wtorek, 23 lipca 2013

17. Jeszcze Ci pokażę.

Byłam taka zdenerwowana nowymi faktami, że nie potrafiłam nawet rozmawiać z Donem. Jechaliśmy autem w głuchej ciszy, w tle leciała jakaś smutna piosenka, a w dodatku zaczął padać deszcz. Pogoda pierwsza klasa! Po dłuższym czasie udało nam się dojechać na uniwersytet. Wysiadłam i podbiegłam do Dona. Złapałam go za rękę i już razem pobiegliśmy w stronę głównego wejścia. Przy wejściu pokazaliśmy ochronie odznaki i grzecznie wypytaliśmy o profesora McDylana. Oczywiście nie wiem czemu, ale ochroniarz uważał, że to bardzo dobry człowiek, który jest dobrze wychowany i pomaga zawsze każdemu, kto poprosi go o pomoc.
- Dziękujemy bardzo. - wyrwał mnie z zamyślenia głos Dona.
Poszłam za nim do windy. Jechaliśmy na drugie piętro, więc gdzieś pewnie tam mieściła się jego sala. Don dalej się do mnie nie odzywał. Chodź znaliśmy się stosunkowo krótko miałam dziwne wrażenie, że nasza znajomość trwa całe życie. Wysiadłam z windy tuż przed Donem, ale i tak musiałam się go pilnować, on słuchał ochroniarza, więc wiedział dokąd mamy iść. Zatrzymaliśmy się przed salą 213. Chcieliśmy wejść do środka, ale akurat młodzież się pakowała, więc poczekaliśmy jeszcze trochę. Kiedy wszyscy opuścili salę weszliśmy do środka. Don zamknął za nami drzwi, a ja podeszłam do mężczyzny w średnim wieku i pokazałam mu odznakę.
- Dzień dobry, a państwo w jakiej sprawie?
- Witamy. Pewnie pamięta pan dziewczynę o imieniu Mellisa, na której przeprowadziłeś operację usunięcia organów! - powiedziałam.
Mężczyzna podszedł wściekły do okna, ale nie wydał z siebie ani jednego dźwięku. Czekaliśmy, w końcu zacznie śpiewać, bo widać było po jego minie, że męczy go poczucie winy. I miałam rację po chwili zaczął gadać.
- Tak to byłem ja, ale on groził mojej rodzinie! Przyłożył lufę pistoletu do głowy mojej żony, co miałem zrobić?! Dać ją zabić?! Na moich oczach!! - krzyczał wściekły cały czas wpatrzony w okno.
- Kto kazał to panu zrobić?
- Nie wiem. Nazywał się Cain i nic więcej o sobie nie mówił. On tą młodą dziewczynę czymś odurzył, a mi kazał dokończyć resztę. Co miałem zrobić?! Powiedzcie mi!
- Zabieramy pana na przesłuchanie. Wyjdzie pan sam czy założyć panu kajdanki? - pokazałam na srebrne bransolety.

