób stojących za taśmą i jak się okazało był to leśniczy, który dzisiaj został zamordowany. - wzięłam głęboki wdech. - Przekazał mi ważne informacje dotyczące całego miejsca, w którym się znajdowaliśmy.
- Jakie dokładnie to były informacje? - przerwał mi ten chudszy blondyn.
- Mówił, że ten las to teren dla myśliwych i żeby móc z niego korzystać trzeba zyskać jego pozwolenie. Dowiedziałam się też, że ma on listę osób, które korzystają z tego terenu dość regularnie. Poszłam za nim do tej jego leśniczówki i wtedy podał mi herbatę i rozmawialiśmy na temat tego lasu i tych mężczyzn. Znał każdego dosyć dokładnie, bynajmniej posiadał bardzo cenne informacje.
- Pan Ryan wspomniał coś o dokumentach od leśniczego, co to było? - znowu mi przerwano.
- Gdyby mi pan nie przerywał już by pan wiedział. - odcięłam się. - Właśnie tam leśniczy przekazał mi kopię dokumentów, czyli imiona i nazwiska, numery seryjne broni tych osób. Niestety wrócić musiałam sama i zgubiłam się. - przyznałam się niechętnie, teraz czułam się jak kretynka. - Usiadłam pod drzewem żeby zaczerpnąć chwilę powietrza. Po jakimś dłuższym czasie postanowiłam iść dalej i właśnie wtedy usłyszałam dwa strzały.
- Strzały?
- Tak strzały. Nie wiem czy były kierowane do mnie czy do zwierzyny. Po dwóch strzałach po odstępie zaledwie 30 sekund zostałam postrzelona w brzuch. Wiem, że straciłam przytomność, bo potem co pamiętam to szpital i rozmowę z pielęgniarką.
- Została pani postrzelona... co powiedziała pani pielęgniarka? - spytał ten siedzący naprzeciw mnie.
- Powiedziała, że przyniósł mnie tu jakiś mężczyzna, a kiedy przejęli mnie lekarze on uciekł.
- I tylko tyle?
- Tylko tyle. Coś jeszcze? Chciałabym pomóc kolegom w tej sprawie.
- Obawiam się jednak, że to nie będzie konieczne. Czy później była pani u leśniczego?
- Tak. Jak dowiedziałam się tylko, że nie zostały przy mnie znalezione kopie tych dokumentów poprosiłam Dona Payna żeby pojechał ze mną do leśniczówki żeby zdobyć je jeszcze raz. I wtedy właśnie mój partner znalazł leśniczego, nie żył, więc wezwaliśmy techników.
- A gdzie pani się wtedy podziewała?
- Wróciłam do domu, ponieważ przez leki nie byłam w stanie dobrze pracować. - odparłam krótko, tu akurat nie mogłam im powiedzieć, że leki mnie ogłupiły.
- Rozumiem. Proszę tu chwilę poczekać.
Agenci wyszli z pokoju przesłuchań. Czułam się tak jakby za chwilę miałam usłyszeć, że dostanę wyrok i to jeszcze maksymalny jeśli chodzi o wymierzenie sprawiedliwości. Patrzyłam się w lustro. Wiedziałam, że Don tam jest i na mnie patrzy. Miałam tylko nadzieję, że nadal patrzy na mnie tak samo, jakbym była bez winy, bo rozmowa z mężczyznami nie wróżyła niczego dobrego. Po jakiś 15 minutach wrócili do mnie i przerwali mi moje głębokie myśli.
- Czy cały czas pani bierze leki? - spytał jeden z nich.
- Owszem. Wczoraj zostałam postrzelona, czego się pan spodziewa?
- To my tu zadajemy pytania. Czy sprawiają one, że czuje się pani inną osobą, że coś jest nie tak?
Cholera! Musiałam im odpowiedzieć, bo inaczej wyszłoby, że coś ukrywam. Wstydziłam się jednak musiałam wyznać prawdę.
- Ekhm.. Faktycznie coś jest nie tak. Może lekarstwa są za silne, bo nie panuję nad swoimi emocjami.
- Rozumiem. Na teraz to wszystko, jednak zostanie pani pod nadzorem policji.
- Ale dlaczego? Przecież wam nigdzie nie ucieknę... Jestem gliną do cholery! - uniosłam głos co właśnie wpłynęło na moją niekorzyść.
Panowie wymienili między sobą znaczące spojrzenia i opuścili pokój. Zostałam sama i teraz było tak jakby te cztery ściany chciały mnie zaraz zgnieść w pył. Czekałam tak na policjanta, który miał mnie wyprowadzić, ale wszedł tylko Don. Nie był zadowolony, więc po samej jego minie można było wywnioskować, że jest gorzej niż myśleliśmy.
- Don proszę Cię powiedz, że mogę dalej pomagać w śledztwie. To są jakieś żarty, przecież ja nigdy muchy nie zabiłam a tu człowieka?! Proszę Cię uwierz mi.
- Wierzę Snow. Musimy iść.
Teraz to się przeraziłam. Jego emocje w stosunku do mnie wygasły. Powiedział do mnie po nazwisku nie pokazując przy tym żadnych emocji. Czułam, że straciłam właśnie wszystko. Twarz, imię, szacunek i faceta za którym szalałam. Odprowadził mnie do policjanta, który oznajmił mi, że zawiezie mnie do domu i będzie mnie pilnował.
- Świetnie, gorzej być nie może! - krzyczałam w duchu.
Nie mówiłam nic. Słowa tu nie były potrzebne. Szłam bez słowa obok policjanta, który nazywał się chyba Stics. Wsiadłam do radiowozu nie z przodu lecz z tyłu i jechałam do mojego apartamentu. Wchodząc po schodach skręcałam się z bólu, ale go to nie obchodziło. Stał za mną i czekał aż pokonam całą odległość do mieszkania. Kiedy otworzyłam drzwi i chciałam go zaprosić do środka, powiedział, że pilnowanie polega na staniu pod drzwiami i pilnowaniu bym nie opuściła budynku. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Torebkę położyłam na kanapie i poszłam do łazienki. Stojąc przed lustrem rozpłakałam się, w końcu mogłam sobie na to pozwolić... teraz jestem sama. Wyglądałam jak jedno wielkie chodzące nieszczęście. Stałam tak z dobre 10 minut...
- Dziewczyno weź się w garść! Udowodnij im, że to nie Ty to zrobiłaś! - powiedziałam sama do siebie.
Kiedy to powiedziałam zrozumiałam, że nie mogę się poddawać i muszę o siebie zawalczyć. Nie mogłam wziąć dokładnego prysznica ze względu na opatrunek, więc obmyłam się. Założyłam nowe ciuchy i wyszłam z pokoju zrobić sobie kawę. Oczywiście mój cień dotrzymywał mi kroku. Był w porządku, więc postanowiłam go poczęstować zaparzoną przeze mnie kawę. Przyjął kubek i odprowadził z powrotem do pokoju. Wzięłam telefon i zadzwonił do Dona.
- Don, ktoś mnie wrabia! Tylko komu ja pomogłam podpaść w tym mieście, skoro znam tylko was?
= Nie wiem Cukiereczku. Przepraszam Ciebie za to co działo się po wyjściu z pokoju, ale mnie też mają na oku.. musimy uważać. Ryan twierdzi, że nie miał żadnych papierów od Ciebie, ani żadnych z Tobą nie dostarczono do szpitala. Czyli mężczyzna, który Ciebie odstawił do szpitala miał do nich dostęp.
- Czyli musiało być tam coś co go obciążało.
= Racja. Pamiętasz jakieś nazwiska? Cokolwiek. Jakiś szczegół?
- Wiesz, najwięcej gapiłam się na pierwszą kartkę. Było tam nazwisko Eppes. Tylko tyle. Mogę zrobić listę z rozmowy, którą odbyłam u leśniczego wczoraj. Może coś tam znajdziecie, przyda się wam?
= Przyda się wszystko. Będę ze godzinę.
Don właśnie wyszedł. Najgorsze było to, że nie mieliśmy chwili prywatności, więc nie mogliśmy pokazać swoich prawdziwych uczuć. Siedziałam tak na kanapie nic nie robiąc, a o dziwo czas leciał mi dosyć szybko. Włączyłam telewizję akurat trafiłam na program "Jaka to melodia?". Lubiłam śpiewać, to było takie moje potajemne hobby. A skoro tu nikogo nie było, a mój cień dalej siedział pod drzwiami mogłam sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. Piosenki leciały dosyć nowe, więc miałam problem ze słowami, ale tytuły znałam. Mimo tego, że mój dzień dzisiaj to jedna wielka klapa to chodź chwilę mogłam się dobrze bawić i zapomnieć o nieszczęściu jakie mi się przytrafiło. Mijała mi tak dobra godzina, kiedy usłyszałam jakąś szarpaninę. Nie wiedziałam o co chodzi, więc najszybciej jak mogłam podbiegłam do drzwi. Kiedy je otworzyłam widziałam zamaskowaną postać w kapturze, trzymała nóż. Spojrzała na mnie. Widziałam ten sam wzrok złości i nienawiści jak wtedy, kiedy wpatrywała się we mnie ta czarnowłosa kobieta z pierwszego dnia mojego pobytu tutaj. Wzięła i popchnęła Sticsa na mnie. Niestety nie utrzymałam go i razem polecieliśmy tyłem do mojego pokoju. Mnie zabolał brzuch, ale wyszłam szybko spod niego i sprawdziłam puls. Przyłożyłam apaszkę, która leżała na komodzie i poszłam szybko wezwać pomoc.
Kiedy przyjechali zabrali ze sobą policjanta, a ja musiałam szybko zameldować policję i FBI o tym zdarzeniu. Don miał zaraz u mnie być po informacje zanim dopadną mnie Ci w garniturach. Zamknęłam drzwi i przerażona stałam jak wryta mając cały czas przed sobą oczy, które nienawistnie się we mnie wpatrują...
*****
Hej! W końcu weekend! :) Co tam u was? Jakie plany? Ja mam nadzieję, że uda nam się skończyć ten remont w końcu...no, a ze znajomymi idziemy w sobotę na koncert Lady Pank, a w niedzielę na Czesława Mozilla. Mam nadzieję, że chociaż pogoda nam dopisze, bo zaczyna się rozpogadzać, ale to wciąż nie to co było hehe :)
Jeśli macie chwilę to zapraszam do odsłuchania dwóch piosenek, które dzisiaj za mną chodzą przez cały dzień :)Use Somebody- Kings of Leon i Sex on fire- Kings of Leon. Pozdrawiam!! :)
super :)zapraszam do mnie http://szpitalalicji.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNo to się porobiło.
OdpowiedzUsuńAkcja jest, to mi się właśnie podoba. ;)
Weekend OK, trochę imprez, dzisiaj z kolei cały dzień na łonie natury, więc dopiero teraz nadrabiam blogowe opowiadania. ;)