Czas mijał na prawdę szybko. Ryanowi w końcu udało się ustalić właściciela samochodu przy którym Mia rozmawiała z tajemniczym mężczyzną. Do tego wcześniejszy zatrzymany Jack podał nam rysopis Caina, ale musieliśmy to jeszcze potwierdzić zeznaniami i pamięcią profesora. Natalia późnym po południem przyniosła nam cenną informację, że ostatecznego śmiertelnego ciosu nie wymierzył jej kierowca Jack. I tak byłam na niego wściekła, że był przy tym wszystkim, a nie zareagował tak jak powinien. Ale reszta należy już do sądu i ławy przysięgłych.
- Słuchajcie! - powiedział podekscytowany Jared. - Mam newsa! Znaleziono ten samochód Jacka, który należał do Caina. Jest co prawda spalony, ale może uda się nam coś znaleźć.
- Świetna robota. Zajmij się tym z Ryanem i technikami. - powiedział Don.
Chłopaki bez żadnego marudzenia zabrali się do pracy. Natalia siedziała tak przy biurku Ryana i myślała, ale nie chciałam się w to mieszać. Bardzo ją lubiłam, ale nie umiałam rozmawiać o problemach innych ludzi. To było dla mnie trudne, ale starałam się jak mogłam. Po dłuższej chwili Natalia powiedziała, że pójdzie sprawić jeszcze raz ślady z ciała zamordowanej dziewczyny i da nam znać jeśli znajdzie coś nowego. Don siedział i szukał coś w komputerze, a ja przeszłam się do Mii.
- Cześć Mia. Jak się czujesz? - spytałam z troską.
- Hej. Jest lepiej. Złapaliście ich? - zapytała.
- Mamy już potwornego lekarza i kierowcę. Poszukujemy Caina.
- Zapłaci za to? Chce żeby dostał najsurowszą karę jaką tylko można dać takiemu draniowi!
- Mia spokojnie. Sąd wyda sprawiedliwy wyrok dla nich wszystkich. Muszę iść, może pomogę w czymś detektywowi Paynowi. Trzymaj się.
- Dzięki.
Wyszłam z pokoju od Mii i szybko pobiegłam do Dona. Tylko po sygnale od niego na komórkę mogłam się domyślić, że coś znalazł.
- Don co jest? - spytałam.
- Mamy Caina.
- No co Ty! Jedziemy!
Wybiegliśmy z budynku jak oparzeni. Nie było czasu żeby przemyśleć to i owo, bo w nas się dosłownie gotowało, żeby dać temu bydlakowi w kość. Byliśmy u niego w może 15 minut, po czym wyjęliśmy broń i sprawdziliśmy teren.
- Czysto! - powiedziałam po czym weszłam przez frontowe drzwi do środka.
Dom był mały i skromnie urządzony. Don pokazał mi, że mam sprawdzić górę, a on sprawdzi cały dół. Nie sprzeciwiałam się. Pomału i ostrożnie po schodach szłam w górę sprawdzając co chwilę czy u Dona wszystko dobrze. Usłyszałam jakiś hałas w pokoju po prawej stronie. Nie patrzyłam na ostrożność i bezpieczeństwo. Chciałam go tylko złapać... Wbiegłam do pokoju i wycelowałam. Nie było go. Wtedy z zaskoczenia oberwałam jakimś kijem po rękach. Bolało.. broń wypadła mi z rąk i potoczyła się w stronę okna. Chciałam ją złapać, ale mężczyzna był silniejszy. Zaczął mnie okładać pięściami, ale nie dałam się. Obronę miałam opanowaną do perfekcji. Strzeliłam mu w twarz lewy sierpowy przez co Cain zatoczył się pod okno. Słyszałam jak Don coś do mnie krzyczy. Mężczyzna otworzył okno, spojrzał się na mnie i wyskoczył.
- Don! Wyskoczył. Ogród! - krzyczałam po czym podniosłam broń.
Kroki w domu ucichły co znaczyło, że Don wybiegł na przeciw niego. Wychyliłam się przez okno. Przeraziłam się wysokością, chodź nie było wcale wysoko, ale mój lęk dawał po sobie znać. Weszłam na parapet i wyskoczyłam za nim. Ostrożnie się rozglądałam i pomału szłam przed siebie.
- Snow! Tutaj!
Usłyszałam głos Dona. Kiedy dobiegłam do niego miał wymierzoną lufę swojej własnej broni w skroń. Zamarłam.
- No podejdź tylko a rozwalę mu łeb! - krzyczał Cain.
- Cain spokojnie. Odłóż broń i oddaj się w ręce policji. Tylko tak sobie pomożesz. - powiedziałam przekonująco.
- Chyba śnisz maleńka!
Podeszłam blisko, ale mężczyzna odbezpieczył broń.
- I co teraz?! - powiedział kpiąco. - Chcesz żeby zginął?
Tak na prawdę nie wiedziałam co mam robić. Jako policjant wiedziałam, że muszę uratować swojego partnera przy czym muszę zostawić Caina przy życiu. Wahałam się.
- Snow strzelaj! - powiedział Don.
Nie zostało mi nic innego niż mu zaufać. Wycelowałam i wystrzeliłam. Postrzeliłam go w ramię, ale to ułatwiło zadanie Paynowi. Wziął obrócił się i szybko go pokonał ostatecznym ciosem w brzuch. Cain leżał i zwijał się na chodniku. Chciałam założyć mu kajdanki, ale siła miłości była wyższa. Podbiegłam i przytuliłam się do Dona. Byłam taka szczęśliwa, że nic mu nie jest. Pocałowałam go czule, zapominając, że morderca leży obok i zwija się z bólu.
- To jeszcze nie koniec! - powiedział chwytając broń w ręce.
Odepchnęłam Dona z linii strzału. Odbezpieczyłam swoją i usłyszałam strzał. A potem słyszałam tylko echo gdzieś daleko w mojej głowie.. i czułam ciepłą plamę na brzuchu. Osunęłam się na ziemię zamykając oczy...
***
Hej! Co tam? Dawno nie pisałam, ale było to spowodowane brakiem czasu. Tyle miałam do zrobienia, że brakowało mi nawet czasu dla samej siebie. Na szczęście dzisiaj udało mi się napisać nową część i trochę odpocząć. Mam nadzieję, że się podoba :) No cóż, miłego wieczorku!
Pozdrawiam! :*

3 komentarze: